Rozdział 15

696 85 28
                                    

Niski mężczyzna w podeszłym wieku przywitał się z Soo serdecznym uściskiem, jednocześnie zerkając w kierunku Jeongguka dosyć niepewnie. Gdy prawnik odwrócił wzrok, nowoprzybyły po prostu się do niego uśmiechnął. Nic więcej.

— Kawy, Bernie? — zapytał gościa lekarz, a ten podrapał się po brodzie i pokręcił głową.

Jego dosyć śniada cera kontrastowała z brązowymi, wysmarowanymi nierówno pomadą włosami okalającymi całą twarz.

— Szachiści nie potrzebują kofeiny. Jakbym mógł, to piłbym jej odwrotność — odparł, wchodząc do salonu jak do siebie i kładąc swoją sportową torbę na blat niskiego stolika. — Ty musisz być Jeongguk? — zerknął na niego, a ten kiwnął głową.

Wiek obcego mu mężczyzny działał jak kojący lek. Gguk szybko stwierdził, że nawet specjalnie się go nie bał. Zresztą wiedział, że ten przyszedł tam po to, by mu pomóc.

— Dzień dobry — szepnął więc, pozwalając sobie na przycupnięcie na samym brzegu kanapy. — Bernie?

— Bernie Man. Bern. Be. Jak ci wygodniej. W dowodzie mam Byongchul, żona mówi do mnie Misiu, to też mi nie przeszkadza — odparł mężczyzna, po czym zaczął wyciągać ze swojej torby złożoną na pół na złotych zawiasach szachownicę oraz materiałowy worek, ściągany u szczytu rzemieniem, w którym stukały figury do gry, uderzające o siebie w chaosie.

Soo od razu podszedł do niego i pomógł mu postawić wszystko na stole. Krzątali się przy przygotowaniu partii szachów niczym starzy przyjaciele, a Jeongguk nie mógł oderwać wzroku od ruchów ich dłoni, skoordynowanych jak w zegarku przy ustawianiu czarnych i białych bierek. W pewnym momencie uśmiechnął się nawet, gdy zderzyli ze sobą dwa skoczki o przeciwnych kolorach tak, jak gdyby był to ich własny, mały rytuał.

— Grywasz w szachy, Jeongguk? — zapytał go Bernie, charakterystycznym gestem dłoni zachęcając go do zajęcia miejsca na kanapie, tuż przed swoistą, białą armią.

Sam osiadł na łydkach na podłodze po przeciwnej stronie.

— Nie... Ale mniej więcej znam zasady — przyznał, zerkając porozumiewawczo na Soo, który przysiadł jak gdyby nigdy nic obok niego. — Po co to wszystko? — zapytał bez pardonu, a lekarz uśmiechnął się tylko. — Myślałem, że to psychiatra, a nie szachista — dodał, wskazując palcem na starszego mężczyznę tak, jakby ten wcale nie mógł tego zauważyć.

— Jedno nie wyklucza drugiego — stanął w swojej obronie Bernie, jak gdyby nigdy nic wyciągając paczkę gum do żucia z kieszeni swojej mało stylowej kamizelki.

Wcisnął jedną z nich do ust i od razu zaczął żuć.

— Zresztą, dlaczego używasz takiego imienia? — kontynuował swój ostrzał pytań prawnik, zupełnie zapominając o grzecznościowych formach wypowiedzi.

— Wychowałem się w Ameryce. Nie lubię go, ale mam swoje powody, żeby nadal go używać. To tak w skrócie — odparł cierpliwie. — A ty, dlaczego masz bandaże na ręce? — zapytał, po czym zmarszczył brwi, gdy Jeongguk, zakłopotany, schował prawą dłoń za plecy. — No co, nie patrz tak na mnie, myślałem, że zadajemy sobie pytania?

— Nie podoba mi się to — wyszeptał Gguk, patrząc oskarżycielskim wzrokiem na Soo.

— Zaufaj mi? — Ten poprosił go cicho, po czym przysiadł obok niego i oparł łokcie o kolana. — Bernie... Bernie pomógł mi. Lata temu — przyznał, a psychiatra uśmiechnął się ciepło. — Wyciągnął mnie z tego, w co wpakowało mnie... No wiesz.

— Wyciągnąłeś się sam — zaprzeczył mężczyzna, wyciągając w ich kierunku opakowanie z gumą do żucia. — Gumę?

Soo kiwnął głową. Jeongguk pokręcił zaś swoją, co spotkało się ze zdziwieniem psychiatry.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz