Rozdział 22

965 59 0
                                    

Perspektywa Tristana

Obudził mnie świst czajnika i jakaś głośna rozmowa. Nie mogłem się skupić na niczym przez cholerny ból głowy. Nie miałem siły się ruszyć. Jedynie co mogłem zrobić to złapać się za koc i lepiej się nim okryć. Dawno nie miałem takiego kaca. Kto by pomyślał, że regularny imprezowicz może skończyć w takim stanie. Chyba ostatni raz się tak schlałem na urodzinach brata. Zawsze miałem mocną głowę do takich trunków. Ile musiałem wypić aby doprowadzić się do takiego stanu? Dodatkowo po wyjściu z klubu ze starymi znajomymi i jakimiś nowicjuszami nic nie pamiętam. Normalnie film mi się urwał. Chcę iść do łóżka z dodatkowym pluszakiem z zajebistym zapachem. Chcę do Matta. Nie mieszkam u niego od jakiegoś tygodnia, a moja tęsknota tylko wzrasta.

Rozmyślania przerwał mi śmiech ludzi i nowy zapach jakiejś alfy. Czekaj, ale ja przecież mieszkam sam. Włamywacze? Kogoś przyprowadziłem na noc? Kurde aby tylko nie była to laska. Mój złośnik nie może się o tym dowiedzieć jeśli tak się stało. Ale ufam mojemu wewnętrznemu wilkowi. Nie muszę o nic się bać. Mam taką nadzieję.

Wracając do tematu odgłosów.

Powoli otworzyłem oczy i zamiast mojej ciemnej garderoby przed oczami zastałem białą ścianę. Od kiedy biel myli się mi z czernią? Dodatkowym bodźcem był inny rodzaj zapachów w domu. Znany mi, ale skąd? Podniosłem się do siadu i próbowałem ogarnąć co się dzieje. Wtedy do moich nozdrzy dotarł moja ulubiona woń. Nie bacząc na bolącą głowę i brak siły poszedłem za nim i dostałem, jak przypuszczam, do stołu wokół którego siedziało troje ludzi. Dwoje z nich znałem. Natomiast trzeci był inny, nieznany. Nie podoba mi się to. I to bardzo.

Nawet nie wiem kiedy pociągnąłem moje kochanie za ramię i przytuliłem jakby był to ostatni raz w moim życiu. Można powiedzieć, że w obronie przed obcą alfą. Prawie nie czułem już bólu głowy choć był nadal odczuwalny. Teraz to nie było ważne. Nie mogłem pozwolić aby on odszedł i mnie zostawił. Zacząłem nie kontrolowanie warczeć na obcego mężczyznę. Musiało to zdenerwować omegę, bo chwilę później dostałem mocno w łeb.

- Za co?- Spytałem zdezorientowany jak tylko chłopak odsunął się ode mnie na odległość wyciągnięcia ręki. Złapałem się za potylicę w miejsce gdzie mnie trzepnął.

- Za pijactwo.- Westchnął zrezygnowanie. - Pewnie nawet nie wiesz dlaczego tu jesteś, prawda?- Zacząłem coś tam mruczeć pod nosem, że ma rację. - Możesz powiedzieć to głośniej. Nikt nie rozumie twojego durnego bełkotu.

- Nie mam zielonego pojęcia.- Powiedziałem zrozumiale.- Domyślam się, że przylazłem pod wpływem emocji do ciebie, a ty nie chciałeś mnie odwozić do domu.

- Nie, ona była temu przeciwna.- Wskazał palcem na dziewczynę za sobą. - Ja chciałem zostawić cię w taksówce, aby kierowca miał problem nie ja.

- Kochanie moje jedyne. - Rzekłem słodkim głosem i pociągnąłem do siebie. Wtedy przypomniał mi się jeden istotny fakt. - Kto to jest? - Pokazałem głową na siedzącego alfę, który przyglądał się nam jakbyśmy byli najlepsza komedią na świecie.- Koleś, mam nadzieję, że nie zarywałeś do MOJEJ omegi.- Podkreśliłem istotę słowa 'mojej'. Chciałem jeszcze coś dodać, ale dostałem w brzuch od mojego buntownika. Spojrzałem na niego. Był wściekły, a jego aura aż dymiła. - On nie wie?

- Nie, kretynie. - Warknął na mnie.

- Przepraszam Matt.- Słychać było w moim głosie skruchę. Co najmniej mam taką nadzieję. Przysunąłem go jeszcze bliżej siebie zatapiając nos w jego szyję. Szkoda, że nie czuć jego naturalnego zapachu. Poczułem jak chłopak położył swoje dłonie na moich biodrach i delikatnie oddał przytulasa. Coraz bardziej się do siebie zbliżamy. A ja jestem pewien, że nie mógłbym go zostawić za nic w świecie. - Nazywam się Tristan Davis.- Mruknąłem do siedzącego dalej kolesia. - I jestem przeznaczonym tego słodziak.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz