Rozdział 29

824 62 47
                                    

Zaraz po opuszczeniu wagonu Jeongguk nie wytrzymał wywieranej na siebie samego presji i rozluźnił uścisk ich dłoni. Yoongi od razu ułatwił mu zadanie, wysuwając palce z intymnego splotu i pozwalając mu wyjąć dłoń z własnej kieszeni. Gguk podziękował mu skinieniem głowy, jakby był ku temu zobowiązany.

— Nie zimno ci? — Głos Yoongiego wydawał się wić gdzieś za uchem prawnika niczym niewielki, łaskoczący skórę wąż, toteż ten wzdrygnął się, ale zaraz udało mu się opanować.

Dochodziła pierwsza po południu, ale mimo to na wąskiej uliczce, w którą właśnie weszli, zebrał się już pokaźny tłum. Wiele par spacerowało pod ramię, w dłoniach ściskając torby z prezentami dla rodzin i bliskich. Kilka osób zaś dreptało w kierunku zejścia do metra w pojedynkę, trzymając pod pachami mniejsze lub większe pakunki. Ktoś palił papierosa, niedbale rzucając go na ziemię zaraz przed zbiegnięciem po stromych schodkach. Ktoś inny wsiadł do taksówki, która, jeszcze chwilę temu sunąc prędko wzdłuż ruchliwej, czteropasmowej ulicy przy stacji, zaryła felgami o krawężnik na widok machającej jej na powitanie dłoni. Gguk, zakłopotany uśmiechami, głośnymi rozmowami oraz wszystkimi innymi, przypominającymi grzmotliwy misz-masz dźwiękami, które nacierały na niego z każdej możliwej strony, przysunął się bliżej Yoongiego. Starszy uśmiechnął się nikle, walcząc z chęcią objęcia go ramieniem. 

— Troszkę. — Głos Jeongguka wystrzelił jak z procy, opadając na ziemię jak kauczukowa piłeczka. Długo egzystował gdzieś między niebem a ziemią w sprężystych podskokach, póki nie zebrał myśli, by dokończyć swoją wypowiedź. — G...Gdzie tak właściwie i...idziemy?

— Pomyślałem, że możemy zjeść coś na obiad. A potem się zobaczy. — Yoongi wzruszył ramionami.

— N...Nie jestem głodny...

— Nawet nie próbuj — przerwał młodszemu, po czym wskazał skinieniem głowy na malutką, tradycyjną knajpkę wciśniętą między dwa sklepy z pamiątkami. Przy wejściu stała para obcokrajowców, rozmawiająca ze sobą po angielsku. — Może tam? — zaproponował.

Jeongguk zerknął nań, spłoszony przez wysokiego mężczyznę, który właśnie wyminął go, zahaczając swoim łokciem o jego ramię. Yoongi odwrócił się gwałtownie, obserwując wściekle plecy nieuważnego przechodnia, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek, co wydawało mu się, że powinien, Gguk pociągnął go za rękaw, udając niewzruszonego.

— Wygląda t...trochę jak pułapka na turystów... Ale nie z...zaszkodzi dać jej szansy. Idziemy? — zapytał, a oceany, które nagle wypełniły jego oczy pochłonęły złość Yoongiego, zapatrzonego w nie jak w obrazek.

Roztrzepany marynarz, wiecznie pochylony nad burtą. Igrający z bezkresem mętnej toni gbur, za nic mający jej potęgę. Zuchwały idiota skazany na utonięcie. Tak właśnie o sobie pomyślał.

— Dobrze. Chodźmy. — Skinienie jego głowy było ledwie zauważalne, ale dodało Jeonggukowi odwagi.

Z płucami pełnymi nowej pewności siebie, szedł o pół kroku przed Yoongim, a gdy znaleźli się tuż przy restauracji, to on otworzył ciężkie drzwi i jako pierwszy rozejrzał się po pochłoniętej przez stonowane, żółte światło knajpce. Jego ostatnia wizyta w podobnym miejscu wraz z Seokjinem skończyła się głupią, publiczną sprzeczką. Jej wspomnienie lepko rozłaziło się po przesuszonym języku, przyklejając go do podniebienia przy każdej próbie powiedzenia chociaż słowa.

Yoongi przyuważył subtelne ruchy napiętej, gładkiej skóry tuż za podbródkiem Jeongguka i szybko wywnioskował, że ten, zapewne zestresowany, ma problem, by odezwać się do kelnerki, która właśnie wywiercała mu wzrokiem dziurę w czole. Tak więc on poprosił ją o stolik dla dwojga w możliwe jak najustronniejszym miejscu, po czym delikatnym ruchem uwolnił rękaw płaszcza z uścisku drżących palców Jeongguka, który to młodszy wciąż nimi chwytał. Sekundę później pogłaskał go po ramieniu, po czym niepostrzeżenie, ruchem przypominającym przypływ morskiej piany obmywającej nagie stopy, zsunął z jego ramion płaszcz. Odwiesił go na stojący przy wejściu wieszak z powściągliwą, ale wciąż czcią, przyklepując jego odgięte klapy, po czym sam rozebrał się z wierzchniego okrycia. Swój płaszcz potraktował jednak bez większego namaszczenia.

PRZYSIĘGAM ZJEŚĆ SWOJE SŁOŃCE [yoonkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz