14

3.2K 148 285
                                    

-Deku, mam sok i kanapki...- Wszedłem do pokoju nie zauważając nikogo w nim.- Deku?! HEJ NERDZIE!

Gdzie on do cholery jest?

Odłożyłem na blat biurka wszystko co miałem przy sobie i zacząłem się rozglądać. 

-Deku?- Odezwałem się gdy chciałem wejść do łazienki jednak ta była zamknięta.- Izuku? Żyjesz?

Nikt mi nie odpowiedział.

-HALO!- Gdy krzyknąłem usłyszałem czyiś stłumiony szloch.

-DEKU OTWÓRZ!-Krzyknąłem szarpiąc za klamkę.- IZUKU!

-Pro-proszę nie wchodź Ka-Kacchan..- Usłyszałem stłumiony przez płacz głos tego brokuła.

-Wejdę siłą jeżeli nie otworzysz!

-Ale Kacchan... Nie chcę byś to wi-widział...

CO ON ODPIERDALA?!? 

Nic więcej się nie odzywając wysadziłem zamek w drzwiach po czym od razu otworzyłem je na szerz. W środku niewielkiego pomieszczenia zauważyłem zielonowłosą dziewczynę całą zapłakaną i z pociętymi nadgarstkami. Siedziała w niewielkiej kałuży swojej krwi.

-Nie chciałem byś to-to widział...- Powiedział załamany zasłaniając opuchnięte oczy.

Podszedłem bliżej, kucnąłem przed nim i zacząłem oglądać jego rany.

-C-co ty ro-robisz?

-Rany nie są aż tak głębokie... Ale blizny zostaną.- Stwierdziłem i wstałem wychodząc z łazienki. Skierowałem się wprost do pokoju gdzie trzymałem swoją w połowie pustą apteczkę, zabrałem ją i wróciłem do zielonowłosego.

-Zły je-jesteś?- Zapytał przejęty. NO CO TO ZA PYTANIE JA ZŁY? PRZECIEŻ JESTEM PIERDOLONĄ OAZĄ PIERDOLONEGO SPOKOJU!

-A jak myślisz?- Zapytałem ironicznie spoglądając mu w oczy, jednak ten nic nie powiedział.- O patrzeć to trzeba.

-Prze-przepraszam.- Wyszeptał ze skruchą. Chyba bał mi się spojrzeć w oczy bo ciągle spoglądał na wszystko byle nie na mnie.

-To ty będziesz teraz chodził z ranami, nie ja...- Powiedziałem zawiązując bandaże na jego nadgarstkach.- Nie masz za co mnie przepraszać... Ale, dlaczego to zrobiłeś?

Czekałem na odpowiedź kilka minut, jednak trwało to jak sekundy... Jego zaszklone oczy mnie zahipnotyzowały w jakiś dziwny sposób?

-Bo... nie chcę... żyć..- Odpowiedział ledwie wymawiając ostatnie słowo.

-Powtórz.

-Nie chcę... żyć.- Powiedział cicho spuszczając głowę w dół a po jego policzkach zaczęły spływać łzy które następnie spadały na bandaże.

Nie wiem dlaczego do cholery ale...

Przytuliłem go i powiedziałem stanowczo "Żyj".

Czy mnie pojebało? Owszem.

 Czy kazałem komuś żyć mimo że wcześniej doradzałem skok z dachu? Najwidoczniej. 

Czy to pomogło mu? Za pewne nie. 

A czy żałuję? 

No właśnie, czy ja żałuje swoich słów?

Nie wiem... Chociaż, nie.

Nie żałuję.

 Bo...

Ja go...








BakuDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz