Rozdział 47

726 42 5
                                    

Perspektywa Matta

Orzeźwiający strumień wody dotknął mojej twarzy. Przeczesałem dłonią włosy po których sekundę później spłynęła woda. Gdy poczułem ją na całym ciele automatycznie wszystkie mięśnie się rozluźniły.

Letni prysznic po bieganiu to najlepsze co może wtedy spotkać.

Już dawno zauważyłem, że najlepiej opanowuje się właśnie tu. To tak jakby całe emocje, stres i odczuwalny dzień spływały po mnie.

Ostatnio prawie nic nie idzie po mojej myśli. Powoli tracę nadzieję, że moje życie może być spokojne i , nie wiem, normalne. Bez takich akcji. Bez upierdliwych i denerwujących ludzi przyczepiających się do mnie. Chciałbym prowadzić nudne, codzienne życie wielu ludzi. Dom, praca, dom. Chociaż to może lepiej dla mnie, że tak nie jest. Po prostu tęsknię, bardziej marzę o takich spokojnych chwilach.

Co najmniej teraz muszę rozwiązać tą sytuację z tymi alfami, a później mam nadzieję na spokojne patrzenie jak ludzie wokół mnie są szczęśliwi, jak dorastają. Być choćby kawałkiem ich życia. Tak aby mieli mnie gdzieś w pamięci.

Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale chcę żyć z nimi teraz i na długi jeszcze czas. Z moją jedyną rodziną. Mówiłem kiedyś, że niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję i dalej podtrzymuję moje stanowisko.

Chociaż gdybym wtedy zareagował inaczej lub wcześniej to teraz by ktoś jeszcze zaliczał się do tej gromadki. Gdybym coś zrobił. Oboje nie musielibyśmy przez to przechodzić. Jestem pewny, że nie tylko dla mnie rozstania nie są przyjemne ani miłe do wspominania, nie licząc tych z osobami, z którymi naprawdę nie chcę mieć kontaktu.

Jezu, jakie ja pierdoły zacząłem roztrząsać. Naprawdę czasami sam nie wiem o czym myślę. Zazwyczaj nad słowami dla mnie oczywistymi. Muszę się ogarnąć i ruszyć z tego chwilowego letargu.

Jak na zawołanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyłączyłem wodę i wyszedłem z kabiny. Owinąłem ręcznik wokół bioder wcześniej wycierając się na szybko. Nie chciałem aby Harry wraz z Rose czekali na mnie zbyt długo. Dzisiaj miałem nimi się zająć przez parę godzin. Ja nic nie miałem ważnego do roboty, a dzieciaki miały weekend i nie mogły z nikim z bliższym zostać. Podobno chciały tylko u mnie. Nie powiem, że przez to moje samopoczucie się nie polepszyło. Rodzice mieli do mnie zadzwonić gdy będą pod blokiem aby ich wpuścić, ale może po prostu klatka jest otwarta. Po za tym jest zdecydowanie za wcześnie. Chyba. Wydaje mi się, że nie spędziłem pod prysznicem dwóch godzin.

Ruszyłem do drzwi i przekręciłem klucz w zamku. Pociągnąłem je do siebie i przymrużyłem oczy ze zdziwienia. Zamiast oczekiwanych przeze mnie ludzi stał z szerokim uśmiechem Tristan. Widziałem jak pożerał mnie wzrokiem, co za najprzyjemniejszym uczuciem nie było.

Myślałem, że dał sobie po wczoraj spokój. Sądziłem, że jeśli dojdzie do czegoś między obydwiema alfa to w efekcie dadzą mi spokój albo przyczepią się jeszcze bardziej. Chciałbym aby wybrali pierwszą wersję, ale jak widać to było tylko moje złudne marzenie.

-Mówiłem ci, żebyś dał sobie spokój.- Westchnąłem łapiąc się za potylicę.

-Nigdy nie mówiłem, że to zrobię.- Uśmiechnął się szeroko.- Wpuścisz mnie czy tak jak ostatnio zamkniesz mi drzwi przed nosem?

-Chciałbym wybrać drugie rozwiązanie, ale pewnie się nie poddasz puki cię nie wpuszczę.- Przypuściłem hipotezę, która najprawdopodobniej była prawdziwa. Nie musiałem ani go pytać o to ani czekać na odpowiedź. Wystarczył mi widok jego gęby. - Tristan.- Zacząłem spokojnie odchylając lekko głowę do tyłu i biorąc większy wdech. - Jestem tym zmęczony więc proszę czy...

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz