Od spotkania ze wszystkimi zakażonymi, na dziedzińcu, minął tydzień. Przez ten czas dużo się wydarzyło.
Laboratorium oraz szpital wyremontowaliśmy, co było nie lada wyzwaniem. Brak jakichkolwiek narzędzi, utrudniało wszystko, jednak było warto, bo dzięki temu część mieszkańców może pomóc reszcie. Dyżury w szpitalu został wywieszone na drzwiach tak, żeby każdy wiedział kto dzisiaj jest w nim i ich obsłuży. Podobnie jest z laboratorium. Z taką różnicą, że w nim przesiaduje najczęściej Theo, Loreen i czasami Nightmare wraz z Mateo, kiedy chcą pomóc, bądź znaleźć spokojniejsze miejsce, gdzie mogliby w spokoju przetłumaczyć zeszyt. Ludzie w mieście zaczęli coraz częściej wychodzić z mieszkań i przesiadywać to na dziedzińcu, to przechadzać się między blokami, to przebywać w bunkrze, który zamieniliśmy w salę treningową. Ten pomysł zawdzięcza się Night, która za długą namową Loreen zgodziła się trenować część ludzi. Potem tylko zaczęli zgłaszać się osoby, które chciały e pomóc. I tak oto mamy prawie dzień w dzień mamy godzinne treningi.
Jeśli chodzi o nasze relacje, zmieniły się one diametralnie. Każdy z nas otworzył się i staliśmy się w jakimś stopniu rodziną, która wspiera siebie nawzajem. Nawet Nightmare, która najdłużej trzymała swoje najciemniejsze tajemnice, którejś nocy otworzyła się przed nami wszystkimi. Dzięki temu teraz widzę ją częściej uśmiechniętą i bardziej wolną od jakichkolwiek problemów. Jednak nadal jest najlepszą osobą w mieście, która umie dobrze się obronić. Z każdego treningu ludzie wychodzą zmęczeni, ale z nadzieją, że jest coraz lepiej. Widząc ich, czuję w sercu ulgę, że udało nam się w tak krótkim czasie wszystkich ludzi zjednoczyć. Co prawda zdarzają się jeszcze jakieś szemranie i gadanie złych rzeczy pod naszymi imionami, jednak to powoli zanika.
Poprawiam się w rogu kanapy i wracam do zaczętej książki. Aktualnie jest już wieczór, a przez cały dzień deszcz padał, więc nie widzieliśmy sensu wyjścia z mieszkania.
Odrywam wzrok od liter i przyglądam się wszystkim. Jack wraz z Mateo grają już od jakiegoś czasu w karty. Kiedyś spytałem się mojego przyjaciela skąd je wziął, to on jedynie mrugnął okiem i powiedział, że ma swoje sposoby. Wolałem się jednak nie dopytywać, bo z Jackiem to różnie bywa, jest nieprzewidywalny. Przy dużym stole siedział Theo z książkami, przepisując z nich coś ważnego, zapewne. Natomiast na parapecie siedzi Nightmare i kończy kolejny rysunek w swoim szkicowniku. Obrała te miejsce tylko i wyłącznie dlatego, że ma dobry widok na kończący się mur i niebo, które już od trzech dni jest zasłonięte deszczowymi chmurami. Lily i Zacha nie ma już od jakiś dwóch godzin, co zaczyna mnie powoli niepokoić.
-Lily i Zach poszli omówić pewne sprawy na przodzie miasta, bo jakaś grupa poprosiła ich o rozmowę. - wyjaśnił Mateo, kiedy z samego rana wyszedłem z pokoju.
Znowu poprawiam się na sofie, starając się skupić na słowach w książce, jednak do mojej głowy zaczynają napływać coraz to bardziej nieprzyjemne myśli.
W pewnym momencie słyszę w hallu trzask drzwi i parę sekund później w przejściu do salonu stają Lily z Zachem.
-No nareszcie jeste... -Nightmare oderwała się od swojego zajęcia, mówiąc, jednak kiedy skrzyżowała wzrok z przybyłą dziewczyną, zamarła. Widząc jej przestraszony wzrok, sam odwróciłem się w stronę bliźniaków.
We dwoje byli cali mokrzy do takiego stopnia, że z ich ubrań spływała woda. Natomiast z twarzy nic nie można było wyczytać.
Pustka.
Pustka w oczach, pustka w jakimkolwiek ruchu.
W pewnym momencie Lily osunęła się na kolana, ogarnięta nagłym atakiem płaczu. Night widząc to, podbiegła do niej, kucając i przytulając ją, wcześnie ściągając z niej mokry płaszcz. W tym samym czasie Zach ściągnął z siebie mokre okrycie i usiadł na sofie, przecierając nerwowo kąciki oczu.

CZYTASZ
Zakażeni
Ficção CientíficaRok 2048 - rok, w którym zostaje podany lek do testów miliona małych dzieci, żeby sprawdzić,czy dzięki niemu będą odporne na wszelakie choroby cywilizacyjne. Niestety testy się nie powiodły, przez co utworzył się w organizmach testowanych wirus, o n...