Rozdział 12

1.6K 56 21
                                    

RILEY

Boli mnie całe ciało, a jednak nie mogę otworzyć oczu. Chce dalej spać. Nie jest mi to dane. Nad uchem słyszę jakiś szept. Nie udaję mi się jednak go rozpoznać. Powoli otwieram oczy. Od razu rozpoznaję sypialnie tylko jak ja się znalazłam w łóżku. Ostatnie co pamiętam to ból. On mnie uderzył, nawet mnie skatował. Bo co? Tańczyłam z kimś innym niż on. To psychopata. Dopiero teraz dostrzegam, że nie jestem sama. Mogłabym się tutaj każdego spodziewać, ale nie mojego ochroniarza.

- Co ty tutaj robisz?

- Jak się czujesz?

- A jak mogę? Widzisz jak wyglądam, a na pewno marnie. Jak już chcesz wiedzieć czuję się fatalnie.

- Kiedy spałaś był tutaj lekarz. Masz złamane żebra i wstrząs mózgu. Najlepiej by było jakbyś poleżała w łóżku te kilka dni. Na siniaki masz maść, a kiedy ból będzie silny weź tabletki przeciwbólowe.

- Nadal nie wiem co ty tutaj robisz.

- Wiem, że za mną nie przepadasz. Pewnie dlatego że twój mąż to mój szef, a ja zostałem twoim ochroniarzem. Naprawdę nie pochwalam tego co robi William. Te krzyki chyba wszyscy słyszeliśmy. Martwiłem się o ciebie. Szef wyszedł jakby się paliło, a ciebie już nie było słychać. Wezwałem lekarza.

Zrobiło mi się momentalnie głupio. Ja go tak okropnie traktowałam, a on jedyny się o mnie martwił.

- Dziękuję i przepraszam.

- Za co?

- Okropnie cię traktowałam, a ty przecież tylko pracujesz.

- Nie gniewam się. Sara przyniesie ci tutaj śniadanie. Teraz musisz odpoczywać, więc posiłki ci zawsze ktoś przyniesie.

- Powiedz czy... William jest w domu?

- Nie ma go. Nikt nie wie gdzie się podział. Wczoraj wyszedł jakby się paliło i od tej pory z nikim się nie kontaktował. Pamiętaj jestem twoim ochroniarzem i dbam o twoje bezpieczeństwo i mimo, że byłaś dla mnie wredna polubiłem cię.

- Proszę zrób coś dla mnie. Nie dopuszczaj go do mnie. Ja... coś wymyślę i wtedy będę bezpieczna.

- Nie wiem ile mi się uda go zatrzymać. On nienawidzi jak mu się czegoś zabrania. Wpada wtedy w furie. Ty tylko mu się sprzeciwiałaś, ale i tak poznałaś go z lepszej strony. Uważaj przy nim.

Po chwili pojawia się Sara niosąc na tacy posiłek. Jak tylko mój ochroniarz ją zobaczył to ulotnił się z sypialni. Patrzyła na mnie sceptycznie. Nie dziwie jej się. Dla nikogo nie byłam miła, więc nawet nie wiedzą jaka jestem naprawdę.

- Sara przepraszam.

- Słucham?

Chyba jednak trochę ją zaskoczyłam. Wygląda jakby coś źle usłyszała. Czy aż tak złą opinie sobie u nich zrobiłam?

- Przepraszam cię za to jaka byłam. Liczyłam, że to mi w czymś pomoże. Teraz wiem, że postąpiłam niewyobrażalnie głupio.

- Rozumiem cię dziecko. Jest ci ciężko. Przyniosłam ci śniadanie. Zjedz je. Chociaż trochę postawi cię na nogi. Gdybyś czegoś potrzebowała daj znać.

Śniadanie wyglądało naprawdę apetycznie, ale śniadanie to było ostatnie na co miałam ochotę. Chciałam tylko zasnąć. Wzięłam leki o których mówił Dominic i od razu zasnęłam.

****

Obudził mnie jakiś krzyk. Powoli otworzyłam oczy i ku mojemu przerażeniu do pokoju wpadł William. Nie chciałam go nigdy więcej widzieć. Oszukał mnie. Udawał jakiegoś pieprzonego gentelmana, a jest zwykłym damskim bokserem. Miał nade mną przewagę. On jest tym silniejszym, a ja teraz jestem obolała.

- Ril...

- Wyjdź!

- Porozmawiajmy...

- O czym mamy ze sobą rozmawiać?! Nie chce cię na oczy widzieć!

- Jesteś moją żoną, więc chyba mamy powody by rozmawiać.

- Masz parę minut i ani więcej.

- Przeprasza poniosło mnie. Kupiłam dla ciebie róże proszę. Wiem, że kwiaty przy tym to nic. Czasami miewam napady agresji. Dawno już ich nie miałem. Ty wcale mi nie ułatwiałaś. Robiłaś mi na złość na każdym kroku. Nie wytrzymałem w końcu.

- To cię ma niby usprawiedliwiać? Od początku nie chciałam tutaj mieszkać. To ty mnie do tego zmusiłeś, a teraz jeszcze zrzucasz całą winę na mnie. Bo co tańczyłam z nim? Był miły i niczego na mnie nie wymuszał to zatańczyłam. Ty wpadłeś w jakąś furie. Bałam się ciebie! Wiem, że nawet nie raczyłeś mi pomóc. Gdyby nie Dominic to nie wiadomo co mogło mi się stać. Tylko on mi pomógł. Mam gdzieś twoje przeprosiny i kwiaty. Daj je komuś innemu!

Miałam go nie denerwować, ale to silniejsze ode mnie. Jego twarz znowu wyrażała czystą furię.

- Dość! Chciałem być miły, ale ty nawet tego nie doceniasz! Wiem, że dosłownie marzysz o rozwodzie, ale nic z tego. Wiesz już do czego jestem zdolny. Jeśli nie chcesz powtórki to będziesz przykładną żoną i już ani razu nie podwyższysz mojego zdania kochanie. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tak po prostu się poddasz, ale mam coś co ci pomoże.

O czym on do licha mówi? Zanim zdążyłam się odezwać on już miał w dłoni jakąś strzykawkę.

- Co to jest?

- To kochanie jest pewien magiczny lek którzy pomoże ci postępować słusznie.

Szarpałam się, ale przez ból żeber nie dałam rady i zanim się zorientowałam wbił mi to coś.

- Nienawidzę cię.

- A ja cię kochanie kocham.

IluzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz