Rozdział XX

33 0 0
                                    

- Zabieramy ze sobą dziewczyny, brzmi to totalnie źle, ale mamy już cały komplet - zwracam się do Antonio i w głębi duszy proszę o to, abyśmy opuścili już to miejsce. Jestem za bardzo ciekawa dzisiejszego wieczoru i towarzystwa, z którym będę musiała mieć styczność. Nie wiem, co się wydarzy, ale jeśli będę zmuszona do jakiegokolwiek działania przeciw tym pseudo komandosom, to podejmę je bez żadnego wahania. Obym tylko i wyłącznie w swojej głowie nie była taka odważna.

- Zawiadomię Pedro i podwiozę was do Sophie - wypowiada imię dziewczyny, a ja automatycznie odwracam się w stronę blondyna, który stale mnie obserwuje. Przynajmniej może ona nie będzie grała mu co 5 sekund na nerwach i z szczerą wzajemnością.

- Czyli za kilka godzin powinniśmy pozbyć się już niańki? - podchodzi do nas i pyta ironicznie chłopaka, którego mina twarzy nie ukazuje raczej żadnego zadowolenia.

- Być może na jakiś moment - odpowiada, po czym natychmiastowo go wymija i nakazuje mi za sobą iść.

Nie mogę już się zdecydować nawet na to, który z nich bardziej mnie irytuje, obawiam się, że nie odpowiem sobie na to pytanie.

Po kilku minutach pod klubem znajdują się już auta mające zabrać dziewczyny razem z nami. Czuję się jak w jakimś tandetnym filmie o mafii i gangach. Nie ukrywam jednak, że kobiety mafii całkiem przypadły mi do gustu, co więcej - zawsze miałam słabość do gangsterskich filmów. Być może dlatego trafiałam w swoim nastoletnim życiu na samych niezbyt przyjemnych chłopaków, w końcu na czymś musiałam się wzorować. Nie przyniosło mi to za dużo pożytku, ale przynajmniej jestem ostrożna, a role w pewnym czasie się odwróciły - znowu jednak nadchodzi jakieś ale, bo musiałam przeżyć kolejny rollercoaster, który zmienił moje postrzeganie świata i był nim właśnie mój przyjaciel. Otworzyłam się na innych, a potem znowu zamknęłam i tak działam do tej pory, w pewnym sensie zardzewiałam, a przecież wcale nie jestem taka stara, teoretycznie.

A co do zardzewiałych gwoździ, muszę się zabezpieczyć, żeby na wszelki mieć co wbijać w kolana blondyna.

***

- Znudziło ci się już zgrywanie czarnego charakteru, czy mam jeszcze poczekać z wiadomościami od słynnego Antonio? - zadaję pytanie, gdy znajdujemy się już sami.

- W końcu nauczyłaś się mówić, kolejny progres - mówi ironicznie chłopak, po czym patrzy na mnie wyczekująco.

- Załóżmy, że wcale nie słyszałam tego, co przed chwilą powiedziałeś - patrzę przez chwilę przed siebie i chcę kontynuować, ale nagle mi przerywa - Nie mam już na ciebie słów, a minęło dopiero kilka minut odkąd jestem tu z tobą zamknięty, więc przejdź do...

- Spokojnie księżniczko, nie rozpędzaj się tak, przynajmniej nie próbowałam podpalić samochodu, w którym jechałeś - wbijam w niego wzrok i oczekuję jakiegokolwiek zaprzeczenia, ale ten nie odzywa się do mnie słowem - żartujesz sobie? Naprawdę to zrobiłeś? - zadaję kolejne pytania, bo nadal nie jestem w stanie uwierzyć w to, że Antonio mógł mieć rację. Co jeśli ponownie wybrałam nie tą osobę, co trzeba?

Stoimy w milczeniu przez większość czasu, a chłopak nie jest nawet w stanie oderwać wzroku od podłogi, gdzie ta jego nieustraszona odwaga?

- Teraz to ty na mnie spójrz - nakierowuje na siebie jego twarz, a mój spokój, który próbowałam mieć ciągle pod kontrolą, powoli zaczyna mnie opuszczać - dlaczego, kurwa chciałeś mnie podpalić?

- Ashly - zaczyna niepewnie, po czym znów wbija wzrok w podłogę - to wygląda inaczej, niż myślisz.

- Nie przypominam sobie, żebyś wspominał coś o karierze komika, dlaczego wciąż robisz sobie ze mnie jakieś żarty? - gwałtownie gestykuluję, bo nie jestem w stanie już się opanować - przez ten cały czas myślałam, że to ten idiota jest przeciwko mnie - śmieję się mu w twarz, a ten nawet nie drgnie - prawda okazuje się zupełnie inna. A może powiesz mi, że to mój ojciec chciał mnie podpalić? Dał ci zadanie do wykonania, to całkiem zrozumiałe, przecież jesteś mu tak cholernie posłuszny, żeby być w stanie zabić nawet jego własne dziecko - mówię tak szybko, że nie potrafię zrozumieć znaczenia swoich słów - jak ja mam ci ufać? - patrzę na niego wyczekująco, podczas gdy ten wciąż milczy - Nie będę brać więcej udziału w tej szopce, na pewno nie z tobą - rzucam i jak najszybciej wychodzę z pomieszczenia, bo nie jestem w stanie znieść jego obecności. Pomimo, że nie uzyskałam odpowiedzi na żadne zadane pytanie, jego milczenie było wystarczające.

Lorenzo

- Jak mam wytłumaczyć się z tego, że spowodowaliśmy wybuch samochodu, w którym jechała? - pytam Carla, bo wiem, że nie będzie to nic prostego - nie wcisnę jej kolejnej bajeczki dotyczącej tego, że robimy to dla jej dobra.

- Ale robimy, musisz to jakoś wyjaśnić, co więcej - wyczuwam jego zdenerwowanie w głosie - jak do cholery się o tym dowiedziała?! - słyszę rozbijające się o podłogę szkło i automatycznie się rozłączam. Wszystko w moich rękach.

Wychodzę z pokoju i automatycznie kieruję się w stronę ochrony, nie mogłoby być jej w tym momencie gdzieś indziej, w tej dziedzinie jest dość przewidywalna. Obserwuję jak krzyczy aktualnie na jakiegoś ochroniarza, który próbuje ją zbyć i wciąż patrzy przed siebie udając, że wcale nie ma jej obok. Dziewczyna ponownie stara się wydostać z budynku, ale kilku mężczyzn zagradza jej drogę w taki sposób, że nie jest w stanie się teraz ruszyć. Czas zacząć ponownie zgrywać Romea.

- W porządku - zwracam się do jednego z nich i chwytam ją za rękę, co jak mogłem się domyślić skutkuje tym, że dostaję w twarz. Patrzy na mnie tak, jakby naprawdę chciała wbić mi teraz w kolana gwoździe, o których ciągle wspomina. Obserwuję jak z jej oczu napływają kolejne łzy i pierwszy raz od dawna coś we mnie pęka. Nigdy nie powinnaś nikomu ufać, zwłaszcza mi.

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz