Devon

23 5 5
                                    

~~~
Witam, witam i o samopoczucie się tym razem pytam.

U mnie jest dosyć kiepsko, ale jakoś daję radę. W myślach mam już to, że za niedługo święta i odpoczynek od tego wszystkiego.

Więc na poprawę humoru wysyłam wam rozdział, także życzę miłego czytania i trzymajcie się ciepło.

~~~~~

Młodzieży przybywało, a nasz "opiekun" nadal czekał. Dopiero kiedy nikt nie szedł w naszym kierunku, zaczął ogłaszać przemówienie:

- Witam wszystkich, mam nadzieję, że każdy z was się wyspał i czuje się wypoczęty. Dzisiaj dajemy wam paczki żywnościowe, które powinny starczyć wam na miesiąc. Każda paczka jest dobrze przystosowana do was. Żeby je zdobyć, musicie podejść do nas i podać imię i nazwisko. - na chwilę umilił, przyglądając się wszystkim. - Ustawcie się w trzy rzędy i nie przepychajcie się, ponieważ każdemu starczy, a jeśli ktoś nie posłucha się rozkazu, spotkają ich nie za miłe konsekwencje.

Po jego wypowiedzi wszyscy ludzie podzielili się na trzy grupy i stanęli w trzy rzędy, jak pan Robinson zarządził. My natomiast staliśmy na uboczu i czekaliśmy, aż najbliższa kolejka zmniejszy się. Wszystko odbywało w jak największej ciszy. Nikt nie gadał, nikt nie szeptał, nikt nie szurał butami.

Jednak ta cisza niestety nie trwała zbyt długo. W środkowym rzędzie, jakiś chłopak, może w moim wieku lub trochę młodszy, popchnął o wiele młodszą od niego dziewczynę, która upadła na ziemię.

-Kazałem ci się ruszyć, a nie, kurwa, stać jak jakiś słup soli. - krzyknął, zwracając przy tym wszystkich uwagę. - Na co się, kurwa, patrzycie?!

-To się źle skończy. - szepnęła Nightmare, zakładając kaptur, tak, że jej oczy zostały zasłonięte czarnym materiałem.

Zwróciłem z powrotem oczy na tego chłopaka, w ostatnim momencie, ponieważ było słychać strzał i jego krzyk z bólu oraz wiązankę przekleństw.

-Czy to prawda, że mówiłem, żeby się nie przepychać? - spytał się pan Robinson głośno tak, żeby każdy go usłyszał. - Czy mówiłem? - krzyknął wkurzony, na co pojedyncze osoby przestraszone, odpowiedziały tak. - No, następnym razem amunicja tego pistoletu trafi albo w serce albo w głowę osoby, która nie podporządkuje się. Czy to jest jasne? - zapytał się, a moje dłonie zacisnąłem w pięści. Jednak je rozluźniłem, kiedy poczułem jak Night kładzie swoją małą dłoń na nich. Zwróciłem wzrok w jej stronę, a ona pokręciła przecząco głową, dając mi do zrozumienia, że tak tego nie załatwię.

Westchnąłem, zamykając oczy, żeby się uspokoić. W głowie chodziłam mi tylko jedna myśl. Czyli o to mu chodziło, kiedy powiedział o nie za miłych konsekwencjach.

-Ej jedna kolejka się zmniejszyła. - zauważyła Lily, pokazując najbliższy rząd przy nas.

Bez zbędnego gadania skierowaliśmy się w tamtą stronę stojąc jeden za z drugim.

-Imię i nazwisko - odparł bez namiętnie mężczyzna z ciężarówki. Każdy z nas podał swoje dane i dostaliśmy trzy, ciężkie reklamówki.

-Cięższych się nie dało. - burknęła Night, zatrzymując się i prostując plecy. Wszyscy stanęliśmy, bo reklamówki na serio były strasznie ciężkie.

-Dasz radę? - spytał się Theo, podchodząc do dziewczyny.

-Jakoś dam - rzekła, biorąc z powrotem za rączki i idąc wraz z nami do mieszkania.

Powiem szczerze, że pierwszy raz tak czas mi się dłużył. Sekundy zmieniały się w minuty, a minuty w godziny. Dopiero teraz zrozumiałem, jakie ma znaczenie samochód. Dopiero teraz, kiedy wszystko będziemy musieli nosić i być zdani na własną siłę.

ZakażeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz