𓆙𓆙𓆙Adeline cicho przeżuwała tosty, przyglądając się kolejnej kłótni Zabiniego i Parkinson. Momentami wydawało jej się, że przysłuchuje się staremu małżeństwu. Tym razem sprzeczali się o Quidditcha, jeden ze ścigających ostatnio wypadł z gry i są eliminacje na to jedno miejsce, które Pansy chce zająć.
— Wiatam, moich pięknych przyjaciół — powiedział uradowany Theodor.
Blaise dokładnie obserwował reakcje Adeline na słowa Notta. Dziewczyna się spięła, ale ona sama nie wiedziała czy to ze względu na określenie jej, czy samą obecność ślizgona. Zaraz potem Zabini wrócił do wykłócania się z Parkinson. Malfoy nie przyszedł.
— Wszystko w porządku? — zapytał rutynowo, tylko, że tym razem dziewczyna nie odpowiedziała.
Na porysowanej kartce, dopisywała coraz to nowsze słowa, a raz po raz jakieś małe symbole. Co chwile popijała z kubka kawy. Zaraz potem zaczęła stukać w stół. Nie mogąc przypomnieć sobie rytmu, postanowiła posłużyć się umiejętnościami legilimecji.
— Pansy, potrzebuje przysługi, to może być nieprzyjemne, więc lepiej sobie usiądź — oznajmiła, a szatynka usiadła, mówiąc Zabiniemu, iż jeszcze powrócą do tej rozmowy. — Legilimens.
Czarne drzwi.
Zamknięte.
Alohomora - nie działa.
Lochy, beczki, rytm.
Ktoś ciągle stuka w beczki.
Stuk, stuk, stuk.
Chłopiec, blondyn, trzynaście lat, samotny.
Zabij.Kilka razy wróciła do momentu rytmu. Zaczęła zapisywać go niezrozumiałym kodem. Zaraz potem opuściła umysł Pansy, przepraszając ją za wspomnienie niemiłej sytuacji.
Zatopiona w swoich notatkach nie zauważyła zbliżających się dwóch znienawidzonych postaci. Zaczęła przepisywać bardziej przejrzyście swój plan dla Parkinson, gdy lekkie szturchnięcie ją oderwało od pracy.
Zdezorientowana spojrzała na szatynkę, która sugestywnie spojrzała w drugą stronę. Adeline obróciła głowę w idealnym momencie. Do Theodora podeszła Tracey i Milicenta, każda z nich przywitała się krótkim przytulasem. W pewnym momencie pióro Emerson pękło w pół, przez co Blaise prawie wybuchnął. Ukrył to atakiem kaszlu, nie nadawał się na aktora.
— O Adeline miło cię widzieć pomiędzy ludźmi — zażartowała sobie Davis.
— Adele miałaś mi wytłumaczyć zadanie z eliksirów, chodźmy może już, zaraz zacznie się lekcja — zainterweniował Zabini, a Parkinson prawie siłą zmusiła ją do wstania.
— No cóż chętnie zostałabym dłużej i pogawędziła z tobą, ale idę zintegrować się z innymi ludźmi, może będzie ci jeszcze milej na sercu — powiedziała z przesadzoną ilością uprzejmości i z równie fałszywym uśmiechem wyszła z Wielkiej Sali.
𓆙𓆙𓆙
— Nienawidzę, nienawidzę jej, akurat kiedy w moim życiu coś zaczęło się układać ona musiała przyjść i to zepsuć! — krzyczała w pustkę.
Siedziała w Pokoju Życzeń, mając nadzieję, że naprawa szafki ją w jakimś stopniu pochłonie. Skończyło się na tym, że mówiła sama do siebie. Dookoła niej, kiedyś poukładane w sterty staroci, leżały porozrzucane, a kilka krzeseł i stołów zostało doszczętnie rozwalonych.
Wzięła zielone jabłko ze swojej torby, które miało być dla Draco, ale ostatecznie go nie spotkała. Wzięła głęboki wdech i wydech. Położyła owoc na dnie szafy i zamknęła.
— Harmonia Nectere Passus — wyszeptała z zamkniętymi oczami.
Minęła chwila, a cichy, przypominający świst deportacji odgłos był słyszalny z wnętrza szafy. Ślizgonka otworzyła go, a w środku pojawiło się nadgryzione jabłko. Z wielką satysfakcją rzuciła go w dal.
Zakrywając mebel płachtą, wyszła z Pokoju Życzeń wtopiona w otoczenie i wróciła do lochów, gdzie czekała ją miła niespodzianka.
𓆙𓆙𓆙
lecimy z nocy liceum
CZYTASZ
Invisible Snakes | Theodor Nott
Fanfiction»Nawet jeśli czegoś nie widzisz, nie znaczy, że nie istnieje« Piątka uczniów Slytherinu musi się zmierzyć z ciężkim zadaniem. Łączą siły, by nie zawieść rodziców. Jednakże pomiędzy nimi jest dwójka, która od zawsze zmierzała się ze samotnością, możn...