Rozdział 6

2K 69 3
                                    

RILEY

Ostatnie dni w pracy nie były za cudowne. Po tym jak uciekłam spod restauracji obawiałam się, że jednak stracę tą pracę. A tu szef zachowywał się jakby nic się nie stało, ale jednak nie odpuszczał. Najpierw niby jakieś uśmieszki, potem prezenty. Zaczęło się od kwiatów, czekoladek po nawet biżuterię. Nie chce nic od niego. Jest do cholery moim szefem. Już sama nie wiem jak tutaj delikatnie mu przemówić do rozumu, że między nami nic nie ma prawa się wydarzyć. Chce tylko tą pracę. Do tego przede mną jeszcze ten nieszczęsny wyjazd służbowy. Mam dziwne przeczucie, że coś się wydarzy.

Walizka jest, dokumenty są. Myślę, że wszystko mam ze sobą. Pozostało mi teraz tylko czekać. Will uparł się, że sam osobiście po mnie przyjedzie i razem pojedziemy na lotnisko. Tak więc mam na sobie czarne spodnie dopasowane do mnie niczym druga skóra. Do tego czerwona welurowa bluza. Dzisiaj nie postawiłam na elegancje. Loty potrafią wymęczyć, a ja nie mam zamiar męczyć się w szpilkach i sukienkach czy spódnicach. Całość dopełniają moje ulubione białe trampki. Usłyszałam dzwonek do drzwi i od razu do nich podbiegłam. Tak jak się spodziewałam, za nimi stał mój szef. Co dziwne nie miał na sobie dzisiaj garnituru. A już myślałam, że on nawet w nim śpi. Tym razem jednak zaskoczył mnie swoim ubiorem. Miał na sobie zwykłe jeansy, koszulkę i kurtkę skórzaną. Nie spodziewałam się że kiedykolwiek ujrzę go w takim wydaniu.

- Gotowa?

- Tak jasne.

- To daj walizkę i jedziemy.

Szybko zabrał walizkę, a ja dokładnie sprawdziłam czy na pewno drzwi zamknęła. Wole mieć pewność.

W drodze na lotnisko nic ciekawego się nie działo, oczywiście pomijając, że mój szef miał własnego kierowcę i przez to byłam zmuszona siedzieć obok niego na tylnych kanapach. Denerwowało mnie to jak z czasem coraz bardziej się do mnie przybliżał. Samochód był duży, a mimo to prawie stykaliśmy się kolanami. Uratowało mnie jednak to, że dojechaliśmy pod lotnisko.

W samolocie oczywiście mieliśmy miejsca obok siebie. Nie przejmując się własnym szefem poszłam spać. Samoloty zawsze działały na mnie usypiająco.

****

Czuję jakiś dotyk na mojej twarzy. Dziwne uczucie. Jednak nadal udaję, że śpię.

- Riley?

Od razu rozpoznałam ten głos. Powoli otwieram oczy i teraz do mnie dociera, że nadal jesteśmy w samolocie.

- Tak?

- Zaraz lądujemy. Nie chciałem cię budzić, bo tak słodko wyglądałaś, ale niestety musisz pasy zapiąć.

- Yyy dzięki.

Ja słodko niby wyglądam jak śpię? Takie teksty na pewno nie mówi szef do własnej asystentki.

Oczywiście pod lotniskiem stał wypożyczony samochód wraz z kierowcą. Aż dziwne, że mi nie kazał tego załatwić. Podjechaliśmy pod hotel. Luxar w Las Vegas robił wrażenie. Nigdy jeszcze tutaj nie byłam, ale możliwe że kiedyś odwiedzę to miasto. Już widzę jaka zadowolona jest kiedy byśmy się tutaj bawiły. Kiedy tylko weszliśmy do środka wręcz w podskokach podeszła do nas prawdopodobnie recepcjonistka.

- Pan White, prawda?

- Tak.

- Witamy w naszym hotelu. Bardzo się cieszymy, że wybrali państwo właśnie nas. Tutaj mamy powitalnego szampana.

Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł do nas kolejny pracownik hotelu. Tym razem był to młody chłopak, a na tacy trzymał dwa kieliszki szampana. Nie chciałam pić, tym bardziej że jakby nie patrzeć nadal jestem w pracy. jednak mój szef miał inne zdanie na ten temat. Zanim zdążyłam zareagować to chwycił oba kieliszki i jeden mi podał.

- Riley wypada się napić. W końcu tak pięknie nas przywitali.

I moje dobre serce znowu wygrywa. W końcu oni tylko tutaj pracują. Mają gest.

- Możemy już dostać karty do pokoju?

- Tak oczywiście. Państwa pokoje są naprzeciwko siebie. Piętro 25, pokoje 61 i 62. Życzymy miłego pobytu.

Jednak porządny ten hotel zarezerwowałam i to w tak krótkim czasie. Od razu pokierowaliśmy się do swoich pokoi. Już miałam iść do swojego, ale zostałam zatrzymana przez szefa.

- Riley?

- Tak?

- Za godzinę musimy wyjść. Przyjdę po ciebie zgoda?

- Jasne.

Ah jednak jestem w pracy to spotkanie na które przyjechaliśmy jednak samo się nie odbędzie. Szybko wzięłam rączkę walizki i pognałam do pokoju. Pokój robił wrażenie. Na środku wielkie łóżko w odcieniach bieli i granatu, a z okna widać piękne widoki na miasto. Mam tylko godzinę, a musze się odświeżyć po takiej podróży. Od razu otwieram walizkę i biorę najpotrzebniejsze rzeczy i zamykam się w łazience. Na szczęście mam prysznic. Coś czuję, że jakbym miała tutaj wannę zeszłoby mi dłużej.

Stoję nad tą cholerną walizką i nie mam pojęcia w co się ubrać. Chce wyglądać poważnie do sytuacji, ale nie chce przegiąć. Jednak szara, dopasowana spódnica z paskiem wygrywa. Do tego klasyczna biała koszula i marynarka tego samego koloru. Czarne szpilki idealnie podkreśliły moje ubranie. Myślę, że wyglądam odpowiednio do sytuacji. Usłyszałam pukanie do drzwi. Już minęła godzina? Czemu ten czas tak szybko leci? Zabieram torebkę i widzę że mój szef ma teraz na sobie garnitur.

- Gotowa?

- Jasne.

- Pięknie wyglądasz.

- Yyy dzięki.

Znowu te jego komplemenciki. Na szczęście w trakcie podróży na spotkanie niczego nowego nie próbował. Był zajęty odpisywaniem na maile. Podjechaliśmy pod jakąś restauracje. Z wyglądu mi się podobała. Nie robiła wrażenia jakiegoś sztywnego lokalu. Na miejscu już czekał na nas mężczyzna. A oko był już po czterdziestce, a mimo to nieźle się trzymał. Kiedy nas zobaczył od razu wstał.

- Pan White, tak?

- Tak już jesteśmy. To moja asystentka Riley Brown. Mam nadzieję, że nie czekał pan na nas zbyt długo.

- Niedawno przyszedłem. Ale siadajmy. Najpierw coś zamówmy, a potem przejdzie do interesów.

Pięknie. Ja jedna kobieta, a obok mnie dwaj mężczyźni. Na szczęście posiłek poszedł szybko. Kiedy już kończyliśmy spotkanie cieszyłam się jak nigdy. Jakoś nie czułam się tutaj zbyt komfortowo. Chciałam już tylko wrócić do hotelu i odpocząć. Ulżyło mi kiedy rozeszły się nasze drogi z tym klientem.

- Mamy umowę podpisaną, ale jutro dopiero wracamy. Na razie możemy świętować.

- Świętować?

- Pewnie. Jesteśmy w Vegas, a to miasto grzechu. Nie możesz wyjechać stąd wcześniej go nie zwiedzać. Także o 19 wpadam po ciebie i nie przyjmuję do wiadomości żadnych wymówek.

Jeszcze tego mi brakowało. Czy ja ciągle muszę z nim spędzać czas? chciałam tylko odpocząć. Loty zawsze wyjątkowo mnie męczyły.

****

Nie chciałam wychodzić i już nawet szukałam porządnej wymówki, ale po telefonie Zoe, która kazała mi chociaż raz się porządnie zabawić zrezygnowałam. Tak więc wylądowałam w seksownej czerwonej sukience, która pobudzała wyobraźnie. Dobrze, że ją ze sobą wzięłam. Mocy makijaż sprawił, że wyglądałam jak inna osoba. Usłyszałam pukanie i od razu otworzyłam drzwi. Czemu mój szef musi być takim przystojniakiem.

- Riley... wow... wyglądasz po prostu bosko.

- Dzięki, idziemy?

- Pewnie, zapraszam.

Mogłam się domyślić, że mój szef przez zabawę w Vegas ma na myśli klub, ale nie byle jaki. Od razu zamówił mi drinka. Nie chciałam pić na początku. Jednak to wyjazd służbowy. Jednak Will kiedy nie jest nachalny to całkiem miły facet. Kiedy tylko skończyłam pić to porwał mnie na parkiet. Musiałam to przyznać. Świetnie się bawiłam. Byłam po kilku godzinach wykończona. Było mi tak przyjemnie, że nie przeszkadzało mi nawet kiedy Will mnie całował. Ostatnie co pamiętam to jak razem wychodzimy śmiejąc się. 

IluzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz