Rozdział IV

165 3 2
                                    

- Ej, ja cię skądś kojarzę - zwracam się do wysokiej dziewczyny, której obcasy są zapewne wyższe, niż jej iq - to ty podałaś mi to obrzydliwe piwo.

- No coś ty - przewraca oczami i szepcze coś do Antonio.

- Nie nauczyli cię w domu, że nie robi się tak w towarzystwie? Kulturą też nie grzeszysz - stwierdzam i rozglądam się dookoła, analizując jednocześnie możliwości szybkiej ucieczki, ale brunet wciąż nie luzuje uścisku.

- Zaraz to ja mogę nauczyć cię kultury - syczy i zbliża się do mojej twarzy tak blisko, że czuję jej niezbyt przyjemny oddech.

- Hej, stop - rozdziela nas natychmiastowo chłopak i po chwili zwraca się do tej mniej rozumnej - Ashly będzie wami zarządzać, więc od dzisiaj okazujesz jej należyty szacunek.

- Co kurwa? Żarty sobie w tym momencie robisz?

- Nie zaczynaj znowu dyskusji - ucisza ją i lekko luzuje dłoń zaciśniętą na moim nadgarstku - pogadamy o tym na osobno... - kurwa, Ashly! - krzyczy nagle, gdy zrywam się biegiem w stronę lasu.

Biegnę tak szybko, że nie zastanawiam się nawet nad tym, że mogę zgubić się w tych pieprzonych, gęstych krzakach, ale średnio się tym przejmuję. Skaczę przez zarośla, które kłują mi gołe nogi, ale ból fizyczny nie jest czymś, co jest w stanie mnie przełamać, już nie. Nie odwracam się za siebie, bo znając życie próbuje dogonić mnie ten pajac. Okolica zaczyna powoli robić się coraz rzadsza, co sprawia, że dostrzegam w oddali budynki, ale racjonalne myślenie nakazuje mi się gdzieś schować, bo próba ucieczki do tak dalekiego punktu może zakończyć się niepowodzeniem.

- Serio myślałaś, że będziesz w stanie mi uciec? - pojawia się nagle przede mną zdyszany chłopak, a moja gwałtowna reakcja nakazuje kopnąć go w krocze i biec dalej, jednakże przewiduje mój ruch i uniemożliwia tym samym jakąkolwiek możliwość podjęcia próby.

- Trochę zaczynała nudzić mnie wasza pogawędka, nie uważasz, że gonienie za laską w lesie jest o wiele ciekawsze?

- Boże, Ashly - wzdycha głęboko i ciągnie mnie do punktu wyjścia - Ty nadal niczego nie łapiesz, nie uciekniesz od nas, nigdy, lepiej żebyś już to zrozumiała.

- Nie uciekniesz od nas, nigdy - parodiuję go i udaję powagę w głosie - brzmisz jak piętnastolatek bawiący się w policjanta, który złapał właśnie rabusia, gdy chciał ukraść w sklepie lizaka za pięćdziesiąt groszy.

- Naprawdę nie wiem, dlaczego Pedro wybrał właśnie ciebie - burczy mi do ucha i dalej ciągnie przed siebie - jesteś niedojrzała, ostro pieprznięta i do tego nie bierzesz na poważnie sytuacji, która zagraża twojemu życiu.

- Mojemu, co?

- Życiu - powtarza i głęboko wzdycha - jeszcze głuchej nam brakowało, cudownie Pedro.

- Nadal nie wiem o czym mówisz - stwierdzam i zaczynam obserwować dziewczynę, do której właśnie się zbliżamy.

- Mówię o tym, że możesz nie wyjść z tego żywa, jeśli wciąż będziesz odwalać takie akcje.

- Wielka mi szkoda, ciekawe czy ktoś zapłacze - mówię ironicznie i z podniesioną głową, przechodzę obok blondynki, gdy Antonio kieruje mnie do samolotu.

- Nigdzie kurwa nie jadę, obiecaliście mi coś! - krzyczy nagle w histerii dziewczyna i odwraca się do nas plecami.

- Nie masz pięciu lat - odpalam nagle bez zastanowienia - a przynajmniej nie wyglądasz - blondynka nagle się do mnie odwraca i patrzy krzywo, teraz dokładnie można zauważyć jej nierównie położoną kredkę do ust - jak słyszałaś, ja tu zarządzam, więc pakuj swoje cztery litery, bo wyciągnę lufę, której nie mam.

- Co tu się odwala, Antonio? - wpatruje się w nas z niedowierzaniem i wciąż nie rusza się z miejsca.

- Rób to, co słyszałaś - oznajmia i wprowadza mnie do środka.

W sumie podoba mi się mówienie ludziom, co mają robić, może nie będzie aż tak źle jak myślałam? - mówię do siebie w myślach i jednocześnie śmieję się z dziewczyny, która zajmuje miejsce obok nas, no to czeka nas miła i niezapomniana podróż.

***

Oczekiwałam większych wrażeń, ale jak na razie dostałam jedynie krzywe spojrzenia rzucane przez jasnowłosą i udawaną, poważną minę Antonio, którą próbuje nas wystraszyć.

- Może puścicie jakąś muzykę? - odpalam nagle, a oczy natychmiastowo się na mnie kierują - no co?

- Ty tak serio? Jesteś jakaś głupia, czy głupsza? - komentuje dziewczyna i prycha wywracając jednocześnie ślipiami.

- Wyluzuj blondi, trochę rozrywki ci nie zaszkodzi, może nie będziesz taka spięta, gdy wyznaczę ci kolejne zadanie - stwierdzam, a wyraz twarzy Antonio w końcu się zmienia i chłopak zaczyna się głośno śmiać.

- Co cię bawi zasrańcu? - szturcham go w ramię i włączam przycisk, który sprawia, że we wnętrzu w końcu zanika cisza.

- Chyba już wiem, dlaczego to właśnie ciebie chciał dopaść Pedro.

- Super, w końcu czuję się wyróżniona, ale nie poczuwaj się za bardzo, wciąż jesteś moim oprawcą, a nie kumplem.

Dziewczyna obok wpatruje się we mnie wzrokiem zabójcy, a ja wciąż zastanawiam się, o co może chodzić z faktem dotyczącym tego, że będę od dzisiaj nią zarządzać, mam mówić jej, kiedy ma iść siku, a kiedy nie? A może wyznaczać zadania specjalne lub szukać gości, którzy są chętni na szybki numerek w kabinie? Z dwojga złego, chyba wolałabym zajmować się tym drugim, no nie ukrywajmy, jest to o wiele ciekawsze.

- Czas zacząć nowe życie, Ashly - zwraca się do mnie chłopak po lądowaniu i wyciąga do mnie dłoń.

- Nie będziesz trzymał mnie już w ucisku? - patrzę na niego podejrzliwie, no chyba nie myśli sobie, że zostaliśmy przyjaciółmi po jednej miłej, udawanej pogawędce.

Brunet szeroko się uśmiecha i zaczyna podążać w stronę wyjścia - jeden błędny ruch i tym razem kulka trafi w twoją głowę.

Normalnie umieram ze strachu.

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz