Około godziny dwudziestej Antonio oznajmia, że wychodzi załatwić pewne sprawy z Lizzy i wróci do mnie za jakiś czas - nie musisz już wracać - mówię do siebie w myślach i żegnam chłopaka machając mu ręką.
Drzwi pokoju zamykają się, a ja mam wreszcie możliwość pobycia sama. Sama? Mam więcej osobowości niż Grey twarzy, więc to chyba awykonalne, ale załóżmy, że stan rzeczy jest inny.
Wchodzę do sypialni i rozglądam się dookoła, jest totalnie nie w moim stylu, a pomieszczenie jest zbyt ciemne - pomimo, że pasuje do to mojego stanu wiecznego przygnębienia, raczej wolę oszukiwać samą siebie, że jest inaczej, poprzez przebywanie w jasnych pokojach.
Coż, przynajmniej jestem jeszcze żywa, jeszcze.
Postanawiam wziąć ciepłą kąpiel i spróbować odprężyć się po dniu pełnym wrażeń, ku zaskoczeniu, całkiem mi to wychodzi. Zanurzam się w wodzie i nie wynurzam się z niej aż do momentu, gdy zacznę potrzebować powietrza.
- Jesteś taka sama, jak twój ojciec! - próbuje rzucić we mnie wazonem, ale ten rozbija się na ścianie, kilka centymetrów od mojej głowy.
- Czyli jaka? - odchrząkuję próbując powstrzymać falę łez, które zbierają się pod moimi powiekami. - JAKA?!
Wynurzam się nagle z wody i łapczywie zaczynam łapać powietrze. Odgarniam przemoczone włosy z twarzy i ponownie osuwam się do wanny, gdy nagle do łazienki wkracza przerażony Antonio - Ubieraj się, szybko! - rozkazuje i rzuca mi ubrania, które znajdowały się w salonie - Błagam cię Ashly, to jeszcze gorsi ludzie od nas - ponagla mnie, a w jego oczach widzę przerażenie.
Szybko zarzucam na siebie manatki, gdy chłopak nagle chwyta mnie za rękę i zaczyna ciągnąć w stronę korytarza - Cholera - syczy i gwałtownie przystawia mnie do ściany, chowając nas jednocześnie przed dwoma mężczyznami znajdującymi się kilka metrów od nas - siedź cicho, nie ruszaj się stąd, jasne? - wpatruje się we mnie przez moment, po czym kiwam głową na znak zgody, a on przystępuje do działania.
Wychylam się lekko za rogu i na własne oczy widzę, jak nagle dwa ciała upadają na podłogę z wielkim hukiem. Jeden mężczyzna ma zdeformowaną twarz od kul, które wycelował w niego Antonio. Kałuża krwi robi się coraz większa, gdy zaczyna tryskać z kolejnego ciała. Zamykam oczy i odliczam do trzech, mając nadzieję, że obraz przed moimi oczami okaże się filmem science fiction i zaraz wszystko zniknie. Gdy jednak otwieram oczy, nic się nie zmienia, a kałuża krwi stale się powiększa.
- Szybko! - krzyczy chłopak ruszając w moją stronę, gdy nagle jeden z mężczyzn łapie go za kostkę i rzuca na podłogę. Pomimo że ma postrzelone kolana, sprawnie porusza dłońmi, co sprawia, ze jest w stanie dosięgnąć pistoletu znajdującego się kilka centymetrów obok.
- Uważaj! - krzyczę do bruneta, gdy ten nagle zauważa ruch i uderza go w twarz, jednak mężczyzna wciąż nie daje za wygraną. Akcja przeistacza się w bójkę na niekorzyść mojego pseudo partnera. Jestem tak bardzo zdezorientowana, że nie mam pojęcia, co zrobić i jak mu pomóc. Zaraz, pomóc? Przecież to ja zostałam porwana.
- Ashly! Strzelaj kurwa! - rozkazuje, gdy jego oprawca drwiąco się uśmiecha i przykłada mu pistolet do podbródka, po czym pociąga spust.
Wystrzał.
Ciało zamaskowanego mężczyzny osuwa się na podłogę, a ja wpatruję się w kolejną osobę, którą pozbawiłam życia.
- Po prostu przyznaj, że nigdy mnie nie chciałaś! Nienawidzisz mnie - zalewam się łzami i nie spuszczam z niej wzroku.
- Tak bardzo chcesz usłyszeć prawdę? Wszystko spieprzyłaś, moje życie zakończyło się w momencie rozpoczęcia twojego - oznajmia i bierze do ręki nóż, po czym podcina sobie nadgarstki.
- Musimy uciekać, już! - szarpie mnie za rękę w stronę awaryjnego wyjścia, a moje oczy wciąż mają przed sobą obraz uchodzącego życia, które właśnie ja zdecydowałam się zakończyć.
- To istnieją w ogóle gorsi ludzie od nas? - pytam z wyrzutem i wyrywam się chłopakowi - kto to był?!
- Ashly, nie teraz - oznajmia i ponownie chwyta mnie za nadgarstek, ale zaczynam mu się wyrywać.
- Wyjaśnię ci to, gdy będziemy już bezpieczni - uspokaja ton głosu i wyciąga do mnie dłoń - proszę.
Manipulacyjne sztuczki na mnie nie działają, ale strzały za moimi plecami już tak - podaję mu rękę i szybkim tempem opuszczamy budynek.
***
Pod hotel podjeżdża czarny samochód, w który pakujemy się bez żadnego zastanowienia.
- Cieszcie się, że ratuję wam tyłki - odzywa się Lizzy i patrzy na mnie w lusterku, po czym delikatnie się uśmiecha.
Co to za nagła zmiana, czyżby też była bipolarna i właśnie skończył jej się depresyjny epizod? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, aczkolwiek mogę się jej domyślać.
- Co jej nagadałeś? - zwracam się do chłopaka, gdy ten zaczyna przeglądać swoje rany.
- Współpracuje z nami i tyle - oznajmia sycząc, gdy odpina koszulę i dotyka obojczyka poranionego nożem.
Nie zwróciłam uwagi na to, żeby któryś z mężczyzn miał nóż - na pewno nie miał, dokładnie obserwowałam każdego z nich. Czy wpadł w jakąś bójkę biegnąc po to, aby mnie stąd zabrać? Czy moje życie jest warte teraz aż tyle, aby ryzykować za nie własnym? Nie sądzę, dlaczego więc przypuszczam, że moje spostrzeżenia są prawdziwe?
- Mam nadzieję, że udowodnisz wartości tych ran - rzuca blondyna i przyspiesza gwałtownie na zakręcie. Czy ona chce nas zabić? Błagam, zrób to.
- Nie prosiłam się o nic, zwłaszcza o to, aby ktoś mnie ratował - oznajmiam i patrzę na nią w lusterku - dawałam sobie świetnie radę sama przez prawie 19 lat.
- No to już nie będziesz musiała - wtrąca brunet i wkłada mi do ręki broń - masz teraz to i świetnego partnera w mojej postaci.
- I partnerkę w mojej - uśmiecha się szeroko, po czym ponownie przyspiesza na zakręcie.
- Kto ci dał prawko dziewczyno!
- Nikt, sama je sobie sfałszowałam - mówi, po czym cała nasza trójka wybucha głośnym śmiechem.
Czyżbym właśnie odnalazła sojuszników w swoich oprawcach? I przede wszystkim, czyżbym właśnie zapomniała o tym, że zabiłam przed chwilą człowieka?
CZYTASZ
Handel
Bí ẩn / Giật gânŻycie Ashly obraca się do góry nogami, gdy zostaje porwana, a tajemniczy mężczyzna proponuje jej układ, który przynosi bohaterce wiele nowych przygód. Znudzona monotonią i pragnąca wejść w nowy świat, zgadza się zostać szefem i zarządzać kobietami z...