Przerzucał dokumenty w skupieniu, a Yoongi stał mu nad ramieniem, zerkając przez nie z podobną powagą. Jego miętowy oddech pełzał co kilka sekund za uchem Gguka, zostawiając po sobie nieprzyjemne, mentolowe ślady, toteż prawnik w końcu odchrząknął głośno i powiedział:
— Prosiłem, żebyś się odsunął. — Usłyszawszy to, Min uniósł dłonie ku górze w obronnym geście i zrobił krok do tyłu.
Siedzieli w niewielkim pomieszczeniu służbowym z szeroką, wytartą kanapą, komputerem na starym biurku, pudełkiem czerstwych ciastek do kawy, czajnikiem do przygotowania wody na ową kawę oraz dwoma półkami pełnymi dokumentów i segregatorów. Jeden z nich Jeongguk właśnie rozkładał na części pierwsze. Nie mógł się jednak w pełni skupić, trochę przez ciekawskie oko Yoongiego, a trochę przez dręczące go pytanie, jakim cudem w ogóle znalazł się w środku tego ośrodka.
Ochroniarz na warcie w wewnętrznej stróżówce musiał uciąć sobie tamtego dnia błogą drzemkę. Jego lekceważące podejście do pracy zdradzał bowiem odbity na skórze policzka kształt guzika, przyszytego luźną nitką przy mankiecie rękawa służbowego uniformu. Kompletnie nie zauważył więc Jeongguka na kamerach monitoringu, gdy ten dobrą chwilę kręcił się pod bramą ośrodka, zanim nie pojawił się Yoongi.
Mężczyzna udawał Cerbera, ale był na tyle zdezorientowany, że pomimo podejrzliwości, wpuścił Gguka do środka. Yoongi przedstawił go jako prawnika z Seulu, który przyjechał w ważnej sprawie. Jeon, pośrednio przymuszony, okazał strażnikowi swoją legitymację adwokacką. Miał ją zawsze przy sobie w małym etui na karty, wepchniętym w przednią kieszeń spodni. Dostał je od byłej żony z jakiejś nieistotnej okazji. Lubił je, ale to bardziej przez jego poręczność, aniżeli sentyment.
Mężczyzna w poplamionym mundurze nawet nie zakwestionował siniaka oraz plastra na twarzy Gguka. Nie wyglądał na najbystrzejszego i chyba naprawdę musiał ufać Yoongiemu. Prawnik zastanawiał się więc, gdzie leżała granica między profesjonalizmem, a braniem wszystkiego na słowo.
— Jeżeli chodzi o przebieg rozprawy, akt oskarżenia i wyrok... Wszystko wygląda poprawnie i zgodnie z prawem — mruknął Gguk, gdy Yoongi ponownie podszedł do niego i mechanicznie podsunął mu pod nos kubek kawy, który przygotował dwadzieścia minut wcześniej. Jeon niechętnie chwycił go w dłoń. — Znaczy, nie specjalizuję się w sprawach młodocianych, aczkolwiek z tego, co przejrzałem, nie widzę żadnych nieprawidłowości. O co tak właściwie chodzi? Chłopak zawinił, został ukarany. Proces stary jak świat...
Fusy pływały na wierzchu zimnego już napoju, a Gguk upił łyk nieświadomy, po czym skrzywił się wyraźnie. Kilka drobinek przykleiło mu się do zębów, więc przejechał po nich językiem. Min Yoongi zdecydowanie nie był dobrym baristą, nawet biorąc pod uwagę dosyć spartańskie warunki parzenia kawy, które powinny zapewnić mu taryfę ulgową.
— No, mówiłem ci... Wyrok i w ogóle.
— Co znaczy "wyrok i w ogóle"? — dopytywał Jeon, powoli wchodząc w swoją prawniczą skórę, co pozwalało mu się rozluźnić i nie myśleć o tym, w jakiej sytuacji się znajdował.
Odruchowo sięgnął dłonią ku kołnierzowi swojej koszuli, ale nie miał na sobie krawata, którym zwykle bawił się między palcami, gdy nad czymś myślał. Poprzestał więc na niezręcznym miętoszeniu przyszytego do niego sztywno guzika.
— Coś mi nie gra. Widzisz... Ten chłopak — przerwał Yoongi, zamykając segregator znienacka i ujawniając przy tym imię samego zainteresowanego na kawałku papieru przyklejonym pożółkłą taśmą do sztywnej okładki — Kim Hyoungjin. To naprawdę spokojny, skryty szesnastolatek. Z domu dziecka, bez rodziców. Mój przełożony to jego opiekun prawny.
CZYTASZ
PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]
FanficJeon Jeongguk, zmuszony przez swoich ortodoksyjnie wierzących rodziców, przechodzi przez terapię konwersyjną jeszcze jako nastolatek. Uczy się postrzegać siebie samego i innych mężczyzn z obrzydzeniem, a w życiu kieruje się chłodną kalkulacją oraz w...