Rozdział 19

338 40 16
                                    







Ryby nie brały. Ani jedna. Yoongi co chwila nabijał wijące się jeszcze, tłuste, białe robaki na haczyk, ale te znikały z niego bez żadnej zdobyczy. Jakaś cwana sztuka zajadała się jego kosztem, ale nie raczyła zaryć w ostrze i dać się złapać.

— Tae, złotko, zamknij się, dobrze? Płoszysz mi ryby — warknął w końcu, a pęknięta, niezagojona jeszcze warga dała o sobie znać, toteż skrzywił się, marszcząc teatralnie nos.

Taehyung zacisnął usta i skończył podśpiewywać jeden z hitów Park SangCheol'a. Śmiertelnie znudzony siedział za plecami Yoongiego na starym, wytartym krześle wędkarskim. Miał na sobie czapkę, szalik, rękawiczki, spodnie narciarskie oraz zimową kurtkę. Nie wyglądał na chętnego na połów, i tak się składało, że wcale nie mijało się to z prawdą.

— Wiesz, Yoon — odchrząknął. — Te ryby to pewnie już schowały się pod mułem na zimę albo coś... Nie możemy iść do domu? Jest cholernie zimno, moje palce zaraz odpadną.

— Zwolnili mnie z pracy. Mógłbyś chociaż dotrzymać mi tu towarzystwa dla poprawy humoru — burknął. — Wcale nie proszę o tak wiele, tylko o odrobinę zrozumienia. A aktualnie chcę złapać jakąś cholerną rybę. Inaczej siedziałbym na ganku przed domem i tylko jarał szlugi...

— Zawiesili cię, a nie zwolnili — poprawił go przyjaciel. — To różnica. Zresztą, miałeś już nie palić.

Yoongi zacisnął powieki, opuszczając wędkę w dół i zanurzając jej czubek aż po krzywą przelotkę. Uderzył stopą o zmarzniętą ziemię kilkukrotnie, po czym zaczął kręcić kołowrotkiem, ściągając żyłkę na szpulę.

— Zapewne będę miał sprawę w sądzie, także o pracy w ośrodku mogę zapomnieć.

— Uderzyłeś go tylko raz. Na pewno nie może być tak źle. — Taehyung zadrżał, czując mocniejszy podmuch wiatru. Jego nos jarzył się czerwienią. — Zresztą, jestem pewien, że Yang pozwoli ci pracować w weekendy, jeżeli potrzebujesz pieniędzy.

— Dobrze wiesz, że w tym wszystkim nigdy nie chodziło o pieniądze, Tae. Istnieją o wiele bardziej dochodowe zawody niż wychowawca. — Yoongi nagle, dosyć gwałtownym ruchem, złożył teleskopowe wędzisko.

Postanowił, że chyba jednak wolał palić papierosy, aniżeli czekać na rybny cud i musieć w dodatku słuchać narzekania Taehyunga. Zaczepił haczyk o jedną z przelotek, zabezpieczył kołowrotek, po czym schował wędkę do torby wraz z niewielkim, plastikowym pudełkiem wypełnionym trocinami i robakami.

Absolutnie nie był zapalonym wędkarzem – wiedział jedynie, gdzie i jakie robaki kupić, jak zrobić gotową, pachnącą sztucznie wanilią zanętę i jak zawiązać żyłkę na haczyku tak, by nie odpadał. Jego wiedza o wędkarstwie ograniczała się do minimum, a cała łowiecka pasja sprowadzała się do tego, że po prostu lubił czasem postać przy dopływie rzeki Pyeongchang i pomyśleć. Nawet jeżeli złapał przy tym jakąś rybę, to zaraz ją wypuszczał. Nie umiał skrobać łusek, wyciągać wnętrzności ani filetować.

W skrócie, marny był z niego wędkarz. I tyle. Najzwyklejszy moczykijek, a może nawet i to było na wyrost.

— W takim razie, dlaczego uderzyłeś tego mężczyznę? — Taehyung nie krył ciekawości.

Próbował wyciągnąć tę informację od przyjaciela od niedzielnego poranka, kiedy, zaraz po nocnej zmianie w sklepie, odbierał go z aresztu. Yoongi spędził na miniaturowym dołku w Igok ponad dwanaście godzin, po których upływie policjanci łaskawie wypuścili go i poinformowali, by spodziewał się od nich korespondencji z wezwaniem na następne przesłuchanie. Ojciec Jeongguka postanowił bowiem, że go pozwie, a Yoongi, chociaż naprawdę chciał stanąć w swojej obronie, nie umiał. Nie mógł zrobić tego Jeonggukowi. Absolutnie nie mógł wytłumaczyć się ze swojego napadu wściekłości jego kosztem. Nikomu, nawet najlepszemu przyjacielowi.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz