Rozdział 12

1.2K 88 6
                                    

Perspektywa Matta

Od zdarzenia pod drzwiami nie widziałem go. Może sobie odpuścił. Może poszedł za moja radą i szuka jakiejś laski. Kurde ile bym dał, żeby to była prawda. Minął prawie cały tydzień. Wszystko wróciło do normy. Mój były już nie zaszczycił nas swoją cudowną osoba. Przez trzy dni byłem na wykładach. Środa wyjazd psa do rodziny. Czwartek opieka nad dzieciakami. Piątek praca z osiemnastolatką. I dziś.

Budzik. Szybkie śniadanie. Kawiarnia. Biszkoptowy kocur. Pierwszy klient dnia. Przyjście Naomi. Aktualna godzina dwunasta trzydzieści dwie.

W sumie takie życie nie jest najgorsze. Praca, dom, studia. A w pracy czujesz się jak w domu. Nie najgorzej. Nie chciałbym tego stracić. W Londynie znowu znalazłem rodzinę. Może i nie jesteśmy połączeni krwią, ale według mnie uczucia są ważniejsze od tego. Kocham ich, począwszy od Lily a kończąc rodzinie właścicieli. Może to nie wygląda na dużą rodzinkę, ale dla mnie to strasznie dużo. Może dlatego, że przez większość dzieciństwa była tylko jedna osoba. Z bidula z nikim nie utrzymuję kontaktu, jak już mówiłem w tamtym wieku miałem tylko Lily.

Zawsze mogło być gorzej, prawda?

Mieli przyjść Harry z Rosa, jeśli by rodzice pozwolili. I o wilku mowa. Tym razem obsługuję klienta nie przy ladzie. Mamy dzisiaj duży ruch. Dlatego trochę dzieciakom zajęło odnalezienie mnie. Wczoraj przyszły dokładne wyniki badań Harrego. Jakieś dwa tygodnie temu państwo Taylor udali się do lekarza aby określić drugą płeć dziecka. Bo do piątego roku życia nikt nie może rozpoznać do czyjej grupy należy zapach dziecka. Później można i to łatwa, ale aby mieć to wpisane w dokumentach musisz iść do lekarza i dostać dokumenty mówiące o tym.

Młody pewnie chce się pochwalić wynikami.

- Matt.- Usłyszałem swoje imię od wspomnianego dzieciaka. Tylko coś mi tu nie gra. Zawsze bez słowa witamy się w ten jego sposób, później się rozgaduje. To coś już oznacza.- Chodź na chwilę.- Poczułem jak lekko mnie ciągnie za skrawek rękawa. Przeprosiłem klienta i poszedłem na zaplecze. Po drodze przywitałem się z jego rodzicami i małą. - Popatrz.- Podał mi kawałek papieru, pewnie wynik badań. Wziąłem go niepewnie i zacząłem czytać. Nie mam zielonego pojęcia co tak było napisane, nie jestem biegły w tych sprawach. Ale na samym dole było 0% na wykrycie bety. Czyli musi być jednym z zapachowców. Szukałem jakiegoś zaczepienia i w końcu je znalazłem.

ALFA.

Uśmiechnąłem się do niego. Nie będzie miał takiego złego życia. Nie będzie musiał przechodzić przez to samo co ja.

Spojrzałem na niego. A on wyczuwszy mój wzrok pokazał szereg białych zębów, w którym brakowało lewej dwójki.

Mały spryciarz mnie wykiwał. Udawał przegnębienie i powagę, jakby niewiadoma tragedia się wydarzyła.

- Brawo młody. Teraz musisz nauczyć się rozróżniać zapachy i kontrolować wilka.- Kucnąłem przed nim i wystawiłem dłoń do piątki. Ten z zamachu w nią trafił i zaczął się śmiać.- To teraz idziesz mi pomagać.

- Wiem po to jestem aby pomagać tobie.- Na te słowa poczułem ciepło w sercu. I jak ich nie traktować jak rodzinę? Przytuliłem go i podniosłem. Na początku się szarpał i mówił że alfa nie może być tak noszona, ale później się uspokoił. Moja głowa, żeby rodzeństwo nie myślało w średniowieczny sposób. Chcę aby byli tym kim chcieli być i tak się zachowywali nie przejmując się opinią innych.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz