☡ seven ☡

1.5K 55 10
                                    


𓆙𓆙𓆙

Czarne drzwi.
Zamknięte.
Alohomora - nie działa.
Lochy, beczki, rytm.
Ktoś ciągle stuka w beczki.
Stuk, stuk, stuk.
Chłopiec, blondyn, trzynaście lat, samotny.
Zabij.

Adeline zerwała się z łóżka, biorąc głębokie wdechy i wydechy. Spojrzała na zegar, wskazywał czwartą trzydzieści. Mozolnie wstała z łóżka i podeszła do szuflady przeznaczonej dla niej. Przebrała się szybko, za każdym razem jak zamykała oczy widziała puchona i słowa czarnego pana.

Usiadła przy kominku w Pokoju Wspólnym. Wpatrywała się w płomienie, aż z transu nie wybudził ją dziewczęcy pisk. Zignorowała go, ale potem się ponownie wybudziła i zrozumiała, że zna ten krzyk.

Pobiegła do dormitorium Pansy i bez ostrzeżenia otworzyła drzwi, w środku znajdowali się już zaniepokojeni chłopcy. Współlokatorki Parkinson nie były zadowolone, ale zamroczone ponownie zasnęły.

— Pansy, Pansy, hej spójrz na mnie — zwrócił na siebie uwagę Dracon.

— Muffliato — szepnęła Emerson i usiadła na łóżku szatynki. — To był czarny pan, ma dla nas zadanie.

— To był sen, bardzo realistyczny, ale sen — wymamrotała przerażona dziewczyna.

— Moi rodzice powiedzieli, że tak się kontaktuję ze śmierciożercami na odległość, użył legilimencji żeby przekazać nam zadanie — wytłumaczyła spokojnie.

— Co wam powiedział? — zapytał Zabini.

— Mamy go zabić — powiedziała pewniejszym głosem Pansy.

𓆙𓆙𓆙

— To dziewczyny, nie ma opcji, że dałyby radę kogoś zabić — powiedział oburzony Zabini. Zaraz potem dostał w twarz piórem.

— To było seksistowskie, dziewczyna na spokojnie może zabić kogokolwiek, z właściwą motywacją, a my mamy idealną — rzuciła Adeline pogardliwie.

Siedzieli w bibliotece, chcąc znaleźć coś na temat szafki zniknięć, ale od ponad miesiąca nic to nie dało. Więc zaczęli przesiadywać tam, a od czasu do czasu ktoś odrabiał zadane wypracowania. Tak jak właśnie Adeline, która pozbyła się pióra, a Blaise był cały w atramencie.

— Idę się przejść — ogłosiła reszcie.

Rozglądała się po regałach, aż w końcu natrafiła na Notta, myślała, że pisał wypracowanie na transmutacje. Chciała do niego podejść, ale okazało się, że ślizgon z kimś rozmawiał.

— Weź nie przesadzaj Theo — usłyszała śmiech Tracey Davis.

Czas się zatrzymał, a Adeline serce się na chwile zatrzymało. Po chwili wszystko wróciło do normy, a dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego tak zareagowała.

— Serio ci mówię — odpowiedział rozbawiony.

Ślizgonka postanowiła więcej nie podsłuchiwać, akurat przechodziła obok pustych regałów, kiedy usłyszała śmiech, którego szczerze nienawidziła. To tak jakby szli specjalnie za nią.

Nie minęło kilka chwil, a zniknęła z pola widzenia. Cofała się powoli, aż nie natrafiła na przeszkodę. Obróciła się i rozejrzała się. Nie była w tej stronie biblioteki jeszcze.

Wytępione czarownice, wilkołaki, wampiry, gobliny. Po chwili wzrokiem natrafiła na czarnomagiczne artefakty. Przepatrzyła kilka ksiąg, ale nic o szafce zniknięć nie znalazła.

Kiedy dany magiczny przedmiot jest długo nieużywany, traci swoją moc. Aby temu zapobiec należy stopniowo "powrócić" dany przedmiot do "życia", po prostu go używając.

Natychmiastowo Adeline wyrwała fragment z książki i pobiegła do znajomych, którzy na jej szczęście nadal tam byli.

— Mam rozwiązanie naszej zagadki — powiedziała rzucając kartkę na środek stołu.

— Zwariowałem już od siedzenia tutaj czy też słyszeliście Adele? — zapytał Zabini. Natychmiast dziewczyna wróciła do poprzedniej formy.

— Wybaczcie zapomniało mi się, ale no nie ważne, mam to co potrzebne wynosimy się stąd — powiedziała uradowana chowając kartkę do kieszeni.

— A gdzie Theo? Poszedł za tobą — zapytał Draco.

— Nie wiem, nie doszedł do mnie bo Davis go zatrzymała — syknęła. Nie wiedziała czemu, ale od razu jej humor się pogorszył.

𓆙𓆙𓆙

uu ajajaj chyba są dymy 😐

Invisible Snakes | Theodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz