Rozdział XXV

29 0 0
                                    

- Zaprowadzę cię do środka, okej? - odzywa się kierowca, który wpatruje się we mnie w lusterku, gdy docieramy już na miejsce.

- Poradzę sobie.

- To żaden problem... - mówi, ale natychmiastowo mu przerywam - czego nie rozumiesz w dwóch prostych słowach? - odpalam oskarżycielsko i wybiegam z samochodu, jednak po chwili upadam na asfalt i syczę z powodu rozdartego kolana.

- Chodź - ponownie się do mnie zwraca i chwyta mnie za rękę, jednak wstaję na własnych nogach i odwracam się do niego plecami - mówiłam, że sobie poradzę - wyduszam z siebie i idę powolnym krokiem w stronę hotelu. Błagam, tylko bez żadnej litości.

- Dookoła mnie znajdują się ochroniarze, którzy wpatrują się we mnie tak, jakby zobaczyli ducha, proponują mi pomoc, ale to jedynie wywołuje we mnie jeszcze więcej emocji, którym znowu nie mogę pozwolić wydostać się na zewnątrz.

Dochodzę do pokoju i automatycznie zamykam za sobą drzwi, po czym zsuwam się na podłogę i zaklinam wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w dzisiejszym dniu. W tym momencie nie jestem nawet w stanie ruszyć się z miejsca, ale przynajmniej nie muszę już więcej udawać, bo nikogo nie ma w pobliżu. Obraz przed moimi oczami ponownie traci ostrość, nie wiem, czy jest to spowodowane zmęczeniem, czy kolejnym omdleniem, ale nie mam nawet możliwości się nad tym zastanowić, bo tracę kontakt z rzeczywistością.

- To jakieś ważne spotkanie? - pytam ostrożnie, bo odczuwam dość napiętą atmosferę między nami.

- Ashly, nie mogę z tobą o tym rozmawiać - wpatruje się we mnie smutnym wzrokiem i widzę, że coś przede mną ukrywa, co więcej - jest to coś naprawdę poważnego.

- Przecież mieliśmy rozmawiać o wszystkim, jestem tu po to, żeby cię wspierać, niezależnie od sytuacji, miejsca i czasu - odparowuję wspominając naszą poprzednią rozmowę, ale jest to bezskuteczne, bo chłopak jedynie spuszcza głowę i ucieka od mojego spojrzenia.

- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Lorenzo

- Chcesz je zakopać? - pytam patrząc na chłopaka, ale ten za bardzo skupia się na jeździe.

- Nie, mam benzynę w bagażniku, podpalimy go i upozorujemy wypadek samochodowy.

- Zajmie im kilka dni połączenie faktów, to nie ma żadnego sensu - komentuję, bo pomysł wydaje mi się bardziej niż absurdalny.

- Właśnie o to chodzi, z pewnych źródeł wiem, że cierpiał na zaburzenia psychiczne, co więcej zadzierał z jeszcze gorszymi ludźmi od samego siebie i jego ojca, pierwsze przypuszczenia spadną właśnie na nich.

- Ashly może zostać przesłuchiwana, nie jest w dobrym stanie, nie powinna się już w żaden sposób narażać.

- Przecież podobno Pedro bardzo się o nią troszczy, nieprawdaż? - patrzy na mnie wyczekująco, ale uciekam od jego spojrzenia.

- Kim ty do cholery jesteś?

- Nie musisz teraz tego wiedzieć - oznajmia, po czym powraca nagle do tematu dziewczyny - Jak się czuje?

- Kto?

- Ashly - wypowiada jej imię tak, jakby poraziło go prądem.

- Nie muszę odpowiadać na twoje pytania, ty także tego nie robisz.

Widzę jak chłopak zaciska pięści na kierownicy, a jego twarz ukazuje zarówno złość, jak i smutek - co cię z nią łączy?

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz