Rozdział 5

1.5K 86 2
                                    

Perspektywa Matta

Środa i czwartek zleciały tak jak powinny, czyli rutyna bez niespodzianek. Można było zapomnieć że w ogóle taki dzień był. Nie źle to ująłem. Bardziej była to dla mnie daleka przeszłość. Tak że to się wydarzyło ale bez większego skutku. Te dwa dni zaliczały się do dni moich dni na uczelni jako bycie pilnym studentem. Co daje do końca tygodnia wolne od tego. Teraz to muszę tylko chodzić do pracy do soboty i znowu wszystko od początku.

Dzisiaj jest piątek. Dzień pracy i dzień kiedy z dziewczyną wychodzę do pracy. Tego dnia ma ona później wykłady więc idzie ze mną do pracy, pije kawę, zamawia coś do jedzenia i gada ze mną lub Naomi jeśli któreś z nas nie jest zajęte. Po jakiejś godzinie udaje się na uczelnię. Dla mnie to bez sensu. Może sobie pospać godzinę dłużej ale nie. Woli wyjść. Nie żeby mi to przeszkadzało. A nawet robi miś IE ciepło na sercu że woli spędzić czas z moją osobą niż pośnić.

Tak i było dzisiaj.

Powoli zaczęliśmy się zbierać abym mógł wszystko ogarnąć przed otwarciem. Może nie musiałem tak wcześnie jak zwykle,bo przyjaciółka mi pomagała w prostych pracach jak pościeranie stołów czy podlanie kwiatów doniczkowych. W kafejce jest dużo zieleni. Pani Kris kiedyś wyczytała, że to to podobno ma wpływ na nasze samopoczucie. Nie wiem czy to prawda, ale w tym miejscu czuje się jak w rodzinnym domu.

Przed wyprowadzką do innego miasta z mamą nasz dom zawsze był zapełniony roślinami. Od małych sadzonek po takie przypominające małe drzewka. Może i mieliśmy małe mieszkanie ale bardzo przytulne. Po latach mogę stwierdzić że wpływ miały również kwiaty.

Także w domu Li jest dużo zieleniny. Tylko że jej rodzice mają dom z dużym ogrodem. Zawsze państwo Hill przywiązywało dużo wagę do tego.

Właśnie dlatego obydwoje czuliśmy się tu dobrze a nazwa kawiarenki mówiła sama za siebie. "A little Green". Jak mi wiadomo początkowy pomysł by na sklep sprzedający tylko herbatę i oczywiście miejscem gdzie można usiąść i ją wypić. Ale plan spalił na panewce. A nazwa została.

Popatrzyłem na zegar jest dwadzieścia po siódmej czyli czas na wyjście a ona dalej niegotowa. Czekam na nią już z dziesięć minut aby pójść do łazienki. Co kobiety robią w toalecie że aż tak długo im to zajmuje? Chociaż ona nie siedzi tak długo jak reszta. Są jakieś plusy.

- Długo będziesz jeszcze siedział i patrzył na pustą ścianę z pustym kubkiem w dłoni.- Odezwał się obiekt długo przeze mnie oczekiwany. Miała na sobie ciemne rurki na to fioletowego kangurka z kapturem. - Rozumiem, że to bardzo ciekawe zajęcie, ale przypomnę ci że masz dzisiaj do pracy. No rusz się.- Mówiąc to lekko kopnęła krzesło na którym siedziałem.

- Gdyby ktoś miał dłuższe ręce i nogi to by dosięgnął do pułki to bym krócej popatrzył na ścianę.- Uwielbiam wypominać naszą różnice wzrostu. Może i jestemi niecałe sześć centymetrów wyższy. Ale trzeba dodać że ona jest alfą a ja jedynie omegą. To już jest duża rana na dumie alfy. Co najmniej powinna być.

- Trudno się mówi. Nie każdy ma ponad metra siedemdziesiąt. A nawet kiedy bym miała, czas w łazience to świętość i zajmuje tyle ile potrzeba.

- Już się tak nie ekscytuj, krasnalu. - Ostatnie słowo wyraźnie podkreśliłem aby jeszcze bardziej są zdenerwować. Zazwyczaj za pierwszym razem mi się to nie udaje. Ale za którymś z kolei już tak. Nie wkurzam jej tak żeby trzasnęła za sobą dzwami jak będzie wychodzić tylko tak łagodnie. Wtedy mogę ją upomnieć o kontroli emocji. Na naszym kochanym świecie, proszę wyczuć ten sarkazm, jest mnóstwo farmazonów z którymi nie mamy już oboje siły i się z tego śmiejemy. Niestety ale to z emocjami ma swoją słuszność. Może nie całkowitą ale kiedy będzie chciała znaleźć pracę to będzie musiała udowodnić swoją kontrolę nad zapachem omeg i emocjami. Tak to właśnie wygląda. Ja nie muszę mieć takiego testu. Ludzie od razu albo mnie odrzucają albo przypuszczają ,że jak na omege przystało jest spokojny, bojaźliwy i uległy. Jak się strasznie mylą w moim przypadku.

- Spokojnie wdech i wydech.- Usłyszałem cichy głos dziewczyny, a ja na to cicho się śmieję, oczywiście tak aby obiło się jej o uszy.- No swoje cztery litery i wypad z domu. Ktoś musi zarabiać w tym domu.- A no tak tylko ja tu pracuję. Ona dostaje kasę na studia, mieszkanie i wyrzucenie. Jej rodzice także chcieli mnie sponsorować. Odmówiłem. Była niezła kłótnia, może to za duże słowo, ostra wymiana zdań. Przestało na tym że oni płacą za nasze wspólne mieszkanie i za rachunki za nie. Ja mam zarabiać dla siebie i mam nie dokładać się do wspólnego konta. Nie stosuję się do tego ostatniego, ale oni nie muszą o tym wiedzieć.

Zamiast jej odpowiedzieć podniosłem się, włożyłem kubek do zlewu i udałem się do przedpokoju. Słysząc kroki za mną stwierdzam że alfa zrobiła to samo. Już pociągnąłem za otwarte wcześniej dzwi jak usłyszałem komentarz wypowiedziany do mojej osoby.

- Jesteś pewny, że chcesz tak wyjść.- Cofnąłem się do lustra, które wisi w naszym korytarzu. Nic nadzwyczajnego nie miałem na sobie. Czarne bojówki a do tego czarna rozpinana bluza z kapturem. Stare adidasy i czapka z daszkiem.- Każda laska na ciebie się rzuci jak tylko zobaczy.- Dodała z małym chamskim uśmieszkiem.

- Nie widzę problemu.- ta tylko prychnąła- Będziemy udawać parę.

- Nie pierdol tyle tylko wyłaź. Chce jeszcze posiedzieć w zamkniętej Zielonce. - Mówimy tak o kawiarni państwa Taylor. Taki skrót. Wyminąła mnie w korytarzu i wyszła z mieszkania. Miała swoją torbę, zakładaną przez ramię, którą teraz trzymała w ręku. - Idziesz.- Podchwyciłem moją czarną nerkę i podążyłem za nią i pozwalać zamknąć drzwi.- A klucze?- Pokazałem wiszące na wskazującym palcu plik kluczy. Wszystkie jakie posiadam i które są mi nie zbędne do przemieszczania się mam przy jednym metalowym kułeczku. Za dużo ich nie mam, do mieszkania, do klatki schodowej w bloku, skrzynki pocztowej i parę do kawiarni.- Tylko pytam. Nie mam najmniejszego zamiaru później zawracać,bo tobie się coś zapomniało.- Coś tam jeszcze mówią na ten temat. Nie słuchając monologu zacząłem schodzić po schodach. Nasz blok ma cztery piętra zamieszkalne i brak windy, a my mieszkamy na samej górze. Dzisiejszy trening zaliczony. Nie no żartuję, po pracy wyciągnę pannę na bieganie. Jakoś mi się zebrało, a jeśli ja tego dzisiaj nie zaproponuję to w niedzielę rano będzie mnie wyciągać za nogi lub co gorsza obleje zimną wodą. Kiedyś już mi zrobiła taką pobudkę. Na samą myśl przechodzi mnie dresz.

Po dziesięciu minutach byliśmy pod moim miejscem pracy. Akurat się wyrobiliśmy bo jest za piętnaście ósma. Tyle czasu powinno nam wystarczyć.

Jak zwykle przed tylnymi drzwiami wylegiwał się jasny kocur. Usłyszawszy kroki jedynie otworzył jedno oko i spojrzam najpierw na mnie potem na damską alfę i na końcu na drzwi. Był to znak że futrzak tylko czeka aż otworzę a on jak strzała poleci na poduszki pod oknem. O tej porze świeci tam słońce. Tak jak przewidywałem. Jak uchyliłem lekko drzwi w celu dalszego otwierania, zobaczyłem tylko jasny przebłysk i tyle go widziałem na dworze.

~~~~~~

- Będę się zbierać.- powiedziała Li w trakcie wstawiania od stołu.- Przyjdę po wykładzie i razem wrócimy. - Zdziwiłem się. Nigdy tak nie robiła. Zawsze wolała wrócić wcześniej do domu przede mną. W piątek wyglądało to tak, że razem idziemy do mojej pracy razem ale wracamy osobno. Jeden raz się coś takiego zdarzyło, kiedy jakąś natrętna klientka zatruwała mi życie.

- Czyżbyś się bała, że nie wrócę, że ucieknę od ciebie. Może to nie najgorszy pomysł. Zastanowią się nad tym. - Chciałem abym zabrzmiał jak najbardziej poważnie, ale widząc minę krasnala przypuszczam że nie udało mi się.

- Powodzenia.- Jedynie posłałem jej szeroki uśmiech.- Nie chcę abyś wracał sam. Boję się o ciebie. - Ostanie zdania powiedziała szeptem. Na pewno niebyły kierowane do mnie. No cóż.

Dziewczyna wstała, podeszła do mnie przed ladą i położyła naczynia po kawie i jakimś cieście. Nawet nie wiem kiedy je wzięła.

- To lecę.- Uśmiechnęła się promiennie, jakby chciała jak najszybciej opuścić lokal. Zaczęła wychodzić. Dopiero w drzwiach ogarnąłem o co jej chodzi.

- Wracaj i zapłać ty kupo futra.- Nie odwracając się pomachała mi ręką i już jej nie było. Jak zwykle muszę płacić za nią kiedy przychodzi do knajpy. Nie czasami jak odpracuje tutaj odpowiedni czas to na przez pewien okres nie płaci.

Westchnąłem i wróciłem do mojej pracy z uśmiechem.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz