– Józefino?
Ludwik wrócił z toalety i zaczął iść do łoża, w którym leżała jego świeżo poślubiona małżonka. Uwielbiał jej zacięty wyraz twarzy i wzrok, jakby lekko prowokujący do sporu, nieco niebezpieczny.
– Madame. _ Skłonił jej się, jak eleganckiemu mężczyźnie wypadało, a ona pokiwała głową. Wywalił całą służbę za drzwi, więc w samotności musiał odsłonić sobie kołdrę, by do niej wejść i ułożyć sobie poduchy, by spało się na nich wygodnie. – Czas, by sfinalizować nasz mariaż.
Książę, jak na Francuza i mieszkańca Wersalu przystało, dobrze znał sztukę kochania. Józefina, jak żywił nadzieję, wciąż pozostała nietknięta i dziewicą do ślubnego kobierca. Tak wypadało niewieście z królewskiego rodu.
– Mam nadzieję, mój panie, że spłodzimy dzisiaj potomka – odparła, choć nieco obawiała się tego, co miało się zaraz stać. Rodzice przygotowali ją wprawdzie do tego dnia, do nocy poślubnej, jednak perspektywa nowego małżonka dotykającego jej ciała i robiącego z nim rzeczy, których nikt jeszcze nie robił, nieco ją przerażała.
– Ja też mam taką nadzieję. – Podszedł i spojrzał w jej oczy, ciemne jak reszta barw w jej urodzie; odgarnął za ucho jej kruczoczarne, rozpuszczone włosy i przejechał dłonią po oliwkowej skórze. – Spójrz na mnie. Spójrz mi w oczy, Józefino. Chciałbym, abyśmy byli małżeństwem. Prawdziwą parą małżonków. Nie jedynie na papierze, w imię wielkiej polityki. Chcę, by panowały między nami zgoda i przyjaźń. I szczerość. Żadnych intryg przeciw sobie i przyprawiania rogów...Czy podoba ci się taki układ, Madame? Mówiono mi o tobie, że jesteś inteligentną niewiastą. A ja potrzebuję właśnie takiej kobiety.
Ludwik z wiekiem stawał się coraz to bardziej podobny do swego najstarszego brata i ich świętej pamięci ojca. Wysoki, lecz otyły, a w dodatku kulejący nie należał do przystojnych, lecz naprawdę podobał jej się jego uśmiech.
***
Pałac Shonbrunn w Austrii śnił się Antoninie niezmiennie od trzech lat, od czasu do czasu. Nie był wprawdzie tak wystawny i wielki jak Wersal, panowała w nim jednak pewna prostota i spokój. Kochała złote ściany i przepych, jakie dał Francji Król Słońce, jednak tęskniła za melancholią i wyciszeniem ze swojego rodzinnego domu.
Kojarzył jej się on z mądrością, zapewne przez matkę. Podobno niektórzy panowie uważali, że wszystkie niewiasty są głupie i słabe. Ona była dowodem na to, że to nieprawda. Nie miała jedynie szerokich ramion i silnych rąk. Dzięki niej Austria i wiele innych państw należących do Świętego Cesarstwa Rzymskiego wciąż trzymały się w ryzach. Decydowała mądrze lub słuchała mądrych doradców. Wiedziała, kogo wybrać i kogo obdarzyć zaufaniem.
I siostrę, o której sukcesach wciąż powiadamiał ją ambasador i listy.
Maria Karolina Habsburg była nieco podobna do francuskiej delfiny. Jasnowłosa, o porcelanowej cerze i niebieskich oczach. Nie miała jednak uroczych, lalkowatych rysów i drobnej postury. Była wysoka, z dość pełnymi kształtami i dostojną, majestatyczną urodą. Jak to ich Maman ujęła, leniwa do granic możliwości, kombinowała wraz z Antoniną jak uniknąć lekcji i wciąż wymyślała z nią wszelakie żarty i opowieści, by zagadać guwernantkę, jednak nie całkowicie uciekała od ksiąg, jak jej młodsza siostra. Interesowały ją anatomia i historia. Szczególnie historia ich państwa oraz różnych władczyń. Mówiła z zafascynowaniem o angielskiej królowej Matyldzie, która próbowała objąć tron i której Lordowie nie zaakceptowali, wszak była kobietą. O Małgorzacie Austriaczce, również z rodu Habsburgów, która wychowała wspaniałego, wspanialszego nawet niż ich matka, cesarza, Karola V. Dama ta miała aż czterech mężów. I może dlatego Maria Karolina wiedziała, jak radzić sobie z mężami.
CZYTASZ
🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]
Historical FictionToinette ma zaledwie czternaście wiosen, kiedy przybywa do Francji, by poślubić przyszłego króla. I właściwie nie posiada nic prócz uroczej twarzyczki, wąskiej talii i najznakomitszego, cesarskiego rodowodu. Matka, wielka władczyni pochłonięta włada...