Rozdział 52

723 33 1
                                    

Perspektywa Tristana

-Mamo.- Jęknąłem żałośnie opierając ramiona o wózek zakupowy i pochylając głowę w dół.

Od przeszła dwóch godzin kręcimy się po sklepie spożywczym w poszukiwaniu jakiejś rzeczy. To nie tak, że może mi powiedzieć co to i po rozdzieleniu się poszukać tego osobno albo chociażby zapytać któregoś pracownika. Nawet ta omega, która z nami poszła udała się na kawę i podobno ma wrócić za jakieś pół godziny lub gdy będziemy wracać.

Nie wiem po co w ogóle z nami poszła.

Dodatkowo widok pełnego po brzegi wózka tylko pogarsza mój nastrój. Rozumiem zakupy raz na tydzień i kupowanie wszystkich potrzebnych rzeczy na zapas, ale oglądanie dwudziestu expresów do kawy mimo, że w domu ma się już trzy, które działają bez zarzutów. Jednak dla mnie to lekka przesada. Albo szukanie wybranego makaronu o odpowiedniej grubości, długości, koloru i marce.

A na domiar złego, nie mogła zrobić tego sama albo podzielić się listą tylko ciągała mnie wszędzie za sobą. I jakby było tego mało to telefon zostawiłem w samochodzie i nie mam zielonego pojęcia co aktualnie dzieje się u Matta.

Mówiąc inaczej, przyjście tutaj było ogromnym błędem.

Z myśli wyrwała mnie moja matka wkładająca kolejny, jak dla mnie bezsensowy, produkt. Podniosłem na nią wzrok spoglądając na nią wyczekująco. Kobieta wyjęła telefon ze swojej torebki i zaczęła coś szybko na nim klikać z rosnącym uśmiechem na co uniosłem nieznacznie brew.

-Martha wróciła wcześniej i jest już w domu.- Rzekła nie odwracając wzroku znad ekranu.

-Ok?

-I możemy iść do kasy.- Dodała na co wyprostowałem się i westchnąłem z ulgą.

Z radością obróciłem metalowy kosz o sto osiemdziesiąt stopni i popchnąłem go w wyznaczonym kierunku.

W tym momencie nie interesowało mnie zupełnie nic poza szybkim opuszczeniem tego miejsca i pojechania do domu gdzie będę mógł wtulić się w tego złośnika i niczym się nie przejmować. I tak nie ruszać się do końca dnia gdy wyjedziemy stamtąd. Wrócić do domu i cieszyć się spokojnym i wspólnym życiem. Naszym po wsze czasy.

Zacząłem odruchowo, bez zastanowienia wyjmować produkty po znalezieniu wolnej kasy. Nawet fakt biernego udziału mamy jakoś przeoczyłem.

Chciałem mieć to jak najszybciej z głowy. Nie specjalnie mam ochotę na przebywanie w ich towarzystwie. Szczególnie gdy nie są przychylni do mojego związku z chłopakiem. Jak oni nie chcą mnie zrozumieć ani wysłuchać to czemu niby ja mam to robić? Zawsze nie mieli dla mnie czasu gdy byłem dzieciakiem. Mogłem robić to co chcę, bo nikt mnie nie pilnował. Jedynie brat od czasu do czasu gdy wcześniej go znalazł. Ale oni byli tylko wtedy gdy coś odjebałem w szkole i musieli się do niej przyjechać. Jedyne jakieś radosne wspomnienie z dzieciństwa to gdy byliśmy całą czwórką gdzieś razem gdy miałem zaledwie cztery lata podczas wakacji za granicą. To moje pierwsze i ostatnie takie wspomnienie. Tak to widzieliśmy się dwa razy w tygodniu na obiedzie, który głównie był po to aby nam wpoić niektóre wartości i ich teorie czy jak to się tam zwie.

A teraz uważają się za tak świetnych rodziców, którzy chcą jak najlepiej dla swojego dziecka, a tak naprawdę chcą ustawić mi życie według ich pomysłu. Abym nie miał nic dopowiedzenia.

Wcześniej ten fakt mi nie przeszkadzał. Było mi wygodnie. Ale gdy dojrzałem inną stronę życia i spotkałem tego słodziaka i przeznaczonego od siedmiu boleści to ujrzałem coś co wcześniej nigdy mnie nie interesowało. On wyciągnął mnie z mgły niewiedzy i złudnego szczęścia by pokazać mi mnóstwo ścieżek, która każda prowadziła w inne miejsce. Wybrałem tą są gdzie on był i to był błąd, bo nie powinienem iść ślepo za nim tylko podążyć gdzieś indziej, ale będąc pewien, że nasze drogi są blisko i nigdy się nie rozstaniemy. Nasze ścieżki nigdy nie będą takie same, każdy z nas ma inną historię, inne plany i inne marzenia. Po prostu chcę podążać z nim do końca życia i jeszcze dłużej, bez jakiś ograniczeń i wyrzeczeń.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz