Rozdział 20

1.3K 56 7
                                    


RILEY

Miło by było mieć chociaż jeden poranek spokojny. Tylko jeden, ale nie jest mi on dany. Ledwo co zdążyłam wstać, a już musiałam się ruszyć. A z ogromną chęcią poleżałabym w łóżku. Kiedy jeszcze miło spałam weszła do pokoju jakaś pokojówka, nawet jej nie kojarzę, ale nie ma się co dziwić w końcu mało kogo tutaj poznałam. Weszła i niestety mnie obudziła. Raczyła tylko powiedzieć, że szef chce zjeść ze mną śniadanie. Jakby sam nie mógł mnie o tym poinformować. To chyba poniżej jego kompetencją. Dobra chce jeść ze mną śniadanie, w porządku, ale czy nie jest to możliwe o jakieś bardziej ludzkiej porze? Chciałam się tylko wyspać. Czy o tak dużo proszę? W sumie może dobrze się stało, że już nie śpię. Pora na jakieś zmiany. nigdy nie ciągło mnie do takich ubrań, ale skoro kupiłam to trzeba się w to ubrać. Założyłam przewiewną sukienkę w kwiaty. Czułam się w niej tak inaczej. I jak nigdy nie nosiłam warkocza to dzisiaj go zrobiłam. Dzięki temu, że mam długie włosy on opadał po skosie na moje ramię. Efekt końcowy naprawdę mi się podobał. Wyglądam tak dziewczęco. Jakbym znowu miała 18 lat. No cóż ten efekt mi trochę czasu zajął, ale jak chciał wspólnego śniadania to trochę poczeka.

W jadalni już na mnie czekał. Jak zwykle ubrany na czarno. Mam wrażenie, że on nie uznaje innego koloru. Już pił kawę, oczywiście tylko czarną.

- Nareszcie jesteś.

- Chciałeś coś?

- Po śniadaniu.

Niech mu już będzie. Dzisiaj dobrego śniadania nie odmówię. Nalałam sobie kawę i jak zwykle dodałam do niej mleka. O tak śniadanie bez kawy nie ma sensu. Jednak jak tylko do mojego nosa dotarł jej zapach zrobiło mi się niedobrze. Zignorowałam to, ale smak kawy był jakiś inny. Chyba dzisiaj nici z kawy. Tosty lekko mi pomogły, ale nadal wydaję mi się że ta kawa była jakaś inna. Nie miałam nigdy takiej sytuacji. Przez całe śniadanie czułam na sobie baczny wzrok Adriana. Jednak ani on ani ja nie odezwaliśmy się słowem.

- Więc o czym chciałeś rozmawiać, bo o czymś na pewno.

- Riley sprawa nie wygląda za ciekawie. Tylko zachowaj spokój.

- Stało się coś?

- William cię szuka, ale to było do przewidzenia. Myśli jednak że jesteś u rodziców. szukał cię tam.

Szuka mnie. Wiedziałam, że nie da mi spokoju. Nie chce do niego wracać. Nie po tym koszmarze.

- Co teraz? Nie chce wracać do niego. proszę pomóż mi. Zrobię wszystko żeby tylko być bezpieczna.

- Jest wyjście, ale niekoniecznie może ci się spodobać.

- Jaki?

- Ślub.

- Czyi niby?

- Już ci tłumaczę, bo wiem że mogłabyś wszystko zrozumieć na opak. Ja i twój ojciec należymy do specyficznego środowiska. Nie każdemu się podoba to, że cię chronię. Nie jesteśmy w końcu rodziną. Tylko jako moja żona byłabyś w pełni bezpieczna. Wtedy ten psychopata nic nie będzie mógł ci zrobić.

- Co? Przecież ja już jestem mężatką.

- Nie jesteś. Tamten akt małżeństwa jest nieważny, w końcu posługiwałaś się fałszywym nazwiskiem.

Ślub? Kolejny do tego. Miałabym a niego wyjść? Chyba nie po to uciekłam, ale z drugiej strony to ta ucieczka mi bokiem wyszła. Czy on jest pewny w ogóle co mi proponuję?

- Chcesz się tak poświęcić?

- Jak poświęcić? Od razu wpadłaś mi w oko na tym przyjęciu. Musiałem czekać aż będziesz pełnoletnia. Tak naprawdę byłaś już moją narzeczoną. Gdybyś nie uciekła to już dawno byłabyś moją żoną. Rozumiem jednak twoje postepowanie, a że ty teraz tego nie pamiętasz to możemy zacząć wszystko od nowa. Jakby nie było tamtej sytuacji. Jeśli nie będziemy małżeństwem nie dam rady w pełni cię chronić. Mamy zasady.

- I co mamy bawić się w wesołą rodzinkę?!

- Zastanów się na spokojnie. Wiesz jak było z tamtym psychopatą. Dokładnie nie wiem jak doszło do waszego małżeństwa. Nie mam takich informacji, ale mamy akt ślubu. To naprawdę było szczęście że nie dotarł tak szybko do twojego prawdziwego nazwiska. Wtedy nie byłoby tak łatwo. W tym momencie ono jest nieważne, bo w końcu na fałszywe nazwisko. Jeśli będziesz moją żoną nikt ci nie zagrozi. Jeśli William by chociażby spróbował będzie od razu martwy. Miałby na głowie mnie, twojego ojca i naszych wspólników, a do tego jestem pewny że Jason by mu tak łatwo nie odpuścił.

Cholera on ma racje. Może i go nie znam, ale w jakimś stopniu zaczęłam mu ufać. Z tego wyboru wole jego. Nie wygląda a psychopatę i czuję że w razie czego mogę polegać na Jasonie.

- Jak to ma wyglądać?

- Co?

- To całe małżeństwo. Jak sobie je wyobrażasz?

- Normalnie. Nawet nie myśl, że będzie ono udawane. Rozumiem twoje obawy i dam ci czas, ale nie mamy dużo czasu na organizacje ceremonii. Wszystko się wydarzy po cichu.

- Zgadzam się, bo nie mam wyjścia. Tylko powiedz kiedy.

- Do końca tygodnia zostaniesz moją żoną.

- Tego tygodnia? Aż tak szybko?

- Oczywiście. Nie ma czasu do stracenia.

Tydzień dokładnie tyle mi zostało wolności. Może mnie zapewniać o bezpieczeństwie, ale i tak czuję że to moje ostatnie dni pełnej wolności. To wszystko dzieję się tak szybko. Nagle robi mi się nie dobrze. Co jest grane? Czyżby to od tej kawy. Może i była jakaś inna w smaku, ale żeby od razu tak mnie mdliło? Wybiegam do łazienki. Na szczęście zdążyłam. Czemu czuję się taka wymęczona? Zimna woda mi musi pomóc. Od razu przemywam twarz.

- Wszystko dobrze?

Nawet nie zauważyłam, że Adrian też tutaj jest. Nie chce żeby widział mnie w takim stanie. Nie wyglądam teraz najlepiej, pewnie nawet fatalnie.

- Już dobrze.

- Co się stało?

- Nie mam pojęcia. Najpierw ta kawa, teraz to. Chyba nerwy. Przecież miałam dużo ich ostatnio.

- Chwila. Jaka kawa?

- Ta ze śniadania. Smakowała jakoś inaczej. Nie dałam rady jej nawet wypić.

- Może jednak pójdziemy do lekarza tylko się upewnić czy wszystko jest w porządku?

- Daj spokój. Już się lepiej czuję.

Na dowód tego postanawiam wyjść z łazienki, ale to był błąd. Tak mocno zakręciło mi się w głowie, że pewnie gdyby nie Adrian już bym leżała na tej podłodze.

- O nie ma mowy. Teraz to na pewno jedziemy do kliniki.

Super jeszcze tego mi brakowało. Nienawidzę zapachu szpitali, a on mnie tam specjalnie ciągnie.

****

Może i to jest prywatna klinika, ale dla mnie szpital pozostanie szpitalem. Nigdy się nie pokochamy. Czemu Adrian musi być taki uparty? Przecież już się dobrze czuję i nie odczuwam ani zawrotów głowy ani mdłości. Ale on nie chciał słyszeć o niczym. Znalazł się pan i władca, który myśli że może rządzić każdym. W końcu przychodzi do nas lekarz.

- Nareszcie. Czuję się świetnie i proszę teraz mu powiedzieć, że tylko spanikował.

- Mamy już pani wyniki, ale będziemy się widywać częściej.

- A to niby dlaczego?

- Gratuję jest pani w ciąży.

Ciąża. Jedno zdanie, a znaczy tak wiele. Może być powodem do szczęścia, ale też rozpaczy. Mi może zniszczyć życie, chociaż to niewinna istota, która niczym nie zawiniła.  

IluzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz