Północ wybiła w atmosferze siorbania oblepionego sosem makaronu. Wprawdzie planowali zjeść jeszcze przed nadejściem pierwszego stycznia, ale Taehyung nie dość, że mozolnie i nieumiejętnie siłował się z kuchenką, to, uniósłszy się dumą, odmówił przyjęcia jakiejkolwiek pomocy. W rezultacie, gdy fajerwerki zaczęły rozświetlać niebo przy akompaniamencie cichych eksplozji, byli w połowie posiłku. Yoongi siedział obok Jeongguka na kanapie, a Taehyung klapnął sobie na podłodze po przeciwnej stronie, nienaturalnie pochylony nad stolikiem.
— To szczęśliwego — mruknął jako pierwszy, przecierając usta wierzchem dłoni. Dał sobie parę sekund na obrócenie głowy, zerknięcie na kolorowe, przypominające kwiaty iluminacje, po czym wzruszył ramionami. — Mówiłem, że będą kiepskie.
Yoongi zacisnął powieki, poważnie kwestionując swój dobór przyjaciół. Od przyjścia do domu toczył ze sobą samym walkę, w której z jednej strony chciał wyrzucić Tae za fraki za drzwi, a z drugiej nie chciał pokazać się w takim świetle Jeonggukowi. Zresztą, gdyby próbował pozbyć się niechcianego gościa na siłę, prawnik mógłby przerazić się tym, jak bardzo zależy mu, żeby byli sami. Nie miał nieczystych intencji, ale tak by to zapewne wyglądało. Sytuacja była dla niego patowa.
— Szczęśliwego — odparł jednak grzecznie, zerkając przepraszająco na Jeongguka. — Przepraszam, że tak wyszło. Myślałem, że zrobimy coś innego...
— Jak niby wyszło? — wtrącił się Tae, marszcząc brwi.
— Ty się już lepiej nie odzywaj — skarcił go, a Gguk pokręcił tylko głową czując, że to on powinien się odezwać.
Przełknął to, co miał w ustach i odstawił na wpół pusty talerz na stolik do kawy przed sobą, tuż obok talerza Yoongiego, który też przestał jeść chwilę wcześniej. Sięgnął po chusteczkę z kartonowego pudełka na krańcu blatu, a kulący się tuż obok niego Pan Skarpeta drgnął, przekonany, że była to jakaś zabawka, którą mógł złapać w swoje pazurki. Szybko spokorniał, gdy Jeongguk wcale nie przysunął jej w jego kierunku, ani nie zadyndał nią zachęcająco, tylko przetarł za jej pomocą usta.
— Bawię się dobrze. Zresztą, mieliśmy z...zbyt mało czasu na robienie c...czegoś innego. A mnie m...miło poznać twoich przyjaciół — przyznał cicho i posłał Taehyungowi uśmiech. Szczerze powiedziawszy, była to dla niego trudna sytuacja, ale nie chciał poddać się na starcie. — Szczęśliwego, Taehyung.
Serce Yoongiego zrobiło fikołka.
Kocham cię, kocham cię, kocham cię.
Tae kiwnął porozumiewawczo głową, po czym nawinął makaron na widelec, jakby specjalnie robiąc to strasznie powoli. Wiedział, że Yoon się na niego patrzy, dźgając go wyimaginowanymi sztyletami.
— To czym się zajmujesz, Gguk? — To powiedziawszy wpakował zbyt dużą porcję spaghetti do ust, rozchlapując sos na dywan.
— Pracuję w kancelarii. Jestem p...prawnikiem — odparł.
Teoretycznie nie skłamał. Praktycznie? Znacząco naciągnął rzeczywistość.
— Acha. — Kiwnął głową, odsuwając od siebie talerz i z głośnym brzękiem upuszczając na niego widelec. Zrobił taką minę, jakby intensywnie nad czymś myślał. — A skąd jesteś?
Jeongguk odchrząknął. Nie bardzo chciał odpowiadać na to pytanie, ale z drugiej strony nie miał powodu, by go unikać. Odparł więc krótko:
— Igok.
Mina Taehyunga zmieniła się gwałtownie, zupełnie jakby układanka w jego głowie nagle zbliżyła się ku rozwiązaniu.
— To wiele wyjaśnia! Nie poznałem akcentu ani niczego, ale teraz więcej rzeczy ma sens! — zawołał, przypominając Archimedesa w wannie, który dopiero co odkrył, czym jest siła wyporu. Brakowało tylko jeszcze głośno wydeklamowanego eureka i gołych pośladków, niesionych w biegu dookoła pokoju. — Yoongi mówił, że był w tobie mega zakochany piętnaście lat temu. Rozumiem, że poznaliście się jeszcze za dzieciaka, jak był w ośrodku? — zapytał niemalże od razu.
CZYTASZ
PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]
FanfictionJeon Jeongguk, zmuszony przez swoich ortodoksyjnie wierzących rodziców, przechodzi przez terapię konwersyjną jeszcze jako nastolatek. Uczy się postrzegać siebie samego i innych mężczyzn z obrzydzeniem, a w życiu kieruje się chłodną kalkulacją oraz w...