Rozdział 4

881 116 35
                                    

Przełknął zrobione przez własną matkę ciastko z sezamem, ale, co nie dziwne, stanęło mu w gardle. Jego zęby łamały się na każdym żałosnym kęsie. Przybierał jednak dobrą minę do złej gry, zapominając o wymianie zdań z poranka oraz o tym, że chyba nie ma już po co wracać do rodzinnego domu.

— To z kim pan się pobił, panie Jeon? — zapytał go siedzący obok chłopak z aparatem na zębach i ustami pełnymi japchae.

Gguk spojrzał na niego, przy okazji przejeżdżając wzrokiem po stole, wyłożonym wysłużoną, bambusową matą. Ośmiu schludnie ubranych podopiecznych ośrodka oraz Namjoon wraz z Yoongim siedzieli przy nim na łydkach z miseczkami w rękach, rozmawiając o czymś między sobą.

Mimo iż świętowali w obskurnej, ciasnej sali, świąteczny posiłek na chuseok i tak wyglądał oraz pachniał obłędnie. Jeongguk widział teraz, że Yoongi nie bez przyczyny nie mógł się nachwalić ichniejszych kucharek. Kobiety te z dobroci serca przyszły do pracy, pomimo ustawowego wolnego, przygotowały im pierwszej klasy jedzenie, po czym same uciekły z ośrodka, spiesząc się do własnych rodzin.

Słodycze od Gguka prezentowały się w samym centrum stołu, wciśnięte pomiędzy kolorowe półmiski z makaronem, ryżem oraz zupą na wołowej kości. Za przyniesienie czegoś na osłodę tak różnorodnych, słonych przysmaków, dostał kilka buziaków w oba policzki od najstarszej z kucharek, według której „na takie łakocie dla tych biednych chłopaczków nie było w tym roku funduszy".

Dostał też pokaźny, zmarznięty kawałek mięsa, który przyłożył do twarzy, zmuszony do tego przez tę samą kobietę od mokrych całusów. Siedział tak z nim na drewnianym stołku przy zlewie niczym zbity pies dobre piętnaście minut, póki dłoń oraz twarz nie zaczęły mu nieznośnie drętwieć i boleć od chłodu.

— Nie pobiłem się z nikim... chłopcze — odparł cicho, nie pamiętając imienia nastolatka, chociaż Yoongi tuż przed posiłkiem pobieżnie przedstawił mu po kolei każdego z podopiecznych. — Uderzyłem się drzwiami od auta, to wszystko.

— Sanghoon, mówiłem ci, żebyś nie zadawał panu Jeonowi durnych pytań! Usta ci się nigdy nie zamykają! — Namjoon skarcił go sponad swojego półmiska, a chłopak speszył się, przepraszając cicho.

Nie zreflektował się jednak skutecznie, bo chwilę później znowu spojrzał na Gguka, wywiercając mu wzrokiem dziurę w siniaku.

— Wygląda jak od pięści — burknął tak cicho, że usłyszał go tylko prawnik. — Nie rozumiem, dlaczego wszyscy mają nas tu za idiotów... Większość z nas kituje za pobicia. Wiemy, jak wygląda śliwa po prawym sierpowym...

— Wiesz co — mruknął Gguk, zerkając na niego z ukosa. — Może faktycznie od kogoś dostałem — dodał tajemniczo, po czym rozpromienił się dziwnie, widząc szeroki uśmiech na twarzy chłopaka.

Niewinna ekscytacja czyjąś krzywdą była dla prawnika na tyle osobliwa, że nie wiedział, jak inaczej mógłby zareagować.

— Za co?! — zapytał Sanghoon aż podskakując w miejscu, chociaż starał się nie ściągać na siebie uwagi żadnego z dwójki wychowawców, by znowu nie dostać za to po głowie.

Jeongguk nie miał mu jednak do zaoferowania niczego lepszego.

— Za wtykanie nosa w nie swoje sprawy — skwitował, chwytając pałeczkami kawałek usmażonej na chrupko wieprzowiny i kładąc ją w miseczce z ryżem Sanghoona.

Ten prychnął głośno, wyraźnie nieusatysfakcjonowany odpowiedzią, jaką uzyskał i szalejącym w jego żołądku głodem informacji. Ściągnął tym na siebie uwagę Yoongiego, który, tak czy siak, co jakiś czas spoglądał na Gguka.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz