☡ twenty seven ☡

1K 41 3
                                    


𓆙𓆙𓆙

Mijał kolejny tydzień, a Adeline przeleżała go w łóżku. Nie miała siły wstać, jeść, odezwać się. Po prostu na nic. Ręka piekła ją niemiłosiernie, a ból stawał się nie do zniesienia. Raz za czas jej siostra przychodziła i opowiadała o swoim dniu. Była jej wdzięczna, chociaż tego nie okazywała.

Miała być to ostatnia noc w Emerson Mannor, a dziewczyna nawet nie wstała się spakować. Już zasypiała, gdy ciche skrzypnięcie drzwi ją pobudziły. W szparze pomiędzy drzwiami pojawiła się dziecięca twarzyczka.

Zamiast rozpoczęcia rozmowy jak zawsze, dziewczynka po prostu wpakowała się starszej do łóżka i przykryła po sam nos. Obróciła się twarzą do siostry i wpatrywała się w hipnotyzujące tęczówki siostry. Wtuliła się w nią i obie powoli odpływały w sen.

— Będę za tobą tęskniła Adi — wyszeptała jedenastolatka.

— Ja za tobą też, ale musisz się wyspać Evie — mruknęła w odpowiedzi.

𓆙𓆙𓆙

Poranek był ciężki, pierwszy raz od kilkunastu dni Adeline wstała z posłania i zmusiła się do wykonania podstawowych czynności. Szybko się zebrała, nie czując się na siłach, aby powrócić.

Złapała prawą ręką za kufer i pociągnęła po wielkich schodach na parter. W korytarzy czekały już na nią jej matka i siostra. Westchnęła cicho i pojawiła się obok nich.

Obudziła się dosyć późno więc ominęła śniadanie, nie rozpaczała, oddałaby wszystko by uniknąć tej niezręcznej ciszy przy posiłkach. Nawet Evelyn odechciewało się żartować i śmiać.

Damska część rodziny Emerson opuściły posiadłość, jednak Adeline przypomniała sobie, że zapomniała różdżki więc szybko po nią pobiegła. Przy okazji unikając komentarzy rodzicielki.

Kiedy już wychodziła usłyszała głos nawołujący z gabinetu jej ojca.

— Adeline! Gdzie jest mój pierścień?! — krzyczał mężczyzna. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i trzasnęła frontowymi drzwiami.

Nie minęła chwila, a cała trójka znalazła się na stacji Kings Cross.

𓆙𓆙𓆙

Pansy wraz z Adeline siedziały w pokoju wspólnym, obie były pogrążone w książkach przed sobą. Jedna uczyła się na wróżbiarstwo, pisząc losowe historyjki w dzienniku snów. Druga ponownie powtarzała materiał na transmutacje, owszem był to jej ulubiony przedmiot, ale był strasznie ciężki i czasochłonny.

Obie prawie nie zauważyły blond czupryny przechodzącej przez pokój wspólny. No właśnie, prawie. Najpierw popatrzyły na znikającą sylwetkę na schodach, a potem na siebie. "To Draco?" zapytała Parkinson bezgłośnie. Emerson wzruszyła ramionami i zamknęła książkę.

Ruszyły w stronę dormitorium chłopców, a bardziej specyficznie tych na szóstym roku. Zapukały w drewnianą powłokę, ale odpowiedziała im cisza. Lekko zdezorientowana brunetka pociągnęła za klamkę, ale drzwi były zakluczone.

Adeline, która powróciła do zielonych włosów szepnęła ciche alohomora, ale nic się nie wydarzyło.

— Draconie Malfoy jeśli zaraz nie otworzysz tych drzwi, wysadzę je — syknęła zielonooka, szarpiąc się z klamką.

Gdy odpowiedziała jej cisza, zmarszczyła brwi. Czy to możliwe, że tylko im się przywidziało? Odpowiedź na to pytanie pojawiła się natychmiastowo, gdy usłyszały huk i przekleństwo. Bombarda warknęła ślizgonka, a w drewnie pojawiła się duża dziura. Dookoła unosiło się mnóstwo dymu, a w szparze pojawiły się dwie twarze.

Najpierw przeszła Pansy, która rozejrzała się po zdemolowanym pokoju, zaraz za nią pojawiła się Adeline, strzepując resztki drzazg.

— Co się dzieję Draco? — zapytała troskliwie brunetka.

Znalazły go w łazience, siedział oparty o ścianę z twarzą pomiędzy dłońmi. Ostatnimi czasy chłopak był nerwowy i rozkojarzony. Zadanie, który czarny pan im zadał, a rolę lidera, którą mu powierzył wyniszczało go od środka. Miał straszne wahania emocji, raz się śmiał, raz płakał, a czasami nie odzywał się do nikogo słowem przez kilka dni.

— Poszedłem na randkę, zawsze czułem się dobrze, na swoim terenie — zaczął zduszonym głosem. — Myślałem, że to będzie odskocznia, miła rozrywka w tym bagnie — kontynuował, a głos mu się załamał.

Pansy usiadła przed nim i położyła dłoń na jego kolanie, natomiast Adeline oparła się o umywalkę uważnie się przyglądając.

— Siedzieliśmy w trzech miotłach i ona opowiadała o sobie, a potem — zaciął się i odsłonił twarz. Nie było tam łez jak przypuszczały. — Potem zapytała mnie o mój ulubiony kolor. Rozumiecie to? Najprostsze pytanie na świecie — zaśmiał się sucho, a gęsia skórka pojawiła się na ciele Parkinson. Emerson w tym czasie lekko zmieniła pozę, czekając na dalszy rozwój sytuacji. To nie był ten przyjemny dla ucho śmiech Draco. — A teraz nie mogę spać po nocach, bo nawet nie wiem jaki jest mój ulubiony kolor i, i boje się, że nie mam prawdziwej osobowości.

Chłopak zanosił się śmiechem, tak gorzkim jakby właśnie dementorzy zaatakowali dormitorium. Pansy odsunęła od niego rękę, nie ukrywając przerażenia.

Coś złego się działo, a trucizna powoli atakowała najsłabsze ogniwa.

𓆙𓆙𓆙

kurwa tracę rozeznanie w godzinach, byłam przekonana, że jest czwartek...

Invisible Snakes | Theodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz