Rozdział XXI

33 0 0
                                    

- Nigdy więcej mnie nie dotykaj, albo to ja podpalę cię, gdy nadarzy się tylko taka okazja - mówię stanowczo i wymijam go w pośpiechu.

- Daj mi się z tego wytłumaczyć - ignoruję jego prośbę, bo prawdopodobnie ponownie próbuje tylko i wyłącznie zagrać na moich emocjach.

Otwieram drzwi i przystaję na moment, gdy Sophie zaczyna mierzyć mnie wzrokiem - Co się stało? - zbliża się do mnie natychmiastowo, ale nie mam ochoty na żadne współczucie ani dzielenie się z kimkolwiek tym, czego przed chwilą się dowiedziałam.

- Popraw mi makijaż - oznajmiam i siadam przed lustrem.

***

W pewnym momencie naprawdę wierzyłam w to, że chce mnie uchronić od tej cały bandy popaprańców, okazuje się jednak, że jest jednym z nich, mogłam od razu go przestrzelić. Prawda jest taka, że muszę ostrożniej dobierać sobie sojuszników, najchętniej wcale bym tego nie robiła i działała jak zazwyczaj na własną rękę, ale sytuacja mi na to nie pozwala. Jak to mówią, czas wybrać mniejsze zło, pytanie tylko kto nim jest i czy dokonam słusznego wyboru - nigdy nie było to moją mocną stroną.

- Sophie, mogę od ciebie zadzwonić?

- Jasne - odpowiada podając mi telefon, po czym spisuję z kartki numer, który dał mi w klubie Antonio. Wcale się za nim nie stęskniłam, ale czas ponownie przekalkulować sytuację, jednakże z inną stroną tego pieprzonego medalu.

- Zorganizuj wszystko tak, abym wracała dzisiaj z tobą wieczorem, sama - podkreślam ostatnie słowo i automatycznie się rozłączam, ponieważ łapią mnie wyrzuty sumienia z powodu, że właśnie teoretycznie zostałam zdrajcą. Próbował mnie podpalić, ale jakaś część mnie całkowicie się z tym nie zgadza i nadal chce go bronić.

- Nie powinnaś wchodzić w układy z Antonio - zwraca się do mnie dziewczyna. Patrzę na nią pytająco i oczekuję odpowiedzi. Milczy kilka dłuższych sekund, po czym ponownie się odzywa, ale w jej głosie słychać zrezygnowanie - To nie są dobrzy ludzie, uwierz mi.

Uwierzyłam człowiekowi, który chciał mnie wcześniej podpalić, nie pamiętam który to już raz, ale znowu utraciłam wiarę w te słowa. Fakt jest taki, że nigdy nie powinnam jej mieć.

- Ashly, zaufaj mi - prowadzi mnie po polnej drodze z nakazem zamkniętych oczu. Oszukuję co jakiś czas i trochę podglądam, bo boję się, że zdeptam jakąś żabę, albo co gorsza żmiję.

- Daleko jeszcze? - pytam, gdy droga zaczyna robić się coraz bardziej stroma.

- Naoglądałaś się za dużo Shreka.

- Raczej filmów o gangsterach i boję się, że zrzucisz mnie zaraz z klifu - mówię żartem, co powoduje jego śmiech.

- Nic z takich - zatrzymuje się w pewnym momencie i obraca tyłem do siebie - teraz możesz otworzyć.

Patrzę przed siebie i widzę baner znajdujący na dużym budynku. Znajdujemy się kilka kilometrów od niego, ale podświetlany napis jest widoczny nawet z tej odległości "Wszystkiego najlepszego Ashly". Odwracam się w jego kierunku i cała zamieram, bo nikt nigdy w życiu czegoś takiego dla mnie nie zrobił.

Wiadomości: Dzisiejszego poranka wybuchł pożar w jednym z najbardziej popularnych wieżowców w mieście. Łącznie zginęło w nim dwudziestu pracowników, w tym szef firmy i jego dziewiętnastoletni syn Paul. Padają podejrzenia na jednego z konkurentów, który chciał odegrać się na kadrze pracowniczej i celowo dokonał podpalenia.

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz