Rozdział 53

593 31 1
                                    

Kilka godzin wcześniej

Perspektywa Matta

Rozległ się charakterystyczny dźwięk ocierania się metalu o metal, który z każdym moim krokiem powtarzał się. Łańcuch z grubą i nielekką obręczą przykręconą do mojej kostki ciągnął się za mną i gdy tylko przekraczałem wyznaczoną na spacerek odległość gwałtownie mnie zatrzymywał w pół kroku. Nie dosyć, że czułem się tępo i głupio z powodu zaistniałej sytuacji to do tego uczucie ziemnego metalu dobijał mnie. Nigdy wcześniej nie myślałem, że zostanę przykuty do tego żelastwa jak niewolnik ze starożytnego Rzymu lub więzień o obostrzonym rygorze.

Obudziłem się jakiś czas temu , może z pół godziny temu, i nadal nie mogę zrozumieć tego co się tutaj dzieje. Aktualnie wiem tylko to, że jestem w środku miasta w jednym z lepszych hoteli.

Trochę tępy ten dziad jak nie zorientował się, że taki widok z okna jest jedyny w swoim rodzaju i można rozpoznać gdzie się teraz znajduje przez punkty orientacyjne.

Ich strata.

Nie moja.

Wracając do rzeczy.

Ostatnią chwilą jaką pamiętam to widok wściekłego i na granicy przytomności zmysłów ojca Tristana i mój słaby oddech.

Jedynie co mogę stwierdzić to, że przyjemnie mi tu nie będzie.

Jak ten stary kretyn ma swoje kontakty, do których mam wątpliwości jeśli chodzi o legalność to najprawdopodobniej nie jestem tu tylko jako ozdoba do pokoju. Widok omegi z rzadką jak na nie urodą i jako tako przyjemnym zapachu przykutą do ogromnego łóżka w pustym pokoju z łazienką, do której o dziwno nie mam dostęp. A ta dziwna szafa stojąca w kącie przyprawia mnie o dreszcze.

Nic innego do głowy mi nie przychodzi niż to, że mój niedoszły teść sprzedał swoją upierdliwą przeszkodę komuś w bardzo charakterystycznych usługach. Kupcem tego jakże pięknego przedsięwzięcia jest stary, gruby facet z kompleksem władzy. Już po prostu nie mogę się doczekać widoku spoconych fałd tłuszczu dociskających się do mojego ciała. Nic tylko powitać to z otwartymi ramionami.

Mam tylko dwa wyjścia, które biorę pod uwagę.

Po pierwsze mogę po prostu zlokautować tego oczekiwanego przybysza i najzwyczajniej na świecie wyjść po incydencje. Zrobiłbym to bez najmniejszego zastanowienia, ale problemem jest to ustrojstwo na kostce, a raczej brak klucz do tego. Nie mam najmniejszego zamiaru odrywać nogę mebla i iść z nim przez cały hotel z ciągnącym się za mną łańcuchem. A nawet jeśli chciałbym to zrobić to nie mam czym tego rozkręcić czy oderwać. Niczego takiego nie mam pod ręką.

Drugie wyjście to przekupienie go, co granicy z cudem. To prawie nie możliwe, żeby jakiś bogaty facet, umówmy się, że nikt nisko postawiony czy nie śmierdzący kasą chodził do tych miejsc i miał do nich dostęp, aby chwycił się tego i zawrócił od zapłaconej z góry przyjemności, na którą nie wątpliwie czekał. Dlatego to mało prawdopodobne. Szczególnie, że ten mężczyzna może od razu się na mnie rzucić bez czekania na choćby moje jedno słowa.

Ktoś inny powiedziałby, że mogę znaleźć jeszcze więcej rozwiązań, ale jedyne co na tą chwilę przychodzą mi do głowy do dać się zgwałcić przez kilkanaście godzin i do końca życia lub czekać aż książę z bajki pojawi się i uratuje biedną sierotę. Obydwie odpadają. Nie mam zamiaru do końca życia być workiem na spermę ani czekać aż blondyn przyjdzie tu. Chociaż druga opcja wydaje się lepsza od pierwszej. Mam swoją godność i szacunek do własnej osoby jeśli chodzi o pierwsze. Natomiast jeśli chodzi o Tristana to temat jest trochę bardziej obszerny.

Westchnąłem zatrzymując się w miejscu kładąc dłoń na karku. Spojrzałem na widok za oknem. Słońce powoli chyliło się za budynki przez co powoli chmury zmieniały kolor na pomarańczowo-czerwone. Niby noc ma zastać nas dopiero za kilka dobry godzin a już oślepiające światło nas żegna. Gwiazdy i księżyc powoli pojawiają się na niebo. Przez uchylone okno słychać odgłosy miasta, które żyje dniem i nocą. Dzieciaki wracają do domu, dorośli kończą pracę, staruszkowie siedzą w parku by zaczerpnąć powietrza i żyć w miarę zdrowym trybem życia. A ja? Siedzę zamknięty w pokoju nie będąc wstanie nic zrobić i tylko czekanie mi pozostało. A on? Kto wie.

Zszyć ranę a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz