– Panie, tak ci przykro, że Jego Królewska Mość odchodzi? – spytał jeden z służących drugiego, wyraźnie tym faktem zaskoczony.
– N...nie... – mężczyzna odparł, ocierając potok łez z policzków. – ...Po prostu...mój przyjaciel nadal tam nad nim czuwa. Lękam się, że się zarazi.
Madame du Barry podbiegła pod drzwi króla. Wiedziała, że to jego ostatnie chwile, że zaledwie krok dzielił świat od jego śmierci.
Chciała do niego wejść nad ranem, kiedy zbudziła się i dowiedziała, że w nocy stan Ludwika znacznie się pogorszył. Nie wpuszczono jej jednak do jego komnat, nawet jeśli nawrzeszczała i nawyzywała na strażników. Odchodzi...i co? Nie powie jej żadnego słowa na pożegnanie? Nie odwdzięczy się za lata dawania mu radości i miłości? Nie powie, co powinna czynić dalej? Jak ładnie się odwdzięczał, doprawdy!
– Madame... – Jeden ze służących podszedł do niej i spojrzał na nią tak, jak patrzyli zwykle; z jednej strony z pożądaniem, bo jak inaczej można było reagować na jej urodę, z drugiej z niesmakiem. Przecież każdy w Wersalu musiał nienawidzić Madame du Barry. Była najgorszą z najgorszych osób i odwróconą od Boga dlatego, że chciała zarobić na godne życie! Dlatego, że jakoś sobie radziła w tych podłych czasach... – Jego Królewska Mość chce się z tobą widzieć.
Król Ludwik wezwał ją do siebie i uznał, że jego odejście to kara za to, że zdradził ją tej nocy. Przepraszał po stokroć i czule się żegnał.
– Diane...będziesz musiała coś dla mnie zrobić. Coś, by wybawić mnie od mąk w piekle. Spójrz na mnie i posłuchaj...
Gdyby ludzie wiedzieli, że wyszła zapłakana z komnat nie tylko z powodu rychłej śmierci swego wieloletniego kochanka i towarzysza.
***
– Gdzie ona idzie?
Toinette, Teresa z synem na rękach i nawet Józefina patrzyły się w okno. Nawet ciotki Ludwika i zapłakana Madame Elżbieta zgromadziły się z całą rodziną królewską z powodu ostatnich godzin Jego Królewskiej Mości.
Kształtne ciało Madame du Barry było odziane w czarną, wyjątkowo prostą jak na nią suknię, a jej twarz okryta była welonem. Spojrzała z nietęgą miną ostatni raz w okna pałacu. Czy był on darem, jaki otrzymała chwilowo od losu czy też przekleństwem? Stawiała na to drugie, odkąd król się jej wyrzekł. Duchowny bowiem uznał, że jedynym sposobem, aby można było oczyścić go z grzechów i mógł po śmierci udać się nie do piekielnych wrót, jest wyparcie się miłości do swej metresy. A żeby tego dowieść, należało napisać list, nazwać ją w nim swoją przyjaciółką i odesłać do klasztoru.
Dobry Boże, ona i klasztor? Przecież się tam zaryczy na śmierć! Ma do końca życia modlić się i kryć za habitami?
– Jego Królewska Mość już zmarł? – zastanowiła się Józefina. – Czy nie powinno się nas o tym zawiadomić?
– Dziadek zmarł? – Madame Elżbieta spytała przejęta. Właściwie nie znała go za bardzo, bo rzadko z nią rozmawiał, jednak zawsze było jej smutno, kiedy myślała o tym, że ktoś umierał.
– Elżbieto, jaka z ciebie śliczna panna. – Damy zmieniły temat, by odwrócić jej uwagę od smutnego wydarzenia. – Za kilka dni skończysz jedenaście wiosen! Niebawem będziemy szukać ci męża...
Toinette westchnęła. Sama miała dwanaście lat, gdy chciano wysłać ją do Wersalu i poślubić z Ludwikiem. W końcu wydarzyło się to po czternastym roku życia, bo dopiero wtedy zaczęła krwawić. Pamiętała jak bardzo tęskniła za domem. Czy ta mała, biedna Elżbieta miała niebawem, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, rodzić dzieci? Przecież sama miała jeszcze tak dziecinną twarz i budowę...
Choć ciężkim, najcięższym z grzechów było myślenie o śmierci władcy, wiedziała, że niebawem to Ludwik August miał stać się kolejnym królem. Będzie musiała z nim porozmawiać. Niechże ma chociaż szesnaście lat, kiedy wyda ją za mąż!
– Mamy nadzieję, Wasza Wysokość, że wyrosłaś z próżności. – Ciotki delfina wypowiedziały do żony następcy tonem matron. Niebawem to ona zostanie najważniejszą niewiastą w państwie i wypadało utrzymywać z nią należyte stosunki.
Jakież było ich zdziwienie i oburzenie, gdy młoda kobieta opuściła głowę i dała znać, że nie chciała z nimi mówić.
***
– To był mój dziad. Miłowałem go, choć często krzyczał i wyzywał mnie, że jestem dziwakiem...
– Król Ludwik Piętnasty nie żyje! Niech żyje Ludwik Szesnasty!
Cały dwór postanowił przybiec do sypialni Toinette i Ludwika, którzy siedzieli na łożu i trzymali się za ręce.
Nie myśleli jeszcze o swoim panowaniu. Oboje trwali w zadumie, myśląc o tym, że poprzedni król odchodził w zaświaty, kiedy nagle wszyscy przybiegli i zabrudzili swoje szaty, padając im do kolan.
Toinette powinna czuć, że w jej życiu stało się coś wielkiego, jednak była jedynie wystraszona. Ona królową? Królową Francji? Że co?
Delfin złapał ją za ramię i padł do kolan.
– Panie Boże, chroń nas...– złożył dłonie do modlitwy. – Jesteśmy zbyt młodzi, by władać.
Powinien zapewnić swoją małżonkę, że wszystko będzie dobrze, że nie musi niczego się lękać, jednak jego przerażenie wręcz go pożerało.
Bo choć powiadali o nim, że jest durny, upośledzony i niespełna umysłu, wiedział, że jest nieodpowiednią osobą na nieodpowiednim miejscu.
CZYTASZ
🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]
Tiểu thuyết Lịch sửToinette ma zaledwie czternaście wiosen, kiedy przybywa do Francji, by poślubić przyszłego króla. I właściwie nie posiada nic prócz uroczej twarzyczki, wąskiej talii i najznakomitszego, cesarskiego rodowodu. Matka, wielka władczyni pochłonięta włada...