☡ six ☡

1.5K 60 3
                                    


𓆙𓆙𓆙

— Emerson śniadanie! — krzyknęła przez zamknięte drzwi Pansy.

Odpowiedziała jej cisza, zmarszczyła brwi i zaczęła pukać. Kiedy klamka od drzwi się poruszyła, poczuła lekką ulgę, możliwe, że czarnowłosa po prostu zaspała. Mina jej zrzędła, widząc osobę przed sobą.

— Nie ma jej wyszła — warknęła Tracey i trzasnęła drzwiami.

Zdezorientowana ruszyła do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali na nią jej przyjaciele.

— Gdzie jest Adele? — zapytał Nott.

— Nie wiem, może poszła już do Wielkiej Sali? — mruknęła pod nosem.

Wchodząc, od razu przeskanowali stół ślizgonów, ale nie było tam ich nowej znajomej. Zerknęli na siebie i jednocześnie wzruszyli ramionami. Przeszli pomiędzy stołami tak samo jak zawsze, wysoko podniesiona głowa, pogarda w oczach, obojętna twarz.

— Dziwka — usłyszeli chrząknięcie jednego z krukonów.

— Powtórz, bo nie dosłyszałem? — warknął Zabini, stojąc nad chłopakiem z zaciśniętą pięścią.

— Chodźmy już — powiedziała Pansy i szybko ruszyła na swoje miejsce.

Blaise owszem obrócił się, by wziąć większy zamach i uderzając chłopaka prosto w nos. Małe zamieszanie zaciekawiło uczniów na sali. Zaraz potem Malfoy, trzymając go za włosy uderzył o stół. Na koniec Theodor podbił mu oko.

— Zabini, Malfoy, Nott szlaban, dzisiaj o dziewiętnastej u mnie w gabinecie, każdemu odejmuje po piętnaście punktów! — krzyknął profesor Flitwick.

Reszta uczniów się rozproszyło, a ślizgoni podeszli do Pansy, przy której siedziała zaciekawiona Adeline. Parkinson zmierzyła całą trójkę wzrokiem, po czym w ciszy zaczęła obserwować swoją owsiankę.

— Zjedz coś — poprosiła szeptem czarnowłosa. Podstawiła jej tosty z serem, a owsiankę odłożyła z obrzydzeniem. Nalała kawy do kubka i postawiła przed nią.

— Nie przeproszę, należało mu się — powiedział od razu ciemnoskóry.

Razem z Pansy wymieniali się ostrymi spojrzeniami, tymczasem pozostała trójka pogrążyła się w cichej rozmowie. To znaczy Theo i Adele, blondyn znowu zniknął w swoich myślach.

— Gdzie byłaś rano?

— Nie interere bo kici kici — mruknęła w odpowiedzi.

— Wszystko w porządku? — zapytał się po chwili.

— Co? Tak, czemu miałoby być inaczej? — odpowiedziała zdezorientowana.

Nie odpowiedział, a dziewczyna to zignorowała. Po zjedzeniu śniadania ruszyli na lekcje.

— Adela twoja babcia odpisała? — zapytał blondyn.

— Wybacz Draco, nic od dwóch tygodni — odpowiedziała.

Znaleźli się pod salą od transmutacji i zaczęli się rozdzielać. Pansy, Blaise i Draco mieli godzinę przerwy, a Theodor i Adeline postanowili kontynuować przedmiot nauczany przez profesor McGonagall.

Weszli do sali i usiedli na końcu sali, zaraz za nimi weszli po kolei uczniowie, a nie było ich tak wielu. Czarnowłosa wyłapała wzrokiem kilka znajomych twarzy z Hufflepuffu i Ravenclawu, kilku Gryfonów, ale ani jednego ślizgona.

— Coś czuje, że dobra zabawa nas omija — szepnął dziewczynie na ucho.

— Trzeba było nie wybierać tych lekcji — odpowiedziała, uśmiechając się złośliwie.

— No dobrze, cisza już — rozpoczęła zajęcia kobieta. — Zaczniemy od kilku podstawowych zaklęć, które powinniście znać. Przed sobą macie kilka przedmiotów, przypomnijcie sobie zajęcia z poprzednich lat i zróbcie z nimi co należy.

Przed każdym uczniem stał plastikowy smok, porcelanowe ptaszki, zwinięta kulka papieru, mały pająk w chwilowym bezruchu oraz różnego kształtu przypinki na wisiorek przełamane na pół. Profesor McGonagall ruszyła różdżką, a pająki zaczęły biegać po pomieszczeniu.

Ebublio — wypowiedziała w stronę swojego owada i natychmiast znalazł się w bańce bez ucieczki.

— Nieźle — skomentował, siedzący obok Nott, jego pająk biegał mu w zamkniętych dłoniach. Chwycił różdżkę w zęby i wymamrotał 'impedimento'. Pająk zwolnił, a ślizgon rzucił odpowiednie zaklęcie.

— Sprytne — pochwaliła go Emerson, przewracając oczami.

Poźniej po kolei wypowiadała odpowiednie zaklęcia.

Avifors - małe ptaszki zaczęły latać dookoła sufitu.
Draconifors - ogień poparzył Theodorowi palce, co wywołało śmiech dziewczyny.
Epoxmise - mała gwiazdka znalazła się na bransoletce dziewczyny.
A na koniec Duro, z którego udało jej się utworzyć kamień w kształcie kwiatka.

Pod koniec lekcji opiekunka domu lwa przeszła się pomiędzy ławkami, sprawdzając prace uczniów. Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli w dobrych humorach.

— Ej Emerson łap! — krzyknął ślizgon i rzucił jej małą zawieszkę, którą miał połączyć. Była w kształcie czarnego serca.

Niewielki uśmiech uformował się na jej twarzy i chciała się do niego zwrócić i podziękować, ale okazało się, że już zniknął.

𓆙𓆙𓆙

łapcie z SOR'u (:

Invisible Snakes | Theodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz