☡ eight ☡

1.4K 63 4
                                    


𓆙𓆙𓆙

— Dzień dobry — przywitał się ochrypły od snu głos. Nie odpowiedziała, bo po co? — Miło — sarknął ślizgon.

Dziewczyna przewróciła oczami. W lichym świetle z kominka, siedziała na podłodze przy stoliku z pergaminem, piórem i atramentem. Gruba księga, która już raz jej pomogła leżała płasko przed nią.

— Hufflepuff, masz już jakiś plan? — ponownie odezwał się chłopak. W odpowiedzi dostał skinienie głową. — Szybko się zmieniłaś.

— Blaise nie wkurzaj mnie, nawet mnie nie znasz i już mnie oceniasz — syknęła.

— Myślałem, że się przyjaźnimy, twoje olewanie już zaczyna się robić nudne — warknął.

— Przyjaźnimy? Słyszysz siebie? Znamy się ledwo półtora miesiąca, mamy do wykonania zadanie, a rozmawiamy ze sobą żeby nam było łatwiej — krzyczała szeptem.

— Dobra, nie ważne, masz racje.

— Nie chce się kłócić, ale nie znam was prawie wcale, mamy do wykonania zadanie i tyle — wyjaśniła, a chłopak opuścił pokój wspólny. — Kurwa.

𓆙𓆙𓆙

Na jednym z korytarzy z błoni wracała Adeline, zauważyła Theodora i lekko się uśmiechnęła. Szedł z naprzeciwka, widocznie się gdzieś spiesząc. Pomachała do niego z oddali, ale nie odpowiedział jej. Nawet na nią nie spojrzał tylko przeszedł obok. Kilka razy sprawdziła czy jest pod właściwą postacią, później tłumaczyła sobie tylko tym, że jej nie zauważył bo się spieszył.

Zmęczona wszystkimi wydarzeniami skierowała się w stronę łazienki Jęczącej Marty. Weszła do jednej z kabin i osunęła się po drewnianej powłoce.

"Czasami żeby lepiej się żyło, należy wypuścić wszystkie emocje. Długie ukrywanie ich nie jest dobre, ale czasami trzeba poświęcić kilka rzeczy dla niewidzialnej twarzy. Zapamiętaj to sobie Adeline."

Kilka łez pociekło jej po twarzy, ale otarcie ich nic nie dało, bo zaraz za nimi pojawiały się następne. Oplotła ramionami kolana, cicho szlochając.

Days seem sometimes as if they'll
never end
Sun digs its heels to taunt you
But after sunlit days, one thing stays
the same
Rises the moon

Nagle ktoś wbiegł do opuszczonej łazienki. Wtapiając się w tło dziewczyna cicho wyszła z kryjówki. Widząc osobę przed nią, zamarła. Roztrzęsiony, ledwo żywy Dracon, najzwyczajniej w świecie płakał. Czarnowłosa wróciła do swojej formy i powoli podeszła do chłopaka.

— Draco? — wyszeptała, bojąc się zrobić gwałtownego ruchu, albo głośniej się odezwać.

Przestraszony blondyn obrócił się, czując falę ulgi, widząc znajomą twarz. Spojrzał na nią, zielone, zaczerwienione tęczówki skanowały go wzrokiem. Nie wytrzymał już dłużej i się złamał. Ten pogardliwy, zawsze cieszący się z nieszczęścia innych, arogancki dupek upadł na kolana płacząc.

Nie zastanawiając się, Adeline podeszła do niego i usiadła obok pod umywalkami. Głowa blondyna opadła na jej ramie, co chwile targały nim lekkie wstrząsy.

— Ile bym dał żeby wrócić do uprzykrzania gryfonom życia, do tego, żebym musiał udowadniać swoją wartość, a nie płaszczyć się przed najgroźniejszym czarnoksiężnikiem, żeby nie zginąć. Kiedy to wszystko się tak posypało? — szeptał, ale nie zwracał sie do nikogo bezpośrednio.

— Ile bym dała, żebym znowu była niewidzialna...

𓆙𓆙𓆙

Invisible Snakes | Theodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz