4. Wagary

57 11 4
                                    

– Wypuszczą nas woźne? Powinnyśmy mieć zwolnienia.

– Wejdziemy w tłum, teraz ludzie idą na drugą lekcyjną.

– Sprytne, ale będziemy szły pod prąd.

Lena tylko wzruszyła ramionami. Zachowywała się tak, jakby możliwość porażki albo zmiany jej planów po prostu nie istniała. Przebrnęły przez grupę, chwilę pokręciły się przy wejściu, by się nie przepychać, aż w końcu wyskoczyły na świeże powietrze. Emilii zdawało się, że ktoś je zawołał, ale nie odwróciła głowy. Odeszły kawałek i Lena wyjęła telefon.

– Co tak się rozglądasz?

– Nic. Będziemy miały nieobecności.

– Napiszesz sobie usprawiedliwienie z całego dnia – mruknęła Lena, szybko przeglądając coś w telefonie. – Proszę o usprawiedliwienie nieobecności mojej córki z powodu jej w pełni uzasadnionej niechęci do stawienia się w placówce zbiorowej opresji i negatywnego programowania.

Emilia kiwnęła głową z uznaniem. Nie zrozumiała części z negatywnym programowaniem, ale wszystko ze słowem „programowanie" brzmiało wystarczająco mądrze, by temu wierzyć.

– A ty?

– Mniej wiesz, lepiej śpisz.

– Ok. Co robimy? – spytała Emilia.

– Jedziemy do mnie. Zaraz będzie auto.

– Tak daleko mieszkasz? Nie ma busa?

– Nie uznaję zbiorowej komunikacji miejskiej.

– Co z nią nie tak?

– Nie dowiezie mnie tam, gdzie chcę się dostać.

Grupy spóźniające się na drugą lekcję powoli znikały, a zza chmur zaczęło wyglądać słońce. Kilka minut później podjechało połyskujące czarne BMW i dziewczyny usiadły z tyłu. Emilia nie mogła zrozumieć, skąd koleżanka wytrzasnęła taką taksówkę, bo taksówki, do których przywykła, były brzydkie, odrapane, oklejone napisami taxi i śmierdziały w środku odświeżaczem powietrza „sosnowy las". Tu wszystko było ładne, schludne, a wnętrze pachniało skórą i świeżością.

– Lena, to na pewno dobry samochód?

Lena leniwie uniosła oczy znad telefonu i spojrzała na kierowcę.

– Ten.

Wyjechały z miasta, a Emilii zaczęło szybciej bić serce. Zaczęła podejrzewać najgorsze.

– Nie wywozisz mnie, by mnie zabić, nie?

Lena zmarszczyła czoło.

– Co?

– Nie wiem. Porwanie ze szkoły. Czarny samochód wywożący za miasto.

– Sama się zgodziłaś – rzuciła, nie odrywając spojrzenia z telefonu.

Dobra, pomyślała, trzeba uśpić czujność porywacza. Emilia szybko przejrzała swój telefon, ze znudzeniem liczyła mijane drzewa za oknem, a w końcu postanowiła nawiązać rozmowę.

– Co tam robisz?

– Czytam o tworzeniu legalnych zgromadzeń.

Emilia pomyślała, że to pewnie jakaś kolejna praca domowa, o której całkowicie zapomniała. Miała nadzieję, że tym razem koleżanka się podzieli wiedzą, a nie odda ją pierwszemu lepszemu chłopakowi z klasy. To też zresztą nie dawało jej spokoju.

– Czemu oddałaś mu swoje wypracowanie?

– Bo i tak nie chciałam iść na polski.

– Ale wiesz, że będziesz musiała napisać jeszcze raz?

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz