Rozdział 4

2.2K 77 0
                                    

RILEY

Kilka lat później...

Powoli otwieram oczy, kiedy usłyszałam dźwięk budzika. Jak ja go nienawidzę. Niestety muszę wstać, żeby iść na rozmowę kwalifikacyjną. W końcu po zakończonych studiach mogę szukać pracy. minęło kilka lat, a ja przez ten czas się zmieniłam. już nie jestem tą grzeczna dziewczyną, która się bała na każdym kroku. Teraz korzystam z życia ile się da. Nigdy nie wiadomo co się może stać. W końcu udało mi się wstać i od razu zabrałam się za przygotowania. Włosy zostawiłam rozpuszczone, bo je kochałam. Moje piękne, długie blond włosy. Makijaż miałam dość delikatny. Zakładam czarne, dopasowane spodnie, błękitną koszule i moje ulubione czarne szpilki. Uważam je za mój talizman szczęścia. Śniadanie sobie odpuściłam. Jakoś z nerwów bym nie mogła nic przełknąć.

Pod podany adres dojeżdżam przed czasem. Budynek robi wrażenie. Właśnie stoję pod największą firmą jaką widziałam White Corporation. W recepcji zauważam dziewczynę. Musze się zapytać gdzie dokładnie mam się udać. Obawiam się, że mogłabym się tutaj zgubić. Kiedy tylko do niej podchodzę posyła mi przyjazny uśmiech.

- W czym mogę pomóc?

- Przyszłam na rozmowę o pracę.

- Jasne już sprawdzam, a na jakie stanowisko?

- Asystentka.

- O mam, Riley Brown, prawda?

- Tak.

- Szef już czeka. Windą na najwyższe piętro i tam Luna powie ci gdzie masz iść dalej.

- Dzięki.

No proszę sam szef na mnie czeka. Chyba powinnam czuć się wyróżniona. Kiedy dojechałam na odpowiednie piętro od razu zauważam dziewczynę o której wcześniej usłyszałam.

- Cześć. Przyszłam na rozmowę o prace.

- A jasne już dzwoniła do mnie Kate, że przyszłaś. Do końca korytarza i główne drzwi.

Czyli tamta dziewczyna miała na imię Kate. Od razu kieruję się w stronę tego gabinetu. Po zapukaniu usłyszałam mocny, męski głos. Gabinet był w czarnych barwach. Typowo męski wystrój, ale jak dla mnie było tu za ponuro. W końcu dojrzałam jego. O kurwa. To jedyne słowa, które odpowiadają sytuacji. Czemu nikt nie powiedział, że szef t takie ciacho. Przede mną stoi mężczyzna o blond włosach i niebieskich oczach. Idealnie pasują do niego te oczy. Pod tym garniturem kryją się mięśnie. Co do tego jestem pewna.

- Pani Riley, prawda?

Dopiero po jego słowach wyrwałam się z letargu. Podszedł do mnie posyłając mi uśmiech.

- Yyy tak, miło mi.

- William White. Cieszę się że postanowiła pani wybrać naszą firmę. Proszę usiąść. Może napije się pani czegoś?

- Nie dziękuję.

- Widziałem pani cv i muszę przyznać, że jest imponujące. Była pani najlepsza na roku i zakończyła studia z wyróżnieniem. Jednak nie ma pani doświadczenia na podobnym stanowisku.

- Owszem nie mam, ale szybko się uczę i tak jak pan wspomniał byłam najlepsza na roku.

- Coś czuję, że się dogadamy. Jesteś przyjęta pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Nie nazwiesz mnie więcej na per pan tylko po imieniu. Mam na imię William i jestem tylko kilka lat starszy.

- No dobrze. To od kiedy mogę zacząć?

- Najlepiej od jutra i będziesz moją asystentką. Musisz nieraz być dostępna nawet w weekendy. Mogą zdarzyć się jakieś niespodziewane wyjazdy. A praca byłaby w godzinach między dziewiątą, a siedemnastą. Odpowiada ci to?

- Tak pewnie.

- Dobrze w takim razie widzę cię jutro o dziewiątej i wtedy podpiszesz umowę i załatwimy resztę spraw.

- Dobrze, w takim razie do widzenia.

Nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie. Pierwsza rozmowa, a mi się udało. Przystojny szef to tylko bardzo przyjemny dodatek. Cała w skowronkach wyszłam z firmy. Od razu zadzwoniłam do Zoe.

- Jak poszło?

- Świetnie. Mamy co świętować. Wpadaj do mnie z winem.

- Daj mi kwadrans.

Tak na nią zawsze mogę liczyć. Nieważne kiedy zadzwonię to i tak ma dla mnie czas.

Nie spóźniła się nawet minuty.

- Dobra mów.

- Dostałam tą pracę.

- Będziesz pracować w tej wielkiej firmie?

- Tak, ale nie spodziewałam się że szef to takie ciacho. Wyobraź sobie, że tam wchodzę a w gabinecie czeka na mnie wysoki blondyn. Taki dziesięć na dziesięć. Musiałam mieć zabawną minę jak go zobaczyłam.

- Nie wiedziałaś jak wygląda właściciel?

- Nie sprawdzałam go. Nawet nie wiedziałam czy tą pracę dostane.

- Jak on się nazywa? Musze go zobaczyć.

- William White.

Zoe nie zajęło to długo. Dosłownie kilka sekund, a już się domyśliłam, że go znalazła.

- To ciacho to twój szef? Boże załatw mi tam prace.

- Nie mam takich zdolności i jeszcze kazał mi mówić sobie po imieniu.

- Chyba ktoś komu wpadł w oko.

- Nie zaprzeczę, że jest nieziemsko przystojny, ale jest moim szefem. Nie mam zamiaru wdawać się w biurowy romans. Mi naprawdę zależy na tej pracy. Zresztą on nie spojrzy na mnie tak. On ma miliony, a ja będę tylko jego asystentką. Do tego cały czas mam wrażenie, że kiedyś go już spotkałam. Nie pamiętam gdzie mogłam go spotkać. To nie daję mi spokoju.

- Może sobie z czasem przypomnisz. Teraz o tym nie myśl tylko pijmy wino. Trzeba opić twoją nową pracę. 

IluzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz