Rozdział 35

670 36 4
                                    

Perspektywa Tristana

Uderzyłem zaciśniętą pięścią w stół. W tym samym momencie dopijając moją whisky.

Kurwa.

W tym momencie tylko to miałem w głowie nic poza tym. Byłem wkurwiony i jednocześnie zagubiony. Nie wiedziałem co myśleć ani co czuć. A to przekleństwo idealnie do tego pasowało.

Siedzę w moim ulubionym klubie i czekam na Nathana, który miał tu być dobra godzinę temu. Nie dosyć, że cały świat się na mnie uwziął to do tego nie mam się komu wygadać. Dlatego jedynym rozwiązaniem pozostał alkohol.

Nie mam sił. To szczęśliwe i typowo moje życie zmieniło się do niepoznania przez pewnego czarnowłosego diabła. Inaczej nie można go określić. Nigdy nie wiem co mu chodzi po głowie. I coraz częściej zastanawiam się nad jednym faktem. Czy aby napewno coś do niego czuję? Może to tylko wieź o której ciągle pierniczy.

Wyszedłem od niego udając, że wszystko gra. Nie miałem zamiaru robić mu krzywdy, a potem trafić za kraty, a w najlepszym przypadku z zakazem zbliżania. Jak tylko opuściłem blok udałem się do parku przejść się i odetchnąć, niestety nic to nie pomogło. Oprócz tego, że przestraszyłem jakieś dwie babki z wózkami i dostaniem raz po głowie laską od jakiejś starej prukwy. Według niej roznosiłem za sobą niebezpieczną aure i feromony. Dopiero po godzinę chodzenia w tą i z powrotem poszedłem do aktualnej lokalizacji.

Od naszej ostatniej rozmowy minęły dobre trzy godziny. Dotychczas nie mogę się uspokoić i opanować. Wszyscy w klubie omijając mój stolik dużym łukiem nie licząc kelnera, który co chwila przynosi mi jakiś napój.

Co do Matta to dla mnie ta sytuacja jest popierdolona na maksa. Niby coś do mnie czuję, ale żeby sformalizować nasz związek albo chociaż przedstawić się rodzicom to nie. Nadal nie pojmuje czemu mnie wyrzucił z domu. Może bym pod małym wpływem emocji i mojego wilka, ale wydaje mi się, że nie powiedziałem nic niezwykłego. Wręcz przeciwnie jest to powszechna wiedza dodatkowo w niektórych sprawach obowiązkowa przez nas wszystkich.

Nie ze mną ani być na zawsze ani mieć ze mną nic wspólnego. Co najmniej na razie. Ale pewnie i tak za tydzień mu przejeździe. Chociaż ostatnio zauważyłem, że coraz bardziej się męczę w tym związku. Nie daje mi tego co na samym początku. Nawet ta wielka więź mate nie ma na mnie takiego wielkiego wpływu jak myślałem. Dopiero teraz widzę, że dawałem sobie tylko wymówkę a na to co nieuniknione. Taka prawda. On nie czuję naszej więzi, a ja coraz bardziej się jej pozbywam.

Nadal czuję, że jest moim przeznaczonym. Może bardziej, wiem o tym i jestem tego świadomy, ale eh.. po prostu nie czuję tego. Zaczęło to być moją rutyną. Matt, dom, impreza.

Tak dopiero teraz to sobie uświadomiłem.

Nie będziemy szczęśliwy razem. Ja potrzebowałem go do wygranej w wyścigu, który zorganizowali moi rodzice, ale on nie miał zamiaru brać udziału w tym cyrku. On chyba po prostu nie miał co robić w życiu i zwyczajnie w świecie zabawił się mną, co mi bardzo jakoś nie przeszkadza.

Było by lepiej gdybyśmy się rozstawi. Tak jak proponował na samym początku.

- Stary, ile ty tutaj już siedzisz?- Usłyszałem znajomy mi głos naprzeciwko mnie. Podniosłem głowę i ujrzałem łysą facjatę i czarnych bojówkach i rozpiętą zielono-czarną koszulą w kratkę pod której pod spodem było widać zwykły ciemny t-shirt. Jak tylko nasz wzrok się spotkał westchnął z niedowierzaniem i usiadł obok mnie zabierając pustą szklankę z dłoni.- Co się znowu między wami stało?

- Gdzie ty, kurwa byłeś?- Zapytałem nie zważając na wcześniejsze pytania.- Wiesz ile ja już tu na ciebie czekam!?

- Nie dramatyzuj.- Prychnął tylko opierając się o kanapę.- Dziesięć minut cię nie zbawiło.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz