Nightmare

17 4 3
                                    

~~~
Witam kochani, jak tam u was?
Jak widzicie powróciła mi chęć do pisania. Chyba winą tego była brzydka pogoda, która utrzymywała się przez prawie dwa tygodnie i odbierała mi jakiekolwiek chęci do pisania i nie tylko tego.
Ale kończę już te moje wyżalanie się i zapraszam do czytania. 😉
Miłych wakacji 💜
~~~~

Strugi deszczu spokojnie sunęły po szklanej tafli okien. Świat za nim wyglądał jakby nikt na świecie nie został z naszej cywilizacji, a natura postanowiła też odpocząć, więc wysłała deszcz na Ziemię, żeby zmazał jakiekolwiek ślady po działalności człowieka. Miasto zakażonych stało się od jakiś paru dni cmentarzyskiem, ponieważ nikt nie wychodzi z domu, bo pogoda nie jest odpowiednia na wychodzenie, a na siedzenie pod kołdrą. Dodatkowo zapach rozkładających się ciał, mieszający się z deszczem, jest nie do zniesienia, przez co nikt nie otwiera okien, bo zapach powoduje odruchy wymiotne i ciężko jest się go pozbyć, jak się zamknie okno.

Poprawiam się na parapecie, na którym przesiaduję większość dni. Najczęściej ze sobą biorę książkę, albo swój szkicownik, w którym niestety powoli zaczyna brakować kartek na moje projekty. Mogłam poprosić Olivera któregoś dnia, żeby mi przyniósł nowy, jednak dopóki mam jeszcze miejsce mogę w nim rysować.

Przez te dwa tygodnie w mieście Zakażonych niewiele się zmieniło. Co prawda w pierwszy tydzień większość ludzi widywałam na cmentarzu przy grobach swoich bliskich. Niestety nie spodziewaliśmy się, że w następnym tygodniu będzie padać intensywny deszcz, który spowodował, że na nowo zaczęliśmy nakładać nasze maski, jak wychodziliśmy na podwórko, ponieważ miały one możliwość filtracji powietrza. Jednak niestety nie mieliśmy zapasowych filtrów ze sobą, więc nakładamy je, kiedy musimy przebywać na zewnątrz dłużej niż pół godziny.

-Siedzisz już na tym parapecie kolejną godzinę, nie jest ci zimno? - pytanie Mateo sprowadziło mnie na ziemię. Chłopak stał oparty o ścianę i wpatrywał się przez drzwi balkonowe. Był przebrany w luźniejsze ubrania, a jego kasztanowe włosy przyklejały się do czoła, co oznaczało, że niedawno się mył.

Oprócz nas nikogo nie było w mieszkaniu, ponieważ Theo większość czasu spędza w laboratorium wraz z paroma ludźmi Olivera i Loreen, żeby ustalić wszystko odnośnie antidotum, Lily dzisiaj ma dyżur w szpitalu, więc w momencie kiedy wstaliśmy, dziewczyny już nie było. Natomiast Jack, Devon i Zach poszli na trening, ponieważ grupka ludzi przyszła do nas i ich namówiła. Mnie też namawiali, jednak  po wczorajszym całodniowym treningu z piątką tych samych ludzi, moje ciało odmówiło wszystkiego. Mateo swój trening odbył z samego rana, tak przynajmniej mi mówił, jak minął się w drzwiach naszego mieszkania z chłopakami. Był cały przemoczony, ale jak zawsze uśmiechnięty. Nie raz zaskakiwał mnie tym, że jako jedyna osoba z naszej grupy umiała każdego pocieszyć, ale także w trudnych chwilach znajdywał sposób na wywołanie na naszych twarzach uśmiech. Choć był on słaby, ale zawsze był.

-Siedzę na kocyku, więc nie zmarznę. - odparłam, bawiąc się ołówkiem w palcach.

-Natura czwarty dzień już płacze. - westchnął Mateo, na co ja zwróciłam w jego stronę wzrok, bo byłam zaskoczona jego słowami. - Moja siostra, jak byłem mały, mówiła, że kiedy pada oznacza to, że natura płacze.

-Zawsze jest jakiś powód płaczu, natura powinna też mieć ku temu powód. - odparłam, na nowo odwracając głowę w stronę okna. Stukot kropel o barierki, ale także o parapet, powodował dosyć ciekawą melodię, która z jednej strony, uspokajała poharatane serce, ale z drugiej strony irytowało innych wybijany ten sam rytm.

-Płacze nad smutnym losem ludzi - odparł, opierając się o ścianę i zamykając na chwilę oczy. - Z początku jej nie wierzyłem, jednak za każdym razem jak czułem się fatalnie, to zazwyczaj padał deszcz. Chociaż nadal wiem, że to jest bajka dla dzieci i możesz się z tego śmiać, ale...

ZakażeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz