Rozdział 12

767 97 28
                                    

Zwykle błyskotliwy Yoongi tym razem pozwolił swojemu językowi przyschnąć do podniebienia, gdy milczał, wpatrując się w nieruchomego Jeongguka.

Czas się zatrzymał, a przynajmniej tak mu się zdawało, kiedy oboje siedzieli na podłodze, wdychając to samo, gęste powietrze. Otoczyło ich ono z sekundą, gdy cała tak skrupulatnie skrywana przez Gguka latami tajemnica wyszła na jaw. Było ciepłe, lepkie i smakowało czymś na tyle nieprzyjemnym, że Yoongi celowo zmniejszył ilość oddechów. Szczęście w nieszczęściu, pomogło mu się to opanować i nie zalać łzami.

Jeszcze.

Rozsypana po podłodze zawartość teczki, skrywającej w sobie koszmary przeszłości Jeongguka, pozostawała nieuprzątnięta, a wyrwana z prowadnic szuflada leżała tuż obok. Tylko jedna z ulotek tkwiła między palcami Yoongiego, gdy ten miętosił ją proroczo, skupiając każdą ze swoich negatywnych emocji na śliskim kawałku papieru.

Jeon siedział naprzeciwko niego, przytulając kolana do piersi i co jakiś czas uderzając skronią w drewniane drzwiczki szafki przy biurku, o które opierał się ramieniem. Łuk kupidyna lśnił mu się od spływającej z nosa wydzieliny, rozchylone, pogryzione do krwi usta miał znacznie opuchnięte, kolorem przypominające czerwony beryl, a wzrok nieobecny, wpatrujący się w niejasny punkt gdzieś po przeciwnej stronie pokoju.

— Opowiedz mi o tym — poprosił cicho Yoongi, z wahaniem zerkając w kierunku mężczyzny.

— O czym? — odparł Gguk. Myślami był gdzieś indziej.

Nie wiedząc, jak się zachować, Min siedział na łydkach, sztywny niczym posąg, spinając się na całym ciele tak, że bolał go każdy mięsień.

Prawnik zaś wzdrygnął się niespodziewanie, jakby zauważył za Yoongim coś strasznego. Ten aż obrócił się do tyłu, ale w jego oczy rzuciła się tylko masywna ściana. Gdy znowu spojrzał na Gguka, ten na nowo wbijał już zęby w swoją dolną wargę.

Starszy chciał poprosić go, by przestał. Pragnął podpełznąć do niego, złapać jego podbródek między palce i pozbyć się krwi własnym kciukiem, po czym scałować z poranionej wargi cały ból. Wiedział jednak, iż było to wtedy bardziej niż niemożliwe. Próbował więc wyłączyć umysł; pragnienia bez pokrycia przynosiły mu tylko więcej smutku i niepokoju.

Na szczęście dla rozkołysanych nerwów Yoongiego, Jeongguk sam przetarł krew o spodnie opięte na prawym kolanie. Szkarłatna smuga szybko wsiąknęła w lniany materiał, pozostawiając po sobie plamę nie do sprania.

— Co się działo... w tym ośrodku? — Ochrypnięty, lekko skrzekliwy głos Yoongiego osiadł pomiędzy nimi ciężko.

— Terapia — odpowiedział cicho Jeongguk, po czym raz jeszcze przetarł twarz o spodnie, tym razem pozbywając się wydzieliny spod nosa.

— Jaka terapia?

— Normalna. T...Taka, która miała m...mnie wyleczyć.

— Z homoseksualizmu? — warknął Yoongi, zerkając na ulotkę w swoich dłoniach.

— Tak — odparł, a neutralny ton jego głosu powoli wytrącał Mina z równowagi.

Wytatuowany, postawny i wyglądający na niezniszczalnego mężczyzna z całych sił powstrzymywał wtedy swoje łzy. Asekuracyjnie przybierał postać nastolatka, który lata temu tak bardzo martwił się o swojego młodszego chłopaka. Nastolatka, który w końcu dostał swoje wyjaśnienia i, usłyszawszy je, zaczął wątpić w to, czy kiedykolwiek był na nie gotowy. Czy, tak naprawdę, chciał być ich powiernikiem.

— Powiedz mi, Ggukie, co ci tam zrobili — szepnął, potrząsając głową, by pozbyć się zbędnego balastu dręczących go wątpliwości. — Co to są te całe za...zajęcia behawioralne? Porozmawiaj ze mną.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz