𓆙𓆙𓆙— Nazwisko? — została od razu zaatakowana ślizgonka.
— Adeline Emerson — mruknęła, po przeszukaniu zabrała swoje rzeczy i ruszyła do środka.
Dziewczyny pobiegły do najbliższej łazienki i szybko narzuciły na siebie szaty, wyszły po chwili, a pod Wielką Salą czekali pozostali.
Wchodząc do środka, ponownie wzrok każdego ucznia padł na nich. Czarnowłosa poczuła się obserwowana, każdy o niej teraz mówił. Miała ochotę zniknąć, ale nie mogła, było za dużo świadków...
Usiedli przy stole wężów i tym razem nie pogrążyli się w rozmowie. Pomimo małej wiedzy na temat kontaktów międzyludzkich Adeline postanowiła się odezwać.
— Czy oni zawsze się tak gapią? — mruknęła.
— Tak — odpowiedzieli w tym samym momencie.
Rozpoczęło się jak zawsze, ceremonia przydziału, posiłek, mowa dyrektora i Tiara Przydziału, która nakazała wszystkim się zjednoczyć.
Jedyne co się zmieniło to grono nauczycielskie, gdzie profesor Slughorn będzie nauczał eliksirów, a Snape Obrony Przed Czarną Magią. Oczywiście swój sprzeciw Potter niemal od razu wykrzyczał, zwracając na siebie uwagę.
Zanim się obejrzała dziewczyna znalazła się w swoim dormitorium, rozpakowując się. W tym roku była ponownie ze swoimi stałymi współlokatorkami. Tracey Davis i Milicenta Bulstrode nie wymieniły z nią ani jednego słowa, ale to jej nie zdziwiło.
— Adela chodź Draco potrze — zaczęła Pansy wbiegając do środka, ale urwała w połowie zdania. — Znaczy Draconia, zielarstwo, pomocy, zadanie, potrzebuje.
Dziewczyna bez słowa wyszła, ciągnąc Pansy za rękę, zabierając ją z pokoju. Trzasnęła drzwiami i zeszły do Pokoju Wspólnego. Przed kominkiem siedzieli i przyciszonymi głosami ze sobą rozmawiali chłopcy. Pansy usiadła obok Zabiniego na kanapie, a Adeline oparła się o fotel Notta.
Chłopak natychmiast chciał wstać i zaproponować miejsce, ale ta przewróciła oczami i machnęła ręką.
— No cóż ciekawe zadanie z zielarstwa tutaj mamy, Draconia, Blaizy i Theonie — parsknęła, a Parkinson zaczęła chichotać.
— Trochę się spaliłam, biegnąc po Adele i musiałam coś na szybko wymyśleć, więc wyszły Draconie — wytłumaczyła.
— Dobra mało istotne, szafka zniknięć — mruknął blondyn, jednak w jego tonie było słychać rozbawienie.
— W szkole jest kilka miejsc gdzie może być, mamy czas do świąt — powiedział Zabini.
— Może po prostu będziemy się rozglądać po szkole, szukać w opuszczonych salach i za dwa tygodnie przyjdziemy z rezultatami? — zaproponował Theodor. Każdy się z nim zgodził.
Ślizgonka wróciła do swojego dormitorium półtorej godziny później. Mały uśmiech nie schodził z jej twarzy, chcąc nie chcąc spędziła naprawdę miło czas.
Po przygotowaniu się do snu, zasłoniła zasłony dookoła łóżka i położyła się z cichym westchnieniem. Odkryła lewe przedramię, blada skóra lekko się mieniła w blasku księżyca.
Była czysta, jeszcze. W bardzo niedługim okresie się to zmieni. Czuła się najzwyczajniej w świecie źle. Czarny Pan nie podał im jeszcze drugiego zadania i tego się obawiała. Usłyszała, że proces wykonania znaku śmierciożerców jest bardzo bolesny.
Najpierw czujesz jakby ktoś przyłożył ci rozżarzony pręt do skóry, a przez następny tydzień nie możesz ruszać ręką. Ból nigdy nie znika, a staje się łatwiejszy do przyzwyczajenia. W wieku szesnastu lat zostanie naznaczona, nigdy się nie pozbędzie znamienia, a ona sama będzie czuła się jak zwierzę w cyrku.
Ale czego nie robi się dla wolności, dla rodziców, dla sprawiedliwego świata, świata dla czarodziei tylko...
Wstała i szybko się przebrała, niezauważona ruszyła w stronę Wieży Astronomicznej. Okazało się, że nie tylko ona.
𓆙𓆙𓆙
i co o tym myślicie?
CZYTASZ
Invisible Snakes | Theodor Nott
Fiksi Penggemar»Nawet jeśli czegoś nie widzisz, nie znaczy, że nie istnieje« Piątka uczniów Slytherinu musi się zmierzyć z ciężkim zadaniem. Łączą siły, by nie zawieść rodziców. Jednakże pomiędzy nimi jest dwójka, która od zawsze zmierzała się ze samotnością, możn...