𓆙𓆙𓆙Mecz trwał w najlepsze, ślizgoni pod ostrymi rozkazami kapitana grali naprawdę mocno i skutecznie. Widać było skupienie na twarzach wszystkich graczy. Pansy dawała z siebie naprawdę wiele, w końcu mogła odreagować cały ten stres.
Theodor podzielał jej zdanie, bo brutalnie zabierał przeciwnikom kafla. Od kłótni ze swoją dziewczyną okazało się, że porozmawiali na spokojnie i postanowili zrobić sobie chwilę przerwy. Emerson skrycie miała nadzieję, że już do siebie nie wrócą, jednakże płacz współlokatorki tylko ją doprowadzał do szału.
Miał być to ostatni mecz przed świętami, wyjazdy do domów miały rozpocząć się w przyszłym tygodniu. Piątka ślizgonów, probowała przeżyć jak najlepiej kilkanaście tych dni, przed następnym semestrem pełnym mroku.
Nagle trybunach pojawiła się masa zakapturzonych postaci w złotych maskach. Zaczął się chaos, zaklęcia leciały w każdą stronę.
Adeline była zszokowana, nie miała pojęcia, że śmierciożercy zrobili sobie wypad do Hogwartu. Nie mogła się ruszyć z miejsca, zdezorientowana czuła jak wszystko dookoła niej spowalnia.
Z transu wyrwało ją pociągnięcie za ramie. Na miotle siedział Nott, który czekał, aż dziewczyna wskoczy na miotłę. Szybkim ruchem skierował się ku szatni ślizgonów, gdzie w oddali było widać małe plamki.
W tle było słychać krzyki uczniów i śmiech popleczników Voldemorta. Ślizgonka mocniej wtuliła się w bruneta, probując poukładać sobie wszystko w głowie. Poczuła, że wylądowali i zeskoczyła z miotły. Podbiegła do reszty przyjaciół, którzy tak jak ona byli w szoku. Jedynymi, którzy nie podzielali ich emocji byli Blaise i Theodor.
— Zadanie specjalne — olśniło ją. Kiedy byli pokłóceni w Wielkiej Sali, Nott i Zabini mieli iść do Severusa.
— Kucnij — warknął Blaise do Pansy, widząc przelatujące zaklęcie obok jej ucha. — Wszyscy po prostu ukucnijcie.
— Blaise, czemu nic nie powiedziałeś, pomoglibyśmy — wykrztusiła Parkinson.
Cała piątka pogrążyła się w ciszy, w pewnym momencie Malfoy po prostu podszedł do ściany szatni i usiadł po turecku. Westchnął cicho i zaczął się śmiać.
— A ty z czego się śmiejesz? — zapytał Nott.
— Jak to z czego? Z naszego życia — parsknął sucho. — Byliśmy królami, wszyscy się bali ślizgonów. Nikt nie chciał nam podpaść, a teraz co? Ukrywamy się, kłócimy, nie mówimy sobie prawdy. To całe usługiwanie nas zepsuło.
— Myślisz, że to zabawne, że życie nam się wali? — syknął już i tak poirytowany Theo.
— Tak! Cholera jasna tak. Ta cała wojna, w której bierzemy udział rozpierdala nam życie, więc co innego mi pozostało oprócz śmiania się z samego siebie. I tak trafimy do Azkabanu albo martwi gdzieś w krzakach — krzyknął, a krzywy grymas nie schodził mu z twarzy.
— Draco jest ci ciężko, rozumiem. Ale to już jest pojebane — mruknęła Adeline, która chcąc nie chcąc podzielała jego zdanie. Ułożyła się obok niego, a jej głowa wylądowała na jego kolanach. Cichy chichot zaczął przeradzać się w głośny śmiech.
— Jesteście popierdoleni — skomentował brunet.
— A ty jesteś w tym z nami, czy tego chcesz czy nie — powiedziała lekko uśmiechnięta Pansy, siadając razem z Blaise'm. Jej głowa opadła na jego bark i parsknęła śmiechem.
Theodor Nott zaczął się zastanawiać, nad tym wszystkim. Uczniowie mogli właśnie umierać przez niego, albo być torturowani przez psycholi, a on stoi schowany za szatnią od Quidditcha z równie powalonymi przyjaciółmi. Westchnął cicho i pokręcił głową. Położył się na trawie i położył głowę na brzuchu Emerson.
— To zabrzmi ckliwie, ale gdyby nie to, że się przyjaźnimy za chuja by mnie tu nie było tępe cioty — mruknął pod nosem. Łokciem zasłonił oczy przed pochmurnym niebem, pełnym kolorowych zaklęć latających dookoła.
Wcale nie było to ckliwe, ale kto zrozumie miłość węża?
𓆙𓆙𓆙
aa po prostu uwielbiam jak zostawiacie po sobie gwiazdkę i komentarze
przepraszam za godzinne spóźnienie ://
CZYTASZ
Invisible Snakes | Theodor Nott
Fanfic»Nawet jeśli czegoś nie widzisz, nie znaczy, że nie istnieje« Piątka uczniów Slytherinu musi się zmierzyć z ciężkim zadaniem. Łączą siły, by nie zawieść rodziców. Jednakże pomiędzy nimi jest dwójka, która od zawsze zmierzała się ze samotnością, możn...