Rozdział 30

451 57 27
                                    

Opuchlizna na jego ustach odkształcała się pod opuszkami palców. Naciskał to na górną, to na dolną wargę, a gdy ich róż zmieniał się w trupią biel, jego dłoń odskakiwała gwałtownie jak poparzona. Oglądał swoje poczynania w pękniętej szybce telefonu, a Yoongi stał w kącie jak zbity pies, próbując rozszyfrować jego zachowanie. Był tylko biernym gapiem, wpatrzonym w usta, które jeszcze chwilę temu całował. Czuł, że coś mu odebrano. Bezdusznie i okrutnie.

— Przepraszam — powtórzył się jednak po raz wtóry tamtego wieczora, zduszając w zarodku mieszankę chciwości i zaborczości, która zaczynała się powoli w nim tlić.

Jego wargi były równie opuchnięte, co te Jeongguka. Łączyły się ciężko w wąską linię, naciskając na siebie wzajemnie z siłą kilku ton. Łaknęły lekkości zbliżenia, a nienawidziły przytłaczającej wagi samotności.

Na domiar tego wszystkiego Yoon miał taki mętlik w głowie, że nie potrafił nawet określić jak długo, tak właściwie, się całowali. Pamiętał tylko niezręczne ruchy ust młodszego, który kompletnie nie miał w pocałunkach wprawy oraz fakt, że nie dotknął go ani razu. Ręce Jeongguka pozostawały bezwładne, opuszczone w dół.

Yoongi naprawdę chciał interpretować to jako coś niepozornego; może nawet jako oznakę tego, że w przyszłości ta bierność miała przeistoczyć się w miękki, kremowy dotyk chętnej do zbliżeń skóry. Ale niepewność brała górę. Obawiał się, że zamiast intymności i zaufania czeka go zderzenie z chłodem pięknego, ale wciąż marmuru.

— Dobrze w...wypadłem? — zapytał w końcu Gguk, przerywając milczenie i odkładając telefon na kanapę, a Yoon zmarszczył czoło.

Prawnik w jakiś pokręcony sposób czytał mu w myślach.

— Słucham?

— Myślisz, że umiem się c...całować? — sprostował dosyć śmiało, chociaż unikał kontaktu wzrokowego z Yoongim.

Starszy pozwolił sobie przysiąść po drugiej stronie kanapy, a był tak ciężki od poczucia winy i swego rodzaju wstydu, że poduszka zapadła się pod nimi wyjątkowo głęboko.

Z jednej strony cieszyło go to pytanie. Jeongguk był po rozwodzie, ale jego doświadczenie w sprawach międzyludzkiej intymności zdawało się znikome. Zresztą, sam nie był pewien swoich zdolności, przez co zdradzał pośrednio, iż zapewne nawet z własną żoną nie robił zbyt wiele. To łagodziło niedorzeczną zazdrość Yoongiego, aczkolwiek tylko trochę.

Jednak z drugiej strony, Yoongi nie wiedział, jak na nie zareagować. Jak odpowiedzieć. Być szczerym, czy go okłamać? Jakie konsekwencje miałaby każda z odpowiedzi?

— Czy m...milczenie mam uznać za n...nie? — Jeongguk w końcu zaszczycił go spłoszonym spojrzeniem, a Yoongi pokręcił energicznie głową.

— Nie uważam, by jakakolwiek ocena twoich zdolności była sprawiedliwa — wymamrotał. — Zresztą, to naprawdę nieistotne... Możesz być zły, jeżeli chcesz. Ale nie umiem odpowiedzieć...?

— Za co niby miałbym s...się złościć?

— Znowu się na ciebie rzuciłem. Za to, chociażby — wyjaśnił, drapiąc się po głowie.

Jeongguk zaśmiał się. Naprawdę się zaśmiał, a Yoongi otworzył szeroko oczy, jakby usłyszał ludzki śmiech po raz pierwszy w życiu.

— Nie o...oponowałem — rzucił młodszy, gdy tylko uspokoił chichot. — Zresztą... Mnie u...udało się nie z...zwymiotować. Wtedy, u ciebie w...w domu... To było t...turbo niegrzeczne. Nie będę z...zły.

Prawdę mówiąc, złość zastąpił zażenowaniem. Miał ochotę zaszyć się w swojej sypialni i rwać sobie włosy z głowy, to było silniejsze od niego. Głos w głowie, chociaż dużo cichszy od czasu rozpoczęcia terapii, przeistoczył się w istnego człowieka orkiestrę, wygrywając pełen obelg koncert. Uparcie, bez przerwy.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz