Rozdział 25

407 57 18
                                    

Wybiła godzina siedemnasta czternaście, dnia szesnastego grudnia, ale Yoongi jeszcze nie zadzwonił. Jeongguk nie obraził się, bo, po pierwsze, nie potrafił, po drugie, nie istniała między nimi żadna obietnica, na podstawie której mógłby się dąsać, a po trzecie, dzień miał jeszcze kilka godzin w zapasie. Zresztą, przecież to on mógł zadzwonić pierwszy, a tego nie zrobił. Sytuacja była raczej patowa.

— Dziś nie koczujesz w łazience na słuchawce? — zagaił Soo, podając mu kubek herbaty, gdy odpoczywali razem po pracy, cisnąc się w niewielkiej kuchni przy wysokim blacie. Chociaż we dwoje nie zajmowali zbyt wiele miejsca, zmęczenie długim dniem zdawało się wypełniać wolne przestrzenie. Jeongguk stwierdził sam przed sobą, że tłok to pojęcie względne. — Fakt, iż byłeś tak przeciwny posiadaniu funkcjonującego telefonu, wydaje mi się nieco absurdalny z perspektywy ciebie namiętnie rozmawiającego przez niego co wieczór.

Stołki barowe w mieszkaniu lekarza były dla Jeongguka niewygodne, ale nie narzekał. Machał dyndającymi nogami, ściskając splecione dłonie między udami, które ogrzewały je niczym dwa małe kaloryfery, jednocześnie wlepiając wzrok w tonkatsu kimbap, który Soo kupił po drodze z pracy w jakiejś sieciówce przy szpitalu. Gguk nie był głodny, ale wiedział, że gospodarz domu nie da mu spokoju, jeżeli nie zje. Rozłączył więc rozgrzane temperaturą własnego ciała dłonie i wziął pękaty, wypchany ryżem, mięsem, gęstym sosem oraz zieleniną kawałek w palce. Wcisnął go do ust, chwilę później zapijając klejące się do jego podniebienia jak diabli ziarna łykiem gorącej, cytrynowej herbaty.

— Nie wiedziałem, że zauważyłeś — wybełkotał z pełną buzią, a Soo wzruszył ramionami, samemu powoli zjadając swoją porcję.

Jako lekarz miewał nocne i dzienne zmiany, ale w pierwszym tygodniu pracy Jeongguka wyjątkowo złożyło się tak, iż kończyli pracę w podobnych godzinach. Kyuchul z kolei był zajęty przygotowywaniem końcoworocznych egzaminów dla swoich studentów, toteż znikał na całe dnie. Mężczyźni polegali więc głównie na posiłkach na wynos. Żaden z nich nie miał czasu, by stać przy garach.

— Nie byłeś zbyt dyskretny.

— Możliwe — skwitował Gguk, chociaż poczuł niewyobrażalny wstyd i zażenowanie.

Miał nadzieję, że czerwień na jego twarzy wyśle Soo odpowiedni, prawie że świetlny sygnał i to ostatecznie zakończy niezręczny temat, ale ten nie dawał za wygraną.

— Więc co was łączy tak naprawdę? Ciebie i Yoona.

— S...Skąd pomysł, że to właśnie z nim r...rozmawiam?

Soo wywrócił oczami tak ostentacyjnie, że Jeongguk poczuł się zaatakowany.

— Może z tych wszystkich razy, gdy zwracałeś się do niego po imieniu?

— Podsłuchiwałeś?

— Nie. — Soo prawie się oburzył. — Czasem po prostu cię słychać.

Jeongguk nie dowierzał, ale nie miał ochoty na słowne przepychanki. To wystarczyło, by uchylił wrota prowadzące do wnętrza wyimaginowanej fortyfikacji otaczającej jego relację z Min Yoongim. Prawnik wzniósł ją dla własnego bezpieczeństwa. Przy Soo czuł się bezpieczny, także co miał do stracenia? Szepnął więc:

— To nic wielkiego. Rozmawiamy.

Bo przecież nie było i nie mogło być między nimi nic więcej.

— Przecież  byłeś w nim kiedyś zakochany.

Trzeci mol obudził się w żołądku Jeongguka, otrzepał ubroczone w kwasie skrzydła niczym mokry pies i wzbił się ku górze, z rozczarowaniem stwierdzając, że miał tam naprawdę ciasno. Zaczął więc tylko kręcić się w kółko z pozostałą dwójką swoich towarzyszy niedoli.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz