RILEY
Nie byłam w stanie się podnieść. Byłam zamroczona. Powoli do mnie docierało co się dzieję. Przychodził, robił swoje i mnie zostawiał o ile był zadowolony. Niestety nie zawsze. Kiedy tylko coś mu nie pasowało to ja na tym cierpiałam. Najpierw szarpnięcia, a potem siniaki na ciele, ale nie widoczne dla innych.
- Uh. Nadal jesteś taka ciasna, ale spokojnie trochę praktyki i będziesz wyćwiczona.
Stęknął kilka razy, zanim skończył we mnie i upadł na łózko obok mnie. Nie mogłam nawet zaprotestować. Na wszystko się zgadzałam. Byłam lalką w jego rękach.
- Chociaż do tego się nadajesz. Podobało ci się prawda kochanie?
Mówiąc to zacisnął dłoń na moim podbródku. Czuję, że zostanie mi tam nie mały ślad.
- Tak.
- Teraz liczę, że będziesz dawać z siebie więcej. Bądź gotowa na wieczór mamy bankiet, pamiętasz?
- Będę gotowa.
- Nie zawstydź mnie i zrób coś z sobą, bo fatalnie wyglądasz.
Z tymi słowami zostawił mnie samą w pokoju. Nie wiem czy naprawdę byłam w stanie za niego wyjść. Mimo, że biorę te cholerne tabletki to nadal wspomnienia nie wracają. Nie mam nawet możliwości, by pominąć jakąś dawkę. William skutecznie mnie pilnuję. Jednak jestem pewna, że coś na pewno nie gra. Nie mam siły wstawać. Na wszystko się zgadzam. On jest tyranem i na pewno nie byłam z nim z własnej woli.
****
Nie wiem ile już tak leże, ale czuję się bez sił. Słyszę pukanie do drzwi. Dziwne. Przecież William zamknął drzwi na klucz. Chyba obawia się, że ucieknę. Może i to byłby plan, ale nawet nie wiem gdzie bym mogła uciec. Nie mam nikogo, nikt też mnie tutaj nie odwiedza. Po chwili widzę jak wchodzi Dominic, ponoć mój ochroniarz. Do tej pory mało kiedy miałam okazję z nim porozmawiać. Wydaję się doby, jednak nic więcej nie jestem w stanie o nim powiedzieć. Teraz wchodzi tutaj z jakimś pudłem i posyła mi współczujące spojrzenie. Nie chce współczucia tylko chce odzyskać wspomnienia i poznać prawdę.
- Co cię sprowadza?
- Musiałem zobaczyć jak się czujesz. Dasz radę wstać?
- Nie próbowałam jeszcze, wiec nie wiem.
- Mam dla ciebie sukienkę. Szef kazał przekazać żebyś ją założyła.
- Pomożesz mi dojść do łazienki?
- Jasne.
Teraz wiem, że gdybym sama próbowała wstać mogłoby być ciężko. Dominic mnie odprowadził i w końcu mogłam zobaczyć się w lustrze. Mój wygląd nie był zachwycający. Blada cera, wręcz wykończone oczy i te sińce pod oczami. Włosy w ogóle się nie układały. Każdy był w innym kierunku. Wanna była teraz najlepszym wyborem. Musiałam się doprowadzić do porządku.
Makijaż i fryzura, a czuję się zupełnie jak inny człowiek. Zresztą również tak wyglądam. Musiałam zrobić naprawdę mocny makijaż, żeby wyglądać na wypoczętą, chociaż czułam się wykończona. Włosy miałam rozpuszczone bez żadnych mocnych efektów. Zauważyłam, że Dominic zostawił pudło na łóżku. Teraz nawet ubrania zostają mi wybierane. Powoli zaczęłam otwierać je. Aż musiałam się skrzywić. Ta sukienka była... odważna. Tak to odpowiednie słowo. Była czarna i dość długa. Jednak na biuście miała przyszyte diamenciki. O ile te kamyczki nie były najgorsze to wycięcie jakie zobaczyłam przyprawiło mnie o ciarki. Ta sukienka w ogóle ma coś zakrywać? Nie mam jednak wyboru i ją zakładam. W tym momencie przeklinam swoje długie nogi. Są za bardzo widoczne. Kiedy zakładam szpilki słyszę przekręcanie klucza w zamku. Stoję do drzwi tyłem, ale i tak moje ciało momentalnie się spięło.
- Gotowa?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Chyba jednak cierpliwość nie jest jego mocną stroną. Szybko złapał mnie za ramiona i odwrócił przodem do siebie. Może i jest przystojny, ale charakter ma podły. To wszystko psuję.
- Wolę jednak kiedy odpowiadasz na moje pytania. Zapytam jeszcze raz. Gotowa?
- Tak.
Nie poznawałam swojego głosu. Był taki cichy i wycofany.
- Świetnie w takim razie ruszamy. Samochód już czeka.
Szybko wziął mnie za rękę i już po chwili wylądowałam w aucie z nim, kierowcą i Dominiciem. Nie miałam pojęcia, że i on z nami jedzie. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Bankiet odbywa się w hotelu, który naprawdę robi wrażenie. Był, elegancki i widać na pierwszy rzut oka, że drogi. Pewnie zwykłego człowieka nie byłoby stać żeby spędzić tutaj chociażby jedną noc. Jednym słowem hotel tylko dla bogaczy. Zajęliśmy swoje miejsca. Ku mojemu nieszczęściu przy stoliku nie było ani jednej kobiety. Byłam ja i sześciu mężczyzn. Każdy wlepiał we mnie wzrok.
- Nie chwaliłeś się taką piękną damą.
- To moja żona panowie.
****
Nie wiem po co ja w ogóle byłam mu tutaj potrzebna. Może był koło z pół godziny, a potem zniknął. Nie miałam ochoty dalej znosić spojrzeń tych wszystkich mężczyzn. Zachowywali się tak prymitywnie, jakby nigdy nie widzieli kobiety. Postanowiłam się trochę rozejrzeć. Szłam między korytarzami, nawet nie wiem gdzie. Byłam po prostu ciekawa gdzie dojdę. Usłyszałam jęki i może powinnam była je zignorować i iść w inną stronę to coś mnie podkusiło żeby iść dalej. To co zobaczyłam wbiło mnie w podłogę. William, który podobno był moim pieprzonym mężem właśnie na jakimś biurku posuwał jakąś dziwkę. Wziął mnie na te bankiet żeby mnie zdradzić, ale po co. Najdziwniejsze, że nie czułam się smutna tylko bardziej zdezorientowana. Co to wszystko ma znaczyć? Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, a poczułam jak ktoś zatyka mi usta dłonią i szarpie do jakiegoś pomieszczenia. Zostaję rzucona na podłogę. Nie wiem co się dzieję. Po chwili dostrzegam twarz napastnika. To jest jeden z mężczyzn z którymi siedziałam jeszcze niedawno przy stoliku. Ale czego on ode mnie chce.
- Co spodobało ci się to co widziałaś?
- Czego chcesz?
- Tego co oni tam robią.
- Zostaw mnie.
- Zapłaciłem za to i mam prawo.
Jak to zapłacił? Nic z tego nie rozumiem.
- O czym ty mówisz?
- Twój mąż z ogromną chęcią mi cię oddał.
Po tych słowach znowu się do mnie zbliżył i szybkim ruchem mnie uniósł. Szarpałam się jak tylko mogłam, ale co ja mogę skoro on jest dwa razy większy ode mnie. Przycisnął mnie do biurka, a jego dłonie wędrowały po moim ciele. Szukałam wzrokiem czegoś co mogłoby mi pomóc. Na biurku leżała jakąś ciężka figurka. Musiała tylko ją dosięgnąć, a z tym już może być mały problem. Dziękowałam teraz bogu za moje długie ręce. Udało mi się po nią sięgnąć. Szybko się zamachnęłam i uderzyłam go w głowę. Od razu padł na podłogę nieprzytomny. Nie mam zamiaru czekać, aż się obudzi. Szybko się zebrałam i uciekłam z tego przeklętego pokoju. Nie wrócę na ten pieprzony bankiet. Teraz jestem pewna, że oszukiwał mnie od początku. Wybiegłam tylnym wyjściem przed budynek. Musiałam unormować oddech. Jak widać sport nie jest moją mocna stroną. Nie mam pojęcia co teraz zrobić. Nie wiem gdzie mieszkałam wcześniej, czy mam kogoś bliskiego. Gdzie ja mam iść? Na pewno tu nie zostanę. Muszę iść przed siebie. Byłam taka zdeterminowana, że nie zauważyłam, że ktoś stoi na mojej drodze. Aż napięłam ciało. Bo jeśli to ktoś ze środka. Podniosłam wzrok na tą osobę. Nie kojarzę jej. Facet naprawdę robi wrażenie.
-Przepraszam, ale się śpieszę.
- Gdzie się wybierasz Riley?
- Znamy się?
- Nie pamiętasz mnie? To ja Adrian, słonko.
On mnie zna, ale ja sobie go nawet nie przypominam. Nim zdążę zareagować czuję ukłucie, a świat staje się taki rozmazany.
CZYTASZ
Iluzja
RomanceRiley ma dość życia gdzie nie ma swojego zdania. Musi zawsze być idealna. Jej jedyne marzenie to pójście na studia. Jej marzenia rozpadają się kiedy dowiaduję się że ma wyjść za mąż. Jedyna rozsądna dla niej decyzja to ucieczka. Udaje się jednak n...