Rozdział 17

297 44 12
                                    








Trzeciego tygodnia Jeongguk przypadkiem poznał innego pacjenta Berniego. Minęli się w drzwiach do jego gabinetu i wymienili się dziwnymi, niezręcznymi uśmiechami. Miały w sobie coś na zasadzie wzajemnego zrozumienia, współczucia, ale również i swego rodzaju poklepania po plecach.

Gdy Gguk leżał wieczorem w łóżku i z przyzwyczajenia analizował swój dzień przed pójściem spać, stwierdził, iż tym krótkim zwróceniem na siebie uwagi powiedzieli sobie więcej, niż można było wyrazić słowami. O bólu, zmęczeniu i trudności w znalezieniu powodu, by próbować dalej.





Bernie...? Masz dużo pacjentów... Takich jak ja?

Nie stricte takich samych. Ale kilku o podobnych przejściach.

Nie masz czasem dosyć?

Czego?

Tego samego problemu, w kółko i w kółko. Nawet nie jest twój, a musisz się z nim użerać, jakby był.

To moja praca. Zresztą, lubię ją,

Lubisz pracę, czy lubiłeś swojego brata i teraz to sobie wmawiasz? Żeby nie mieć poczucia zmarnowanego życia.

O proszę, panie Jeon. Czuję się, jakby to pan dawał mi konsultacje... Szach mat!





Obrócił się na drugi bok, w dłoni ściskając wyłączony od prawie miesiąca telefon. Zastanawiał się, kto dzwonił, kto pisał. Czego chcieli, czy w ogóle czegoś chcieli i czy było to warte podpięcia komórki do ładowarki. Obwiniał o to leki, ale ostatnimi czasy robił się coraz bardziej zainteresowany tym, czy ktoś interesuje się nim.





Po prostu mnie to ciekawi. To nie miało być uszczypliwe.

W takim razie... Wydaje mi się, że sympatia do mojego brata miała wpływ na nastawienie do tego, co robię teraz.

No tak... To było głupie pytanie.

Wcale... Pośpiesz się, rozstawiaj figury, nie mamy całego dnia, chcę cię ograć jeszcze raz.





Zamknął oczy, finalnie odkładając telefon na szafkę nocną. Z przyzwyczajenia przejechał palcami po świeżych bliznach na dłoniach, z których szwy Soo zdjął mu w domowych warunkach dwa dni wcześniej. Jeongguk kategorycznie nie chciał jechać po to do szpitala.

Prawnik na głowie miał wiele, nie licząc nawet niedokończonych spraw w jego życiu, które ciągle czekały na swój finał. Sił, chociaż miał ich więcej z każdym dniem, ledwie starczało na jako takie trzymanie nerwów na wodzy i dbanie o siebie chociażby w podstawowym zakresie. To, że zaczął regularnie myć zęby, golić się, a nawet przybrał dwa kilogramy na wadze, bo jadł jak normalny człowiek, samo w sobie było dla niego małym sukcesem. Za radą psychiatry-terapeuty stawiał malutkie kroczki, z których starał się być dumny.





Bądź samolubny, Jeongguk. Czasem trzeba.

Z jednej strony tak, a z drugiej, nawet jak byłem sam, nie umiałem być samolubny. Moja głowa... Była zawsze pełna innych. Tych, którzy patrzą, którzy mogliby patrzeć. Dotykać. Tych, którzy ukaraliby mnie w razie czego. To głupie.

Nie myślę, że to głupie. Dlaczego ty myślisz, że takie jest?

Bo myślę, że cały jestem głupi.





PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz