28.

57 8 1
                                    

Momo

Kyoka wyglądała źle.

A czuła się jeszcze gorzej.

Siedziała na ławce w parku i wyglądała tak źle, że mijający nas przechodnie patrzyli na nią z współczuciem, a na mnie z wyrzutem.

- Co ja narobiłam? - jęczała Kyoka. - Kaminari mnie teraz znienawidzi... On mnie nie będzie chciał znać...

- Na pewno zrozumie - pocieszałam.

- On myśli że ja myślę, że on jest idiotą! - po twarzy Jiro pociekły łzy. 

- A nie myślisz? - to było coś nowego.

- Nie!

To było zdecydowanie zaskakujące.

Kyoka Jiro, która mówi że Kaminari Denki nie jest idiotą, to było coś nowego.

W końcu to ona go tak najczęściej nazywała.

- Wszystko zepsułam - ciągnęła Kyoka. - Wszystko. Już miało być świetnie, a teraz... Wszystko to to moja wina...

- Nie, to moja wina - westchnęłam. - Powinnam była nie mówić że to Kaminari, bo ja wszystko zepsułam.

- Ty też - zgodziła się szczodrze Kyoka. - Razem wszystko zepsułyśmy... Umieram!

Położyła się na ławce, ignorując jak zimne i mokre jest drewno.

Było bardzo źle.

- Co mogę zrobić?

- Nie możesz nic zrobić - oznajmiła Kyoka. - Przecież to jest absolutna porażka, i to z mojej winy, bo ja to wszystko powiedziałam... 

- Nie wiedziałaś że to słyszy - zwróciłam jej uwagę.

- Jeszcze gorzej! - odparła. - Bo to znaczy że go obgadywałam, czyli naprawdę tak myślę... Umieram!

- Nie umieraj jeszcze - poprosiłam. - Wymyślmy coś.

- Nie ma czego wymyślać - zamknęła oczy. - Prawda jest taka że powiedziałam że Kaminari mnie nie obchodzi, nie wiedząc że to słyszy, i on mnie teraz za to znienawidzi.

- Przed występem wszystko naprawimy - obiecałam.

- Jakim występem? - Kyoka podniosła się na łokciach. - A, występem. Ja nie chcę występować.

- Jak to, nie chcesz? - zdziwiłam się.

- Bo Kaminari miał oglądać, a teraz nie będzie - jęknęła Kyoka. - A jak nie będzie oglądał, to ja nie chcę.

- Jak ty nie występujesz to ja też nie, a wtedy Vlad King też nie występuje, nie ma występu i nie ma festynu - stwierdziłam, podnosząc ją do pozycji siedzącej.

- Nie mój problem - burknęła. - Nie obchodzi mnie ich głupi festyn.

- No weź, Kyoka - spojrzałam na nią błagalnie. - Zróbmy tak; jeśli Kaminari nie będzie oglądał, nie będziesz musiała występować, to nie będzie moja sprawa, i nie będę ci się w to wtrącać.

- Zgoda.

- Ale jest warunek - ciągnęłam, ignorując Kyokę. - Musisz się postarać przekonać go żeby oglądał. I ja ci w tym pomogę.

Moja przyjaciółka westchnęła.

- Niech ci będzie. Nie uda się.

- Nie bądź taką pesymistką - szturchnęłam ją. - Dobra, plan "przeprosisz Kaminariego" rozpoczynamy.

- A jak się rozpoczyna?

- Tego jeszcze nie wiem.


Shoto

Ciągłe telefony od Kirishimy.

Widok mojej byłej z nieludzką istotą, która mnie szantażuje.

I tylko cztery dni do festynu.

Minęła już czwarta nad ranem, a ja wciąż nie spałem.

Z moich słuchawek leciała muzyka, a ja czytałem nieszczęśliwie kończące się fanfiction, wprawiając się w jeszcze większą rozpacz, niż ta w której już byłem.

Gdyby Fuyumi lub ojciec się o tym dowiedzieli, miałbym przechlapane.

Ojciec byłby wściekły z powodu pory- w końcu on o czwartej rano zawsze śpi, jasne.

Fuyumi... Zapewne nie byłaby zachwycona czytanymi przeze mnie fanfiction.

Miała bardzo twarde zasady.

- Jesteście duzi - powtarzała wyjątkowo często mi i Natsuo. - Nie mogę kontrolować tego o której chodzicie spać, nawet gdybym chciała. Ale nie jesteście, i nigdy nie będziecie, na tyle duzi, żebym pozwoliła czytać wam jakiekolwiek Romanogers.

Istniała możliwość że Fuyumi byłą fanką Marvela, i miała bardzo jasno określony pogląd na shipy z tych filmów.

I za nic w świecie nie pozwoliłaby mi czytać fanfiction Romanogers.

Ja sam byłem zdania, że żaden ship nie jest zły, oprócz pedofili i kazirodztwa, i wszystko zależy od przedstawienia- czytałem świetne opowiadnia z Winter Widow oraz beznadziejne z Stucky.

Fuyumi uważała że są shipy, które po prostu nie mają prawa istnienia- na przykład Winter Widow czy Romanogers- i że takich fanfiction po prostu nie należy czytać, niezależnie od tego czy są świetne, czy nie.

Dlatego zdecydowanie w moim interesie leżało żeby żadne z nich się nie dowiedziało.

Usłyszałem jakieś trzaski dobiegające z salonu i głośny syk bólu.

Wstałem z łóżka i uchyliłem drzwi.

Wyjrzałem przez nie.

Natsuo rozcierał sobie bolącą stopę, siedząc na kanapie. Obok niego leżała tabliczka czekolady.

Całą tą sytuację oświetlała rzucona na podłogę latarka.

Westchnąłem cicho.

Ponownie wykradał czekoladę i nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze.

Jeśli ojciec i Fuyumi się dowiedzą, czeka go śmierć w męczarniach.

Postanowiłem im nie mówić.

W końcu Natsuo wiele razy nie mówił im do której godziny nie spałem, za co byłem mu bardzo wdzięczny.

Wróciłem do łóżka.

------------------------------------------------------------------------

Czwartego grudnia nic nie opublikowałam, za co przepraszam.

Jakoś cały dzień mi umknął- w ogóle nie zauważyłam że nie opublikowałam rozdziału do dzisiaj.

Jeszcze raz przepraszam.

Zimowa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz