Rozdział 18

286 38 15
                                    

Było niezręcznie. Seokjin nie wiedział, co powiedzieć, a Jeongguk siedział w jego biurze jak zbity pies, chociaż, tak naprawdę, to sam tam przyszedł. W dodatku bez zapowiedzi.

— Mogłeś zadzwonić — mruknął prokurator, stojąc przy oknie wychodzącym na ruchliwą ulicę przy parku Seorigol. — Przecież masz telefon.

— Mam wyłączony.

— To go włącz? — Jin odwrócił wzrok w jego stronę, robiąc taką minę, jakby Jeongguk właśnie wydeklamował, że ziemia jest płaska, albo że jest asymetryczną, potężną skałą, balansującą na skorupie wielkiego żółwia.

W każdym razie coś bezwstydnie absurdalnego

— Bałem się, że będziesz dzwonić — szepnął. — I że inni... Też będą.

— Och. Nie dzwoniłem. Nie chciałem się narzucać. Ale cholera, od tego jest telefon... — Seokjin kiwnął głową, nie mając bladego pojęcia jak inaczej na to zareagować, po czym odkręcił butelkę wody, którą trzymał w ręku, by wypić naraz prawie połowę.

Zamilkli. Znowu. Jeongguk poprawił kołnierz koszuli, którą miał na sobie, poważnie zastanawiając się nad tym, czy nie powinien po prostu wyjść. Przyjechał do prokuratury dosłownie zaraz po wizycie u Baekho, chyba zmotywowany wynikiem ich rozmowy. Już dawno nie działał tak bezmyślnie, spontanicznie. Pustki w mózgu spowodowane zażywaniem leków wypełniał głupimi pomysłami.

Jego życie było ostatnimi czasy niczym, tylko wyboistym pasmem absurdów; mało co jasno kalkulował. Zresztą, po lekach stał się śmielszy, bo nie rozdrabniał już wszystkiego na części pierwsze części pierwszych. Spojrzał na swoją marynarkę i rozluźnił się nieco pocieszony faktem, że chociaż był porządnie ubrany, a przynajmniej znośnie, jak na niezapowiedzianą wizytę w prokuraturze. Rozkojarzył się, dając się ponieść wyobraźni i rozmyślając nad tym, gdzie od tak, nieproszony, wkroczy sobie później – do pałacu prezydenckiego? A może do Amerykańskiej Bazy Wojskowej?

— Biorę psychotropy — wypalił nagle, ledwo uciekając z zacieśniających się łapsk dysocjacji. — Alprazolam... Xanax.

— Och — powtórzył się prokurator, zaciskając palce na cienkim plastiku.

— Psychiatra niedługo przerzuci mnie na Zoloft. Jak dłużej pobiorę to, co biorę teraz, to oszaleję. Jeżeli da się jeszcze bardziej, oczywiście.

Prokurator chciał znowu powiedzieć „och", ale powstrzymał się, chrząknięciem zduszając słowo, które już wydostawało się z jego ust.

— Czy to... — zaczął więc, ale uciął.

Może jednak Jin nie mógł wykrztusić z siebie więcej niż „och"? Zachowywał się raczej chłodno i z dystansem, ale w głębi duszy po prostu nie wiedział, jak mógłby z Ggukiem rozmawiać. Minęły trzy tygodnie od ich ostatniej, dosyć emocjonalnej konfrontacji, ale prokurator nie miał sposobności, żeby zapomnieć o sprawie. Zajmował się nią zawodowo w ciągu dnia, a w nocy zajmował nią swoją głowę. I tak w kółko. Nie dotyczyło go to osobiście, ale im więcej szczegółów wychodziło na wierzch w czasie śledztwa, tym więcej małych szpileczek wbijało się w serce Seokjina. Równie dobrze, to przecież on mógł paść ofiarą tego wszystkiego.

Takie mrożące krew w żyłach gdybanie wystarczyło, by podchodził do całej sprawy niesamowicie emocjonalnie. Wprawdzie Jin w chwilach słabości zastanawiał się, czy nie oddać jej w ręce innego prokuratora, ale na to było już raczej za późno. Zresztą, traktował doprowadzenie tego postępowania do satysfakcjonującego końca jako wendettę, której wykonanie w imieniu całej społeczności jakimś zrządzeniem losu spadło na jego barki.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz