Rozdział 31

1.1K 50 12
                                    

RILEY

Ostatni czas był naprawdę spokojny. To była miła odmiana. Chociaż moja złamana ręka dała mi trochę w kość. Tak naprawdę nie mogłam z nią nic zrobić. Chciałam się tylko pozbyć tego cholernego gipsu. W końcu nadszedł ten cudowny dzień. Mogłam się tego pozbyć. Od samego rana chciałam tylko pojechać do kliniki żeby mi to zdjęli. Byłam nawet skłonna sama sobie to zdjąć. Oczywiście nie mogłam sama tam pojechać. Adrian uparł się, że będzie mi towarzyszył. Jakbym sama nie trafiła do gabinetu. Dałabym sobie świetnie radę. Nie dość, że sama nie mogłam pojechać to jeszcze musiałam na niego czekać. A podobno to kobiety siedzą tyle w łazience. Ile można czekać. Przecież jest facetem. Nie traci czasu na jakiś tam makijaż, a siedzi tam dłużej ode mnie. W końcu raczył wyjść. Musiał zauważyć moją zniecierpliwioną minę.

- Gotowa?

- Już od jakieś godziny.

- Świetnie, więc możemy ruszać.

***

Te znajomości Adriana. Nawet nie musieliśmy czekać chociażby w najmniejszej kolejce. Do tego przyjął mnie jego brat. Trochę obawiałam się tego spotkania. Nie wiem ile wie o swoim drugim bracie. Równie dobrze może znać prawdę i mnie obwiniać. Kiedy tylko nas zobaczył w gabinecie posłał nam wesołe uśmiechy. Czyżby Adrian nie wtajemniczył go w szczegóły?

- To co gotowa na ściągnięcie tego gipsu?

- Od rana.

- Świetnie.

Od razu zabrał się do pracy i po chwili moja ręka odetchnęła z ulgi. W końcu nie czułam tego ciężaru.

- Tylko nie nadwyrężaj jeszcze tej ręki. Możesz mieć lekki problem jeszcze z nią. Kilka tygodni i będzie jak nowo narodzona. Jednak gdyby były jakieś problemy daj znać, a załatwię ci najlepszego rehabilitanta.

- Chyba rehabilitantkę.

Oczywiście Adrian się musiał wtrącić. Jakże by inaczej.

- Już nie bądź takim zazdrośnikiem w stosunku do swojej żonki.

Idealnie dało się wyczuć, że jego brat specjalnie go tak wkurza. Takie typowe rodzeństwo. Miło było popatrzeć na taką ich sprzeczkę.

- Mam nadzieję, że nikogo nie będę potrzebować.

- Tylko nie szalej teraz z tą ręką.

- Spokojnie twój braciszek nawet mi na to nie pozwoli.

- Życzę zdrowia w takim razie.

Naprawdę polubiłam jego brata. Od samego początku zdobył moją sympatię. Był inny, taki wesoły.

***

- Naprawdę musimy tam iść?

- Riley... jeśli ode by to zależało to nigdzie bym się nie ruszał.

Nie uśmiechało mi się iść na ten bankiet. Zawsze unikałam tego typu imprezy. Po prostu były dla mnie nudne. Banda bogaczy, którzy pokazują ile to oni nie mają pieniędzy. Normalny wybieg mody. Która kobieta ma lepszą suknie. Zero szczerości. Sam fałsz. Liczyłam, że jednak Adrian da sobie z nim spokój, ale on był taki nieugięty.

- Nie mam się w co ubrać.

Tak to była moja ostatnia deska ratunku. Przecież nie mogę się tam pojawić w byle czym.

- Domyśliłem się, że będziesz coś kombinować. Mam coś idealnego dla ciebie.

Nagle z szafy wyjmuję ogromne pudło. Jakim cudem ja wcześniej go nie zauważyłam? Od razu do niego ruszam. Kiedy otwieram zauważam, że jest to sukienka. Cholera naprawdę kupił mi sukienkę. Sukienka miała głęboki dekolt i była od góry cała z czarnej koronki, a potem była tylko cielista siateczka. Suknia była do ziemi i cudownie się prezentowała.

IluzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz