☡ eighteen ☡

1.1K 50 0
                                    


𓆙𓆙𓆙

Only love can hurt like this.

𓆙𓆙𓆙

Zimny wiatr rozwiewał zielone włosy, mimo tego dziewczyna nie czuła chłodu. Obserwowała widoki przed sobą i zachodzące słońce, oparta o cienką barierkę. Przeróżne odcienie różu i fioletu przecinały powoli zaciemniające się niebo, a ona wpatrywała się tak jakby to był najpięknieszy obraz świata. Bo zachody słońca właśnie takie były.

Tą całą harmonie zakłócał jedynie chaos w jej głowie, miała nadzieję, że widok ją uspokoi i po chwili słyszała coraz mniej natrętnych myśli. Do czasu.

— Oh no tak, mogłem się spodziewać, że nawet tutaj nie zaznam spokoju — usłyszała tak dobrze znany głos. Przewróciła oczami, chociaż on nie mógł tego zobaczyć.

— Jeśli ci przeszkadza moje towarzystwo możesz wyjść — prychnęła.

W tym momencie cały spokój się skończył. Była poirytowana i znudzona. Miała po prostu dość, wszystkiego najnormalniej w świecie dość. A wszystko posypało się przez jedno zdanie, które ku jej zdziwieniu było skierowane do niej.

Chłopak oparł się obok niej, tak, że ich ramiona się stykały. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego. Po chwili zaproponował jej, a ona pokręciła głową, wróciła do spoglądania na gasnące sklepienie.

— Kiedy przestałaś palić? — zapytał, przerywając ciszę. Chyba zrozumiał, że dziewczyna pierwsza się nie odezwie. Dziewczyna parsknęła sucho i pokręciła głową. Oczywiście, że nie wie. — Może inaczej, dlaczego?

— Bo już tego nie potrzebuje, poza tym nigdy nie lubiłam tego smaku — mruknęła ostatecznie.

— Oho, co tak bardzo zmieniło twoje zdanie?

— Powiedzmy, że coś się pojawiło w moim życiu, coś mocniejszego niż ten nałóg — odpowiedziała szeptem, chociaż i tak było cicho więc chłopak wszystko słyszał.

To ty, przez ciebie mam ten chaos, to przez ciebie!

— Hm, ciekawe — skomentował.

— Jasne — sarknęła. Nagle cała irytacja powróciła i to ze zdwojoną siłą.

Zaczęła nerwowo stukać w barierkę. Tak bardzo chciała go nienawidzić, tak bardzo chciała być znowu niewidzialna w jego oczach. Dlaczego zaczął tą grę, skoro i tak potem zostawił ją samą, nieznającą zasad? Była wściekła, a jednocześnie było jej przykro. Chociaż nigdy nie powiedziałaby tego na głos.

— Jak ci poszła transmutacja? — zapytał, ale nie dostał odpowiedzi, bo dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa.

Znowu temat szkolny, już miała dość bawienia się w kotka i myszkę. Schody wieży astronomicznej były długie i kręte. Jednak to nie powstrzymało jej od gniewnego i szybkiego chodu.

Jednakże wysportowany gracz Quidditcha miał kondycję, której ona nie miała. To była kwestia czasu, kiedy ten ją dogoni, a zrobił to zadziwiająco szybko. Złapał ją za ramię i stanął przed nią, żeby nie miała drogi ucieczki.

Była schodek wyżej więc mieli twarze na tej samej wysokości. Prychnęła i spojrzała wyzywająco w jego stronę. Ich oczy się spotkały, jedne ciemne - prawie czarne, drugie zielone. Oboje mieli zacięte miny, ale nie potrzebowali słów, więc stali a głuchej ciszy.

Nagle Adeline poczuła jak ich nosy się stykają, wyczuła mocny zapach papierosów i jego perfum. To był moment, moment, który mógł zmienić bieg historii, ale nie wszystko jest czarno-białe. Spojrzała na niego z bólem, sama nie wiedziała czy było to specjalnie czy nie.

W oczach miała ukryte nieme błaganie o pomoc. Tonęła w jego spojrzeniu i w tym całym gównie, w którym się znalazła. Uścisk Theodora już dawno zelżał, ale trzymał ją tam, jakby bał się, że zniknie.

Dziewczyna wtopiła się w tło i cicho odeszła krok wyżej. Chłopak zamknął oczy, czując chłód. Przetarł twarz dłońmi i powoli skierował się do wyjścia.

Nie widział tylko szlaczków z łez na policzkach dziewczyny. Nikt nie widział...

𓆙𓆙𓆙
kinda zabolało
4/6

PRZEPRASZAM, ale rozdziały mogą być lekko opóźnione bo wstawiam z laptopa jak już wspominałam we wcześniejszym rozdziale, no cóż dzisiejszy dzień to totalny niewypał, mam nadzieję, że u was jest lepieej i miłego czytanka!!!

Invisible Snakes | Theodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz