Rozdział 6

1.3K 92 5
                                    

Perspektywa Matta

Godzina piętnasta od dobrych dwudziestu minut Li pomaga Naomi w pracy jako kelnerka. Nie powiem nadaje się do tego. Za to ja stoję na kasie, bardziej siedzę za ladą na moim krześle i głaszczę Lucyfera. Oczywiście wykonuję moją pracę ale w tej chwili nikogo nowego nie niesie do nas.

Jakoś nie chce mi się wracać do domu. Może zostanie godzinę dłużej. Jest tu tak przyjemnie i cicho a do tego ta rodzinna atmosfera. Pewnie dlatego chcę tu dalej pracować.

Usłyszałam śmiechy po drugiej stronie pomieszczenia. Zerknąłem w tamtą stronę a na sam widok uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Dobrały się. Od pierwszego spojrzenia już wiedziałem, że będę się dogadywać. Jedna to tykającą bomba a druga uspokojający strumyk. Najprawdopodobniej kiedy była by omegą czuć by było od niej właśnie taki strumyk.

Rozbrzmiał dzwonek nad drzwiami oznajmujący o pojawieniu się nowego klienta. Nie zwróciłem na niego uwagi tylko dalej wpatrywałem się w dziewczyny. Nagle Lily przestała się uśmiechać a widząc mój wzrok na sobie pokazała głową w stronę wejścia do kawiarni. I wtedy wszystko zrozumiałem . Nie musiałem nawet się odwracać aby wiedzieć kto tam stoi. Odwróciłem wzrok od niej i spojrzałem w pokazanym wcześniej kierunku.

Tak chciałem aby była to pomyłka. Może jednak mój nos mnie zawiódł. Proszę Boże. Ja nawet zacznę chodzić do kościoła co niedziela i przynosić coś na tacę. Tylko niech to nie będzie to co myślę.

Jednak chyba Bóg mnie nie lubi.

Przecież to jakieś pieprzony żart.

W wejściu zobaczyłem rozglądającego się wysokiego chłopaka. Miał na sobie skórzaną kurtkę i ciemne obcisłe jeansy. Blondyn. Typowy przykład faceta szukającego przygód na jedną noc. Tak co najmniej wyglądał z mojej perspektywy.

I o mój boże. Ten zapach. Świeża bryza morska z dodatkiem cytryny czy limonki. Teraz to już jestem w 100% przekonany że to on. Tristan Davis. Mój przeznaczony.

Spokojnie wdech i wydech. Zachowuj się tak jakby nic się nie stało. Nie musi wiedzieć że jeślibym mógł to uciekł bym na koniec świata a nawet i dalej. Mój wilk chyba myśli to samo bo się ożywił i zaczął warczeć. I kto mi teraz powie że więź mate jest świetna i niesamowicie przyjemna dla obydwu stron.

Mam nadzieję że tylko nie czuć mojego zapachu. Kurwa o czym ja mówię! Cały lokal nim pachnie. Przecież  pracuje tu od trzech lat.

- Dzień dobry, co podać?- Zachowuj się jak poprawny pracownik i wszystko będzie dobrze.

Alfa nawet na mnie nie poparzyła i ciągle gapiła się w jakiś punkt. Zwróciłem wzrok w stronę lokalu w poszukiwaniu tego punktu. Punktem okazała się Lily Hill.

Boże przecież on ją rozpozna. Może nawet dlatego tu jest. Mógł ją śledzić od uniwersytetu.

Chrząknąłem tak aby zwrócił na mnie uwagę. Nie chcę aby krasnal jeszcze bardziej się speszył i żeby on nic nie zauważył po jej zachowaniu.

- To co mogę podać?- Ponowiłem pytanie i mam nadzieję że teraz otrzymam odpowiedź.

- A tak już.- Widać że nie.- Kolego.- O jednak coś ode mnie chcę. I czuję jak moduł chama u mnie się włącza.- Mam pytanie. Tylko że one jest dosyć specyficzne.- Jedyną odpowiedzią na jego pytanie było skinienie głową i uniesiona brew do góry.- Czy przychodzi często tutaj jakąś młoda omegą, Najprawdopodobniej damska?- Czyli nawet nie wie że jego mate to facet czy babka. No to fajnie.

- Nie wiem, codziennie przychodzi tu dość sporo osób i nie pamiętam wszystkich twarzy.- Mam nadzieję że da spokój i wyjdzie stąd, bo jeśli on tego nie zrobi to ja. Niech tylko Kris przyjdzie.

- Musiałeś ją widzieć ma taki charakterystyczny słodki zapach.- Kiedy bym nie był sobą to uznałbym to za komplement. Na szczęście ja to ja więc na to stwierdzenie jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

- Nie.- Oj tak już oboje, mój wilczek plus ja, idziemy na chama.

- Nie pierdol mi od rzeczy. Widzę że jesteś beta a na tobie i w całym lokalu czuć ten zapach. Masz mi po prostu  powiedzieć jak wygląda i czy coś więcej o niej wiesz. - Po tym widać że kulturą to on nie grzeszy. Muszę się uspokoić i nie wypaść przez wyznaczoną granicę jeśli chodzi o zderwowanie.

- Nie wiem czy wiesz ale istnieje coś takiego jak tabletki maskujące zapach. Więc to normalne,że nic nie czuję. Poza tym jeśli jesteś jej przeznaczonym to ją sobie znajdź po zapachu.- Musiało go to nieźle zdziwić że osoba niżej w hierarchii coś mu takiego powiedziała i nie przestraszyła się pana alfy.- Jeśli nic nie..- chciałem dalej mówić ale mi przerwano i tym razem nie chłopak tylko właścicielka, która wyszła za moich pleców i przytuliła się do nich. Ogólnie pani Taylor bardzo lubi się przytulać i stwierdziła że w pracy jestem jej ulubioną przytulanką. Miłe to.

- Mati, może idź na chwilę na zaplecze. Obsłużę pana i do ciebie przyjdę.- Odsunęła się, obróciła mnie o sto osiemdziesiąt stopni i lekko popchnęła. Nie ruszyłem się z miejsca. O co tu chodzi? Po chwili się otrząsnąłem i udałem się we wskazanym kierunku.- Więc w czym mogę pomóc? Mamy do zaoferowania dzisiaj...- dalej nie słuchałem.

Mam nadzieję że nic mu nie powiedziała. Pewnie przysłuchiwała się i będzie chciała znać więcej. Trochę jest wścibska, ale jak ja nie lubić. Ma takie dobre serce i do tego mnie, pasożyta i Naomi  uważa za swoją rodzinę.

~~~~~~

- Powiesz mi kto to jest i dlaczego tak się zachowywałeś?- Jednak moja intuicja nie ma jeszcze szwanku.- Spokojnie zamówił kawę i usiadł. Przecież to zwykły klient.- Dodała wiedząc że nie zamierzam się odzywać. Niestety musiałem jej o tym powiedzieć.  Musieć to nic nie muszę ale jednak jest ważna osobą w moim życiu. Westchnąłem.

- To mój przeznaczony o którym ci wiadomo. Przepraszam za zachowanie ale mój wilk i ja nieakceptujemy go a nawet nim gardzimy.- Państwo Talyor, nie obydwoje na raz tylko Pani Taylor zaczęła drążyć temat mojej przyszłości kiedy byłem u nich zaopiekować się dzieciakami, a Pan Robert tylko patrzył na moje mordęgi z uśmiechem i co jakiś czas przytakiwał żonie. Tak czy siak wie o nim , tylko nie wie jak się nazywa. - Spokojnie już się opanowałem i mogę iść pracować dalej. I jeszcze raz przepraszam za tą sytuację.

- Nie przepraszaj. Po prostu się martwię.- Przytuliła się do mnie i pogładziła opiekuńczo po plecach.- Możesz wracać tylko proszę spokojnie to będzie dla ciebie niezły trening przeciw wybuchom agresji.

- Nie jestem agresywną osobą.- Prychnąłem na te określenie. Ta tylko zaczęła śmiać się ze mnie i przypomniała o tabletkach. Miała rację. Przezorny zawsze ubezpieczony. Pani Kris poszła na kasie za mnie a ja posiedziałem jeszcze dziesięć minut w pomieszczeniu.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz