Rozdział 8

828 98 45
                                    

Obudził się dopiero po południu, ciężki na całym ciele i zdecydowanie niechętny do podniesienia głowy z poduszki. Tkwił w łóżku przygnieciony do materaca niczym ważącym ponad tonę kowadłem. Gardło drapało go przy każdym oddechu, a niedrożny nos oraz zapchane zatoki promieniowały bólem. Czuł się tak źle, że gdy w końcu zdecydował się na próbę wstania i zrobienia czegokolwiek produktywnego, to pętający całe jego ciało dyskomfort zmusił go, by ponownie padł na łóżko jak długi.

Usilne trzymanie się leżącej pozycji też nie przynosiło ulgi, ponieważ cała wydzielina z nosa spływała wtedy Ggukowi albo na prawą, albo na lewą stronę zatok, utrudniając oddychanie. Kąpiel w deszczu, którą wziął poprzedniego dnia, bardzo szybko dała mu się we znaki.

Chorował dzięki niej jak prawdziwy mężczyzna po trzydziestce – zwykłe przeziębienie przybrało ludzką postać, rozłożyło Jeongguka na łopatki w przeciągu jednej nocy i skoczyło na niego z łokciem wygiętym tak, by wbić mu go prosto w okolicę żołądka. Brakowało tylko ubranego w pasiastą koszulkę sędziego, klepiącego w materac niczym w matę na ringu i ogłaszającego zwycięstwo choroby, odniesione poprzez okrutny nokaut.

Mężczyźnie słusznie burczało również w brzuchu, ale nie miał apetytu. Nie śmiał nawet myśleć o jakimkolwiek śniadaniu, zresztą nowa lodówka, pachnąca plastikiem i zaklejona jeszcze anty-zadrapaniową folią, świeciła pustkami.

Nie mógł też wykrzesać z siebie chociaż jednej iskry, która pomogłaby mu zmotywować się do tego, by wyciągnąć ubrania z walizek i rozłożyć je w sypialnianych szafkach. Nie wyobrażał sobie więc rozpoczęcia w najbliższym czasie jakichkolwiek generalnych porządków w nowym mieszkaniu. Chciał jak najszybciej poczuć się lepiej, by w ogóle racjonalnie cokolwiek rozplanować. Problem leżał w tym, że dobrze zaopatrzoną apteczkę ze starego apartamentu zostawił gdzieś na dnie jednej z komód, pozostawionej po wyprowadzce w wynajętym przez siebie magazynie. Z dostępnych opcji pozostała mu więc tylko wycieczka albo do przychodni, albo do najbliższej apteki.

Był pewien, że dwie tabletki Panadolu rozpuszczone w zimnej wodzie, chociaż w smaku przypominające to, co właśnie spływało mu z nosa w dół gardła, na pewno pomogłyby ulżyć w cierpieniu. Z drugiej jednak strony, wolał dostać coś mocniejszego na receptę, żeby już kompletnie nie butwieć pod kołdrą przez następny tydzień. Nie cierpiał chorować.

Decyzję podjął dosyć szybko.

Siąkając nosem, ubrał się w komplet cieplejszych ubrań, które wygrzebał niechlujnie z dużej walizki. Czarny, zmechacony golf nie pasował do granatowych spodni w kant, ale mało go to obchodziło. Nigdy nie był modowym geniuszem, a gdy faktycznie ubierał się dobrze, to była to zasługa tylko i wyłącznie pobłogosławionej dobrym gustem Shinye, która organizowała jego garderobę.

Po rozwodzie losowo dobierał wszystko, co mu niegdyś kupiła. W wyniku tego większość czasu wyglądał przez to, jak strach na wróble, ale gdy oglądał się za dwudziestolatkami na chodnikach w centrum stolicy, nie odstawał od reszty aż tak, jakby mogło się zdawać. Pojęcie trendów i mody było nie na jego głowę. Polegał więc na swoim szczęściu, gdy po porannym prysznicu na oślep sięgał do szafy.

Na twarz nasunął jednorazową maseczkę znalezioną w kosmetyczce, a włosy oraz blado-siną po uderzeniu ojca twarz schował pod czapką z daszkiem. Plecy przykrył jeansową kurtką, a stopy wsunął niechlujnie w jakieś trampki.

W samochodzie tak się rozdygotał, że ogrzewanie podkręcił do maksimum jeszcze zanim wyjechał z podziemnego parkingu. Nie nacieszył się nim jednak zbyt długo, jako że dojazd do znalezionego w internecie Centrum Medycznego Cha w Gangnam zajął mu tylko niecałe piętnaście minut. Gdy wysiadał z Range Rovera, wnętrze auta dopiero zdążyło porządnie się nagrzać.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz