Rozdział 54

768 31 0
                                    

Perspektywa Tristana

Wpakowałem Matta na przednie siedzenie. Spojrzałem na jego zamyślone oczy wpatrzone w jakiś punkt. Westchnąłem tylko zamykając drzwi i przechodząc na drugą stronę pojazdu gdy po chwili sam się usadowiłem.

Między nami panowała cisza, której powodem głównie byłem ja. Ale ja po prostu nie wiedziałem co powiedzieć. W tamtym momencie nie mogłem ani otworzyć ust ani wymyślić nic sensownego. Sam nie wiem czemu, ale aż dotąd byłem strasznie wkurzony i jednocześnie przestraszony. Możliwe, że chłopak nie będzie tego rozumiał, lecz ja przez cały ten okres jego zniknięcia cholernie się bałem. Bałem się, że go stracę przez moich głupich staruszków. Bałem się, że się spóźnię. Że będzie za późno. Że mogłem wpaść gdy już niczego nie mogę zmienić. Dodatkowo byłem zły na siebie, że zajęło mi to tyle czasu oraz wściekły na Matta, bo to on uparł się na ten wyjazd do rodziców. Po prostu nic nie wychodziło.

Oparłem się ramionami o kierownicę kładąc na nich głowę i spoglądając na zamyślonego czarnookiego. Musiał to wczuć, bo odwrócił się w moją stronę i obdarował mnie swoim pięknym uśmiechem.

-Matt.- Zacząłem powoli.- Co byś zrobił gdym przyszedł za późno, a gościem nie okazał się twój ojciec?- Chłopak podniósł do góry brew by chwilę później lekko prychnąć.

-Aż tak jesteśmy do siebie podobni?

-Na początku pomyślałem, że to twój brat.- Uśmiechnąłem się na co mruknął coś pod nosem.- A wracając do pytania, co byś zrobił?

Zastanowił się chwilę przed odpowiedzią.

-Nic, po prostu w najgorszym wypadku miałbym alfę.

-Jesteś okropny.- Burknąłem na co uśmiechnął się delikatnie i przekrzywiając głowę spojrzał w moje oczy.

-A ty co byś zrobił w takiej zaistniałej sytuacji?- Spytał niewinnie chociaż w jego oczach widziałem psotne ogniki.

-A co chciałbyś abym zrobił?- Chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami i dalej mi się przyglądał czekając na zadawalającą odpowiedź.- Miałbym do wyboru tylko jedno rozwiązanie.

-Jakie?

-Zabić tamtą alfę i uczynić się swoim do końca życia.- Rzekłem niby z lekkim śmiechem, ale w głębi duszy czułem, że gdyby naprawdę coś takiego się wydarzyło to według mnie to byłoby jedyne rozwiązanie.

-I myślisz, że takim tekstem nagle w magiczny sposób zechcę być oznaczony przez ciebie?- Zapytał podchwytliwie delikatnie się śmiejąc.- Mój drogi.- Zaczął przybliżając się do mnie żeby szepnąć mi do ucha.- Nigdy nie będę czyjś, ani twój ani nikogo innego i to się nigdy nie zmieni.

Patrzyłem na niego jak zaczarowany by gdy się odsunął zaśmiać się głośno i położyć mocniej głowę na ramionach przez co przez przypadek rozległ się odgłos klaksonu co wywołało u nas obu lekki przestrach. Ja odskoczyłem jak oparzony od kierownicy, a buntownik podskoczył na siedzeniu. Zerknąłem na niego i nie wytrzymałem. Zanim chłopak się zorientował chwyciłem go za kark i przyciągnąłem w swoją stronę od razu łącząc nasze usta. Nie musiałem długo czekać na odzew z jego strony i zaczęliśmy się powoli całować co zamieniło się w chaotyczną walkę po dodaniu do tego języka. I chyba nie muszę się chwalić, że to ja wygrałem jakże ekscytującą bitwę, do której jeszcze nie raz dojdzie.

Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zabrakło nam tlenu.

Widok ciężko dyszącej omegi sprawił tylko większą chęć udania się do domu i spędzenia z nim resztę dnia. Oczywiście nie chodziło mi o seks i tego typu rzeczy. Chociaż..

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz