Rozdział 22

453 51 11
                                    

Wiedział, że zachował się przebiegle, a może nawet przebrzydle, ale gdy Yoongi uporał się już ze wszystkimi klientami z poranka, Jeongguk oznajmił mu, że musi się zbierać. Starszy zareagował zmieszaniem, które bardzo szybko przeobraziło się w panikę:

— Jesteś pewien, że trafisz sam? Zamknę kwiaciarnię na godzinę i cię odprowadzę...

— Yoongi, dam radę. Wiem, jak dojść do twojego domu — mruknął, sprytnie omijając przy tym fakt, że w ogóle nie powinien prowadzić samochodu.

Znaczy, jeszcze nie wiedział, czy nie powinien. Zoloft zdawał się męczyć go mniej niż Xanax, ale wziął dopiero pierwszą tabletkę, także starał się nie wydawać zbyt pochopnych osądów. Zresztą, stwierdził zgodnie sam ze sobą, iż to, czego nie wiedział Yoongi, nie mogło go zaboleć.

— Odprowadzę cię — zarządził. — I tak musisz zabrać swoje rzeczy, a nie masz własnego klucza, także nie widzę innej opcji.

Przyczepił się do prawnika niczym rzep i faktycznie, zamknął kwiaciarnię na trochę, by przejść się z nim z powrotem do swojego domu.

— Spałeś dzisiaj tylko parę godzin — zagaił, gdy byli już w połowie drogi.

Do tamtej chwili raczej milczeli niezręcznie. Pogoda nieco się uspokoiła, śnieg przestał padać, a wszechobecny mróz zatrzymał w czasie jego pokaźne wały, usypane na skosach niskich dachów i szczytach starych murków, okalających wiekowe posesje. Obfity puch zdawał się pęcznieć sam z siebie, a nos Gguka szybko zrobił się czerwony od chłodu.

— To nie szkodzi — odparł, pocierając twarz dłońmi, chociaż faktycznie, czuł, że coś z tyłu jego głowy kłębi się niczym olbrzymi kot z kurzu.

Zdecydowanie potrzebował drzemki i to samo stwierdził o Yoongim, gdy ten ziewnął przeciągle, prawie połykając przy tym połowę okolicy.

— Tym razem nie dam ci ot tak odjechać — mruknął stłumionym głosem zaraz po, a że powiedział to niesamowicie cicho, Jeongguk doszedł do błyskawicznego wniosku, że żadna odpowiedź nie była potrzebna.

I tak zamierzał zrobić to, co mu się podobało.

Gdy Yoongi przekręcił klucz w zamku, Pan Skarpeta podniósł łepek z zaciekawieniem, wygodnie wyciągnięty na kanapie, ale nawet nie pofatygował się, by wstać. Stwierdził najwyraźniej, że dwie znajome już twarze nie były warte jego zachodu, toteż wrócił do spania.

— Przyniosę ci twoją torbę. Jest zapakowana? — zapytał Yoon, a Gguk kiwnął głową.

— Zapakowałem ją, gdy brałeś prysznic... Mogę pójść sobie po nią sam — powiedział cicho, ale spotkał się ze stanowczą odmową.

Usiadł więc na kanapie bez protestów, a gdy właściciel domu zniknął na piętrze, pozwolił sobie westchnąć i oprzeć łokcie na kolanach, absolutnie wyczerpany. Dopiero po drugim już tamtego dnia spacerze wyparowała z niego cała energia. Na dobitkę, ciepło domu Yoongiego zadziałało na niego niczym kołysanka.

— Co się tak patrzysz? — mruknął w kierunku Pana Skarpety, a ten tylko przymrużył swoje kocie oczy, obracając się na drugi bok, wciąż napięty jak struna.

Jeongguk zastanowił się chwilę, po czym sięgnął w jego kierunku dłonią. Podrapał go po brzuchu, a ten zamruczał przyjaźnie i momentalnie się rozluźnił. Pomachał zabawnie jedną z przednich łapek, jakby ugniatając powietrze, po czym podskoczył nagle, na co Gguk zareagował nagłym odsunięciem dłoni w obawie, że w jego skórze zaraz zatopią się kocie pazury. Skarpeta zaskoczył go jednak, gdy z gracją poczłapał w jego kierunku. Poruszył noskiem zabawnie, po czym otarł się o udo prawnika i rytmicznie powędrował przednimi łapkami w górę jego ramienia tylko po to, by wyciągnąć się, używając go jako prowizorycznej podpórki.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz