Nightmare

49 6 22
                                    

~~~~~
Witam, witam i o zdrowie się pytam
Kolejny rozdział wlatuje, a ja mam nadzieję, że u was wszystko w porządku. 😉
~~~~~~~

Siedziałam przy brzegu jeziora, kończąc portret mojego przyjaciela.

Luke natomiast siedział, oparty o pień drzewa, z założonymi słuchawkami i zamkniętymi oczami.

Podniosłam oczy znad zeszytu, rozglądając się wokoło. Widok jaki miałam przed sobą, zawierał dech w piersiach. Nasze miejsce spotkań nazywamy magicznym zakątkiem, ponieważ ten jedyny kawałek Central Parku nie jest dość często odwiedzany przez ludzi, bo ciężko się tutaj dostać. Jedyna droga do magicznego zakątku jest przy murze, który został porośnięty bluszczem. Kiedyś Central Park nie był ogrodzony murami, jednak rząd postanowił stworzyć ogrodzenie, ponieważ bali się, że park zostanie rozwalony, a w jego miejsce zostaną wybudowane kolejne bloki.

Uśmiechnęłam się, widząc jak łabędź podpływa bliżej brzegu.

-Cześć maluszku - szepnęłam, na co ptak przekręcił łepek w bok, patrząc się na mnie z zaciekawieniem, tak jakby rozumiał co mówię. - Czemu sam pływasz, nie masz przyjaciół? - spytałam się, a jak na zawołanie przypłynął kolejny łabędź. Powiedział coś w ich języku do drugiego i we dwójkę odpłynęli.

Uśmiechnęłam się mimowolnie, wracając do dokończenia rysunku, w międzyczasie nucą sobie jakąś melodię, która stworzyła się w mojej głowie.

-Od jak dawna gadasz z ptakami? - podskoczyłam przestraszona, kiedy usłyszałam za swoimi plecami pytanie, które zadał Luke.

-Nie gadam, tylko jeden pod płyną blisko, więc się przywitałam. - wyjaśniłam, chowając ołówek i szkicownik, ze skończonym portretem, do plecaka. W tym samym czasie Luke usiadł koło mnie, rozglądając się dookoła. - Pięknie tutaj jest.

-Zawsze tak mówisz, jak tutaj przychodzimy. - odrzekł chłopak, na co się uśmiechnęłam. - A tak w ogóle to słyszałaś ostatnie wiadomości?

- Co masz na myśli? - odparłam pytaniem na pytanie, nie patrząc się na Luke'a, tylko podziwiając przejrzystą wodę, w której pływały różnorodne rybki.

-Chodzi mi o wczorajsze wiadomości, gdzie mówili, że zaczynają łapać ludzi, którzy mają Białą Śmierć. - wyjaśnił, a uśmiech, który gościł mi na ustach, zniknął, słysząc te słowa.

Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, przyglądając mu się. W jego wyrazie twarzy widziałam smutek i strach.

-Będą was zamykać w mieście usytuowanym gdzieś na południowym-zachodzie Stanów. Nikt nie wie dokładnie gdzie to jest. - na chwilę umilkł, odchylając głowę, zamykając oczy i wypuszczając głośno powietrze. - Nie chcę ciebie stracić. Nie po tym ile przeszliśmy.

Zamknęłam na chwilę oczy, żeby powstrzymać napływające łzy. Wstałam z trawy i podeszłam do Luke'a, przytulając go.

Nasza relacja miała wzloty i upadki. Jednak najgorszym etapem naszej przyjaźni była pierwsza i druga klasa szkoły licealnej. To właśnie wtedy laboratoria zaczęły intensywne badania nad nami. Przez co nie było mnie na większości lekcji, a co za tym szło to, że byłam strasznie w plecy z materiałami. Jednak najgorsze było to, że z powodu badań zaczęłam strasznie chudnąć. Nie ważne ile jadłam, moja waga nadal spadała. Teraz przy moim wzroście, metrze sześćdziesięciu, ważę około czterdzieści pięć kilo. Szkolna lekarka kiedyś się mnie spytała, czy nie mam anoreksji, bo wyglądam jak trup, tylko skóra i kości. Przez taki komentarz zaczęłam siebie źle traktować. Coraz dłuższe treningi i większa ilość jedzenia nic nie pomagała. W głowie non stop słyszałam komentarze, że wyglądam jak umarlak. Doszło nawet do takiego momentu w moim życiu, że zaczęłam się ciąć przez to wszystko.

ZakażeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz